Zmiana: Mały wielki cud

“MAŁY WIELKI CUD”

Wiele razy w życiu doświadczałam zmian… mniejszych i większych… zmiana pracy, przekwalifikowanie, ślub, przeprowadzka itd.. Natomiast chciałabym podzielić się z Państwem moją niesamowitą historią. Ta właśnie zmiana jest dla mnie znacząca i świadczy o tym, że nie warto się poddawać… NIGDY NIE WARTO TRACIĆ NADZIEI…

Pragnę naświetlić Państwu jak nieoczekiwana może okazać się ZMIANA ŻYCIOWA na którą czeka się z utęsknieniem długi czas, a mianowicie 5 długich lat…

Ciężko opisać w dużym skrócie tak przejmującą historię… staraliśmy się z mężem o dziecko, w międzyczasie kończyłam studia, zmieniałam pracę, ale cały mój mały świat skupiał się na wiecznej walce o rodzicielstwo, macierzyństwo… o zajście w ciążę… Jeździliśmy od lekarza do lekarza, podejmowaliśmy się również różnych sposobów medycyny niekonwencjonalnej…. zioła, bioenergoterapia, refleksoterapia, akupunktura.. Chodziłam także do psychoterapeuty, gdyż nie radziłam sobie z tym cierpieniem. Psychika siadała z dnia na dzień… Aż któregoś dnia postanowiliśmy z mężem podjąć się leczenia, trafiliśmy do ginekologa, prof. zajmującego się tematem niepłodności… Najpierw zaczęło się od diagnozy, następnie różne bolesne badania: hsg, laparoskopia. Coraz częstsze wizyty w szpitalu, i decyzja o inseminacji (a było ich 6). Wszystkie nieudane… Gdy siły już opadały podjęliśmy się tematu in vitro… To była ciężka decyzja, gdyż wiedzieliśmy co Nas czeka, jakie to obciążenie dla organizmu, fizyczne jak i psychiczne…. w przeciągu półtora roku podjęliśmy się 2 prób zapłodnienia in vitro…. niestety nieudanych… Załamałam się niesamowicie… przez 2 miesiące nie wychodziłam z domu, unikałam znajomych oraz spotkań rodzinnych… Mój mąż widział moje cierpienie, ale podnosił mnie stale na duchu. Z resztą gdyby nie jego niepoprawny optymizm, nie dałabym rady przetrwać tego ciężkiego czasu. Wtedy wyjechaliśmy na weekend w góry, gdzie próbowałam się pozbierać i odzyskać w sobie choć iskierkę nadziei i energii do życia… Mąż był i jest do dzisiaj moją ostoją… Powiedział na wyjeździe zdanie którego nie zapomnę do końca życia: “Kochanie, jeśli zdobędziemy dziś ten szczyt, pokonamy wszystkie przeciwności….” A warunki pogodowe były naprawdę kiepskie.. mimo to daliśmy radę! Weszliśmy na sam szczyt, jak również zeszliśmy czarnym szlakiem… Lekko nie było, ale postanowienie silne. Po 3 miesiącach od powrotu z wyprawy dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży… całkowicie naturalnej…. w tej chwili NASZĄ ZMIANĄ życiową jest właśnie ten mały wielki cud rosnący w brzuszku 🙂 im bliżej porodu, tym nasz świat nabiera kolorów…warto walczyć i wierzyć a zmiana przyjdzie sama…

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.