Joanna Heidtman. O prawdzie i pozorach w życiu codziennym i w biznesie

Dr Joanna Heidman, doświadczony konsultant, trener i coach. Psycholog i socjolog. Wiedzę i doświadczenie zdobywała m.in. w University of South Carolina i Cornell University w USA. W Pracowni Procesów Grupowych w IS UJ prowadziła przez 10 lat badania dotyczące konfliktów i dynamiki grupowej. Jako ekspert jest częstym gościem TVP, TVN i prasy branżowej. Dziś specjalnie dla czytelników Zmian w Życiu opowiada o tym, czy warto zawsze dostosowywać się do okoliczności, czy może ważniejsze jest, aby pozostać sobą. Dlaczego w biznesie coraz częściej spotykają się technika sprzedaży z techniką sprzedaży, a nie człowiek z drugim człowiekiem? Ja, zarówno w życiu prywatnym, jak i w biznesie, zawsze mówiłam i mówię to, co myślę i czuję. To trudna droga, bo kiedy mówimy innym to, co chcą usłyszeć, jesteśmy bardzej lubiani, możemy łatwiej osiągać swoje cele. Wierzę jednak, że w całościowym rozrachunku życia będziemy pamiętać te osoby, które nie wtopiły się w naszą codzienność, tylko zaznaczyły swoją obecność ważnym słowem lub gestem. Nawet najmniej oczekiwane i niekoniecznie miłe słowa, jeśli są szczere, wnoszą w nasze życie znacznie więcej niż potok innych miłych, które słyszymy zazwyczaj. Trafnie oddają to słowa profesora Bartoszewskiego: “Są w życiu rzeczy, które warto i są rzeczy, które się opłaca. Nie zawsze to co warto się opłaca i nie zawsze to co się opłaca warto”. A jak Państwo myślą? Zapraszam do dzielenia się swoją opinią i doświadczeniami.

– Anna Węgrzyn, redaktor naczelna

 

Czy w dzisiejszym świecie łatwo być sobą?

I łatwo, i trudno. Pozornie łatwo, bo wydaje się, że dzisiejsze społeczeństwo dopuszcza różnorodność stylu życia i światopoglądów, że nie musimy sobie narzucać jakichś wielkich ograniczeń, dostosowując się do społecznych norm. Jednocześnie kiedy wchodzimy w różne role społeczne czy zawodowe, spotykamy się z wieloma naciskami i oczekiwaniami, a niedopasowanie się do nich oznacza utratę tej roli czy pozycji. Określonych zachowań oczekuje się od handlowca, od dyrektora, od biznesmena. Te zachowania są dobrze opisane. W swojej koncepcji dramaturgicznej Goffman przedstawia społeczeństwo jako teatr, w którym są rozdane pewne role, jest scenografia – różne miejsca, w których się poruszamy, są kostiumy, maski… Żeby móc odegrać jakąś rolę, musimy ją odegrać wedle oczekiwanego scenariusza. Jeśli tego nie zrobimy, to najczęściej nie tylko nie dostaniemy oklasków widowni, lecz także zostaniemy wygwizdani i tej roli pozbawieni. Oczywiście, z jeszcze innej strony, lubimy, kiedy czasem pojawiają się wichrzyciele, którzy mówią: “Nie! Ja to zrobię w zupełnie inny sposób, napiszę nowy scenariusz do tej roli”. Jednak takie zachowania akceptujemy tylko u wybranych, charyzmatycznych postaci, a na co dzień wszyscy od siebie oczekujemy, że rozegramy sytuacje życiowe wedle danego scenariusza. To może zaprzeczać byciu sobą w takim najgłębszym sensie wyrażania siebie, ekspresji siebie w tych wszystkich rolach. Bycie miłym – w takim nie do końca pozytywnym sensie – jest też próbą sprostania oczekiwaniom tworzącym się wokół nas, nawet nie do końca zgodnym z nami. A co się potem dzieje? Potem nadchodzi czas na zmianę, bo po wielu latach czujemy dyskomfort, bo za mało w tym życiu jest nas samych.

Zgadzam się, ja też dokonałam zmian właśnie wtedy, kiedy uświadomiłam sobie, że coraz mniej jest w tym życiu mnie.

Chciała pani zrealizować pewną rolę zawodową w inny zupełnie sposób niż oczekiwano i w pewnym momencie sama się pani tej roli pozbawiła, bo nie chciała jej odgrywać w taki sposób, w jaki wymagano. Teraz wybrała sobie pani taką rolę, w której nadal są oczywiście pewne oczekiwania, ale są one bliższe pani osobowości – dalej pełni pani różne role, ale już w zgodzie ze sobą.

Wiele dróg coachingowych prowadzi właśnie do tego, by poszukiwać takich miejsc w życiu, które będą bliższe naszej własnej osobie. Bardzo często studiując, a potem wchodząc w życie zawodowe, nieświadomie spełniamy czyjeś oczekiwania. A potem głos z wewnątrz – który nie jest żadnym mistycznym głosem, tylko poczuciem wypalenia, poczuciem braku sensu czy obniżonym nastrojem – mówi nam, że nie jesteśmy we właściwym miejscu. W takiej sytuacji jedni będą mieli odwagę, żeby poszukać tego właściwego miejsca i podążyć w jego stronę, co wiąże się z ryzykiem – bo jednak wchodzę w nieznane, ale z nadzieją, że zyskam bardzo wiele. Drudzy z kolei zostaną tam, gdzie są i dla pewnego pozornego poczucia bezpieczeństwa i spokoju będą kontynuować dotychczasowe życie. Widzę jednak, że coraz więcej ludzi jest świadomych, iż taki dyskomfort nie jest im potrzebny. Zwiększyła się chęć życia pełnią siebie i ekspresji siebie w każdym obszarze życia. Mamy chyba coraz więcej odwagi, by powiedzieć otoczeniu i przede wszystkim sobie: “to nie jest moje miejsce, nie wyrażam w tym siebie, będę szukać gdzie indziej”. Z tego wynika chyba popularność coachingu, ponieważ coach jest akuszerką, która pomaga we wglądzie w siebie, w znalezieniu swojego miejsca.

Mam wrażenie, że jesteśmy bardzo mało ciekawi siebie nawzajem, brakuje nam uważności. W rozmowach nie wyrażamy swoich intencji, tylko rywalizujemy ze sobą, przepychając swoje racje. Co by się stało, gdybyśmy zarówno w biznesie, jak i w życiu prywatnym zaczęli wyrażać wprost swoje potrzeby?

Mówiła pani o uważności, tymczasem najczęściej nasza uwaga jest skierowana na zewnątrz, a nie do środka nas samych. Odczuwamy bardzo silną presję osiągnięć, ciągle porównujemy się z innymi – tymi, którzy są stawiani na świeczniku, którzy dużo osiągnęli. Nasza uwaga jest kierowana na zewnątrz, myślimy: “jak to zrobić, żeby też się tam zbliżyć?”. Mniej uwagi poświęcamy temu, co wewnątrz, co jest dla nas dobre, co da nam poczucie spełnienia. W wychowaniu tę presję wywierają rodzice, którzy projektują na dzieci potrzebę osiągnięć – to niestety oznacza, że proces niezgodności ze sobą może zacząć się bardzo wcześnie. Trening przyzwyczajania się do pełnienia nie swojej roli, do robienia nie swoich rzeczy.

Jako coach najczęściej pracuję z ludźmi w wieku ok. 40 lat, którzy przez 20 lat swojej aktywności zawodowej robili różne rzeczy, często odnosili sukcesy, ale dopiero w tym przełomie kryzysu wieku średniego zorientowali się, że to nie jest to, że za mało w tych aktywnościach jest ich samych. Może w tym okresie życia jest po prostu łatwiej odejść od spełniania oczekiwań społecznych, partnera, rodziców – popularnie opisywany “kryzys wieku średniego” to okres poniekąd naturalnej zmiany. Carl Gustaw Jung charakteryzuje go jako okres połowy życia, w której mamy już za sobą różne dokonania życiowe na polu prywatnym i zawodowym, a jednocześnie robimy już pierwsze poważne podsumowania, zmieniamy się fizycznie… to taki moment, kiedy jesteśmy bardziej skłonni do refleksji, czy wszystko to, co się w naszym życiu dzieje, jest rzeczywiście nasze. To okres naturalnej przemiany. Integrujemy nowe jakości siebie, odkrywamy w sobie nowe talenty, nowe potrzeby.

Tworząc portal Zmiany w Życiu, myślałam o zmianach na dwóch poziomiach: zmianie w działaniu i zmianie w myśleniu. Chciałam zwrócić uwagę na to, że czasem wystarczy zmienić sam sposób myślenia, by docenić to, co już się ma. Mam jednak poczucie, że często słowo “zmiana” zachęca raczej do owczego pędu…

To może wynikać z działania społecznej komunikacji, która odmienia to słowo przez wszystkie przypadki, w przeróżnego rodzaju publikacjach. Zmiana zawsze była naturalną częścią życia, natomiast takie nieustające zachęcanie do niej rzeczywiście może powodować u wielu osób – zamiast skupić się na tym, co u siebie lubią i cenią, patrzą na to, czego jeszcze nie mają albo czego jeszcze nie zmienili. Jeżeli zmiana jest przymusem, to też staje się oczekiwaniem, a to nas prowadzi dokładnie w to samo błędne koło.

W “Urodzie życia” mówi pani, że zmiana jest dzisiaj fetyszem. Jednak zmiana może być także korzystna, jeżeli będzie prowadzić do doceniania swojego życia, a nie tylko poszukiwania nowego.

Wewnętrzny rachunek sumienia polega na tym, żeby najpierw sprawdzić, co w tym, co robimy i jak żyjemy, jest rzeczywiście nasze i chcemy to zatrzymać, a co przyszło do nas z zewnątrz i wynika z dopasowania się do oczekiwań – i to chcemy zmieniać. Ja zawsze mówię, że osoba sama dojrzewa do zmiany, że nie powinna ona być spowodowana oceną z zewnątrz, z której wynika, że zmiana “powinna zajść”. Głęboko wierzę w to, że ludzie zmieniają się właśnie wtedy, kiedy są wewnętrznie do tego gotowi. Oczywiście można ich zachęcać do autoanalizy, do refleksji i do uważności – bardzo mi się podoba to pojęcie, bo z uważności wynika właśnie mądrość i zmiana. Wspomniała pani, że mało zadajemy sobie pytań i mało weryfikujemy sami siebie – to też wynika z tego, że boimy się dysonansu poznawczego. Boimy się, że taka autoweryfikacja ujawni, że żyjemy w hipokryzji wobec samych siebie, że nasze związki i praca są źle pojętymi kompromisami. To bardzo często skłania, by długo tam nie zaglądać, dopóki nie pojawią się jakieś sygnały.

Które zmiany są trudniejsze – te na poziomie wewnętrznym czy zewnętrznym? Mówi się, że kiedy w życiu kobiety coś się dzieje, to w reakcji zmienia fryzurę albo kolor włosów. Dla innej osoby nawet taka zmiana może być trudna.

Zmiana wizerunku sama w sobie nie spowoduje trwałych, głębokich zmian, ale takie korekty odbudowują motywację do zmian głębokich i konstruktywnych. Czasem jest tak, że już sami ze sobą czujemy się źle. Wtedy nie mamy paliwa motywacyjnego, które jest potrzebne do zmiany, co nie zawsze jest pozytywne, kiedy chęć zmiany wynika z porównywania się z innymi.

Czyli pomalowanie paznokci na czerwono może być drobnym elementem, który zachęci nas do dalszych działań?

Tak, zachęci do działań mniej drobnych, a nawet całkiem poważnych. Bardzo często jest trudno o zmianę, ponieważ nie dajemy sami sobie wsparcia – zmiana zawsze wiąże się z pewnym wydatkiem energetycznym, czasowym czy emocjonalnym. Najpierw zawsze jest jakiś koszt, dopiero potem widać korzyści. Żeby się skłonić do owych wydatków, musimy mieć jakiś bazowy, życiowy poziom energii. Drobna rzecz potrafi nas zachęcić do tego wydatku energetycznego, związanego z dużą zmianą.

Warto zwrócić uwagę też na to, że zmiana to proces. Często słyszymy, że jedna książka czy jeden kurs “zmieni nasze życie”. Oczywiście, to może być bodziec, ale nic samo z siebie się nie zmieni. Kiedy nastawimy się, że proces zmiany będzie trwał długo i czasem może zaboleć, to wtedy mamy większą szansę doprowadzić go do końca.

Zmiana jest jak wyprawa. Pracowałam ostatnio nad ćwiczeniami do książki Marka Kamińskiego “Odkryj, że biegun nosisz w sobie”, która ukazuje proces osiągania celów właśnie w taki sposób . Najpierw trzeba znaleźć kierunek i cel, potem mieć dobrą mapę, zgromadzić wszystkie zasoby. Kiedy startujemy, to tak naprawdę jeszcze ciągle jest początek. W toku wyprawy – tak jak podczas podróży na biegun – zaczyna być zimno, monotonnie, nie widać punktu docelowego, zasoby się kończą, energii ubywa… Wtedy niezwykle cenna jest wytrwałość. Zapominamy, że do zmian jest ona bardzo potrzebna – mamy startowe zasoby, ale gorzej radzimy sobie z tym okresem, który nazywa się “długą, ciemną nocą innowatora”. Na czym to polega? Na początku jest moment sceptycyzmu, zbierania się, myślenia “czy w ogóle warto w to wchodzić”? Kiedy już się zdecydujemy, to następuje okres zwiększonej motywacji i entuzjazmu – twórcy tego modelu opisują to jako “kapele i fajerwerki” (śmiech). Jesteśmy przejęci, pełni euforii, opowiadamy o tym innym ludziom, działamy! Ale działania nie przynoszą na razie spektakularnych rezultatów i przychodzi moment kryzysu – to jest właśnie ta “długa, ciemna noc”. Koszty nadal są duże, a efektów wciąż nie widać. Wtedy możemy się poddać, wrócić na stare ścieżki, zaczynamy uzasadniać sobie nasze wycofanie. To jest właśnie moment, kiedy niezbędna jest pomoc coacha, który pomaga odnowić w nas tę motywację, wsparcie kogoś, z kim mamy dobry kontakt, albo też pozytywne wydarzenie, które przypomina, że jednak idziemy w dobrym kierunku. Kiedy zdarza się jakiś sukces, a my go świętujemy i pielęgnujemy – świetnie, to jest wskazówka, że dobrze nam idzie. A jeżeli przetrwamy ten moment, zaczynamy widzieć rezultaty, czujemy się lepiej, robimy coś mądrzejszego, jest w nas więcej radości i energii – to jest już ten sygnał, że idzie dobrze. Ale uwaga, nawet po tym kryzysie krzywa zmiany nie rośnie cały czas, jeszcze mogą wystąpić różnego rodzaju tąpnięcia, na to też warto się przygotować. Obserwuję to bardzo często u ludzi i jestem pełna podziwu dla ich wytrwałości. Nie wyobrażajmy sobie, że jakakolwiek zmiana pójdzie lekko, tak jak to pokazują w różnych artykułach czy porównaniach typu “before & after”, czyli “przed” i “po” metamorfozie. Nie ma takich “łatwych” zmian.

Chciałabym jeszcze odnieść się do tematu coachingu. Można powiedzieć, że coaching stał się ostatnio w Polsce modny. Niestety, wielu ludzi określa się mianem “coacha”, nie mając jednocześnie żadnego przygotowania. Na co ktoś, kto dopiero zaczął poszukiwania coacha, powinien zwrócić uwagę, by wybrać właściwą osobę?

To trudne pytanie. Myślę, że w przypadku coachingu jest tak, jak z różnymi innymi usługami – szukamy, czytamy, analizujemy, a to i tak nie gwarantuje od razu sukcesu. Są osoby, które dopiero za 2 czy 3 razem trafiają na taką osobę, z którą dobrze się im pracuje. Oczywiście, są różne certyfikacje, potwierdzenia formalne – warto o nie pytać, te informacje są dostępne, choć też niczego nie gwarantują, bo w relacji coachingowej najważniejsza jest właśnie te relacja. Ktoś może mieć certyfikaty, wiedzę, umiejętności, a jednak nie jest to ten typ osoby, pracy czy temperamentu, który komuś odpowiada. Często ludziom trudno jest też powiedzieć, czego tak naprawdę poszukują, bo sami nie do końca wiedzą, czym jest coaching. Wiedzą, że potrzebują jakiejś pomocy, ale nie potrafią określić jakiej. Często po pierwszym kontakcie okazuje się, że bardziej potrzebny niż coach jest psychoterapeuta.

Warto poświęcić czas na te poszukiwania. Mamy czas, żeby godzinami przymierzać ubrania, kiedy szukamy tej idealnej sukienki lub garnituru, a często wybieramy się do pierwszego lepszego coacha i na jego podstawie negatywnie oceniamy wszystkich.

Mam wrażenie, że to też jest bardzo ludzkie. Czasem ktoś szuka tylko po to, by potwierdzić swoją z góry założoną tezę, że to nie zadziała. Oczywiście, to pomijamy, bo to jest mechanizm podtrzymywania swoich własnych przekonań, a mówimy raczej o takich osobach, które naprawdę otwarcie szukają i nie są w żaden sposób uprzedzone. Wielokrotnie zdarza mi się, że ktoś przychodzi i od początku mówi, że zrobił poszukiwania i ten wybór jest świadomy. To bardzo mi ułatwia pracę, bo wiem, że ta osoba z jakichś powodów przyszła akurat do mnie. Oczywiście, wszystko się weryfikuje dopiero w żywej współpracy, ale dla coacha to bardzo komfortowa sytuacja – jeśli został świadomie wybrany przez klienta, to ta praca od razu rusza z innego poziomu otwartości, zaufania.

Warto też zwrócić uwagę, że spotkanie z coachem może nie tylko rozwiązać jakiś problem, z którym przychodzimy, ale także zapoczątkować poszukiwania tego, co jest dla nas ważne. Często w procesie coachingowym okazuje się, że źródłem omawianego zdarzenia czy problemu jest coś zupełnie innego, niż zakładaliśmy.

Zgadza się. Ja mówię, że zawsze są dwie odpowiedzi – jedna dobrze brzmi, a druga jest prawdziwa. Rzeczywiście często tak bywa, że ktoś przychodzi ze swoją wizją czy celem, stworzonym w dobrej wierze, a dopiero podczas sesji coachingowej okazuje się, że to była tylko jakaś zastępcza odpowiedź, zastępczy cel czy wizja i musimy pójść trochę głębiej, zweryfikować parę przekonań, żeby dotrzeć do tego, co jest prawdziwą odpowiedzią.                                                                                                                                                                                                                               

W książce “W zgodzie ze sobą, w zgodzie z innymi” porusza pani temat kompromisu. Twierdzi pani, że zarówno w negocjacjach biznesowych, jak i w życiu osobistym kompromis wcale nie musi oznaczać “pół na pół”.

Nie musi oznaczać “pół na pół”, wcale nie musi wiązać się z poddaniem czy spełnianiem oczekiwań innych. Chodzi raczej o poszukiwanie harmonii w relacjach między ludźmi, między mną a światem. Chodzi o szukanie takiego miejsca, które mnie pozwoli czuć się dobrze, ale i zharmonizować się z innymi. To oczywiście nie jest wcale proste, bo może oznaczać konieczność dokonania zmian w swoim otoczeniu towarzyskim czy zawodowym – kompromis wymaga chęci i motywacji z obu stron, a możemy się natknąć na osoby czy środowiska bardzo mocno rywalizacyjne, gdzie harmonijmy sposób funkcjonowania będzie bardzo trudny.

Kiedy ktoś nam coś w negocjacjach oferuje, mamy też chyba tendencję do zastanawiania nie nad tym, co my dzięki temu zyskamy, tylko co ten drugi ktoś będzie z tego miał…

Tak, ja nazywam takie myślenie: “nie chodzi o to, żeby koty wygrały, tylko żeby psy przegrały” (śmiech). Zamiast skoncentrować się na tym, czy ja osiągam to, czego chcę, w sytuacji rywalizacyjnej albo konfliktowej zwracam uwagę na drugą stronę. Czy ona przypadkiem się nie ma za dobrze…? Byłoby najlepiej, gdyby miała się źle. To jest myślenie nierozwojowe – nie dość, że kieruje ono naszą uwagę na zewnątrz, to zupełnie pozbawia nas możliwości zdobywania czegoś dla siebie, rozwijania siebie samych. Budzi też ogromną frustrację, bo inni mogą się mieć bardzo dobrze, ale my się też możemy w tym samym czasie trzymać się znakomicie.

I to wcale nie muszą być pozory.

Absolutnie. Rzeczywiście mamy taką społeczną pułapkę myślenia o sytuacjach konfliktowych jako o tak zwanej grze o sumie zerowej. Czyli: jeśli jest na stole jedno ciastko i ty weźmiesz z niego więcej, to ja z całą pewnością wezmę mniej. A tymczasem zdecydowana większość sytuacji konfliktowych, nawet w negocjacjach biznesowych czy handlowych, wcale nie jest grą o sumie zerowej. Są takie obszary negocjacyjne, gdzie ty możesz dostać prawie 100% tego, o co ci chodzi, i ja jednocześnie też, bo np. chodzi nam o różne sprawy, bo mamy inne priorytety. Nazywam to „mentalnością niedostatku“ – założenie, że jest jeden tort określonej wielkości, z którego ktoś na pewno dostanie więcej, a ktoś dostanie mniej. Świat nie jest takim tortem – jest wiele różnych tortów, każdy może mieć swój własny, a ktoś może w ogóle nie chcieć jeść.

Ważne, żeby umieć delektować się kawałkiem, który dostaniemy.

A przy tym nie myśleć, że wszyscy chcemy tego samego i wobec tego musimy ciągle rywalizować. Wszyscy jesteśmy niezwykle różni i bardzo często potrzebujemy zupełnie innych rzeczy.

 

Rozmawiała Anna Węgrzyn

Avatar
Anna Węgrzyn

JEŚLI POTRZEBUJESZ: - wydobycia swojego potencjału zawodowego, - pomocy w budowaniu wizerunku swojego i firmy, - wsparcia w procesie zmiany pracy, - wsparcia w procesie zmiany swojego życia na lepsze, NIE CZEKAJ! SKONTAKTUJ SIE JUŻ DZIŚ! aw@annawegrzyn.pl Kim jestem i co robię: Z wykształcenia prawnik, z doświadczenia księgowa, dyr. HR, sprzedaży i marketingu, z powołania i zamiłowania coach International Coaching Community. Jako coach pomagam firmom, ich pracownikom a także indywidualnym klientom wydobyć wszystkie najlepsze cechy z siebie i innych, by móc je wykorzystać w drodze do wspólnego sukcesu. Dla moich klientów słowa takie jak motywacja, potencjał osobisty, rozwój zaczynają nabierać znaczenia, kiedy we współpracy ze mną uświadamiają sobie, jak wymierny może być efekt ich starań, gdy potrafią zarządzać własnymi naturalnymi umiejętnościami. To największa satysfakcja w mojej pracy być świadkiem zmian, które czynią człowieka szczęśliwszym. Dlaczego tu jestem? Magazyn Zmiany w Życiu to realizacja moich marzeń. Stworzyłam to miejsce aby pomagać innym w znalezieniu drogi do siebie i do prawdziwej radości z życia. Ludzie, których poznałam w procesie przygotowań i realizacji projektu tylko utwierdzili mnie w przekonaniu, że to właściwa droga. Dziękuję Wszystkim za wsparcie. Z czego jestem dumna w moim życiu: Jestem wierna swoim zasadom Nigdy nie zrobiłam niczego wbrew sobie dla korzyści. Wszystkie decyzje w moim życiu były podyktowane sercem. Efekt jest cudowny, mogę powiedzieć z pełną satysfakcją, że niczego nie żałuję i wszystko w życiu zrobiłabym tak samo. Moje słabości: Niecierpliwość i coraz gorzej znoszę poranne wstawanie. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: perfumy Cerruti 1881 różowe, pierwszą butelkę kupiłam za większą część mojego wynagrodzenia i do dziś pamiętam uczucie radości, jakie mi towarzyszyło przy zakupie. Od tamtej pory zawsze mam je na półce, nawet patrząc na butelkę uczucie powraca. Do tego płyta Yanni i jego „One man's dream”. Największa zmiana w moim życiu: Moje życie to ciągłe poszukiwania i zmiany. Największe i najtrudniejsze miały miejsce w 2012 roku. Przestałam się uśmiechać i w głębi duszy czułam, że powinnam być w innym miejscu. Dlatego w jednym momencie zdecydowałam się zostawić ówczesną rzeczywistość i znaleźć nową drogę na każdej płaszczyźnie. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.