Przejdź do treści

Zmiany w Życiu

Strona główna » Medytacja – wskazówki dla sceptycznych, początkujących i niezdecydowanych

Medytacja – wskazówki dla sceptycznych, początkujących i niezdecydowanych

Do medytacji podchodziłam jak do przysłowiowego jeża. Przyznam, że trochę drażniła mnie jej mistyczna otoczka, podczas gdy ja szukałam jedynie praktycznej metody na wyciszenie emocji i dobre samopoczucie. Byłam sceptyczna, na każdym kroku jednak wpadałam na informacje o pozytywnych skutkach praktyki medytacyjnej. 

Jak przekonać się do medytacji?

Czy warto?

Podczas jednego z wykładów w ramach konferencji ICF Polska profesor Bill Harris wymienił medytację (tuż obok świadomego oddychania, dobrego odżywiania i jakościowego snu) jako najlepszy sposób na uspokajanie układu limbicznego, czyli struktury w mózgu odpowiedzialnej za emocje. Sięgnęłam po książkę profesora Vetulaniego („Bez ograniczeń. Jak rządzi nami mózg”) w nadziei, że ten wybitny popularyzator nauki wyjaśni mi, o co chodzi z neurobiologicznej perspektywy. 

Vetulani tłumaczy, że „podczas medytacji mniej aktywne są płaty skroniowe odpowiedzialne za poczucie czasu, miejsca, bardziej aktywne zaś płaty czołowe, odpowiadające za percepcję. Dlatego ludzie medytujący mogą mieć poczucie jedności ze światem, takiego błogiego odpłynięcia”. Pomyślałam wtedy: „Aha! Więc to jest ten mistycyzm!”, ale na kolejnych stronach profesor zapewnia, że „medytacja daje wyciszenie powodujące ewidentne zmiany w krążeniu mózgu i obniżenie poziomu stresu”. Czyli warto. 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

W mediach społecznościowych natrafiam na stwierdzenie Hannah Nydahl (nomen omen żony buddyjskiego nauczyciela), które rozwiało moje wątpliwości: „W medytacji nie ma niczego mistycznego, po prostu zaczynasz od tego, że uczysz się nie podążać za wszystkim, co pojawia się w głowie”. Wtedy stwierdziłam, że jednak spróbuję. 

Pierwsze nieudane próby

Z grubsza wiem (poczytałam trochę), o co chodzi. Trzeba wygodnie usiąść, zamknąć oczy i skupić się na oddechu. Ćwiczę jogę, mam świadomość własnego ciała, więc nie będzie to dla mnie trudne. Jako człowiek zaznajomiony z najnowszymi technologiami ściągam na swój smartfon aplikację Insight Timer, która ma mi pomóc w mierzeniu czasu przeznaczonego na medytację. Wybieram piękny gong inicjujący i kończący medytację i ustawiam 10 minut. Tak uzbrojona zaczynam swoje ćwiczenia i … nic z tego nie wychodzi, bo w czasie medytacji zazwyczaj… przysypiam. Jako zabiegana matka dwójki dzieci rozgrzeszam się, ale czuję się zniechęcona. Nie na tyle jednak, żeby się poddać. W akcie desperacji kupuję książkę „Siła medytacji. 28 dni do szczęścia”, w której Sharon Salzberg łagodnie, a jednocześnie konkretnie przeprowadza mnie przez meandry ćwiczeń medytacyjnych. 

Kusząca obietnica

Ostatecznie przekonuje mnie lista korzyści, z których najważniejsze są okazują się dla mnie te trzy:

  1. poprawa koncentracji poprzez trening skupiania się; 
  2. wzmacnianie uważności przez dostrzeganie rzeczy wokół, bez konieczności ich oceny; 
  3. poszerzanie empatycznej świadomości i bardziej świadome podejście do emocji w stosunku do siebie i innych. 

Przyznajcie, obietnica większego spokoju, większej koncentracji i lepszej więzi z innymi jest niezwykle kusząca, prawda? 

Od zagubienia do praktyki 

Zaczęłam medytować zgodnie ze wskazówkami zawartymi w książce. Po prostu zrobiłam to i poczułam, że zaczyna mi się podobać. Pod koniec każdej medytacji lubię powtarzać sentencję z książki Sharon: „niech to, co robię w kierunku większego spokoju, w kierunku dobroci, w kierunku zrozumienia samego siebie, przyniesie korzyść wszystkim na całym świecie”. I możecie mi wierzyć, ale w tym momencie zawsze się uśmiecham. 

O tym na początku musisz wiedzieć

W jakiej pozycji medytować? Usiądź wygodnie, nogi w kostkach lub kolanach skrzyżuj luźno przed sobą. Bardzo ważne jest utrzymanie prostych, ale nienapiętych pleców, bowiem mając wyprostowany kręgosłup, łatwiej jest oddychać. Dłonie możesz trzymasz na kolanach albo delikatnie je spleść, tak aby kciuki stykały się ze sobą. Podczas medytacji możesz mieć zamknięte oczy.

Co w zasadzie robić podczas medytacji? Na początku po prostu skup się na swoim oddechu. Staraj się, aby oddech był „normalny” – ani bardziej pogłębiony, ani bardziej wydłużony, ani szybszy, ani wolniejszy niż zwykle. Twoim zadaniem jest oddychać jak zawsze i skupiać się na tym oddychaniu. Wdech – możesz poczuć, jak powietrze wpada do nosa, skupić się na tym, czy jest chłodne, ciepłe, suche, wilgotne, chociaż nie musisz nazywać tych wrażeń. Koncentrujesz się na powietrzu wędrującym wewnątrz twojego ciała. Wydech – poczuj, jakie jest wydychane powietrze, jaka jest jego temperatura, jaki dźwięk towarzyszy wydychaniu. Możesz liczyć swoje oddechy, a gdy oderwie cię jakaś myśl, zacznij liczenie od początku. Oddychaj. 

Wyloguj się, czyli co dobrego stanie się, jeśli (tym)czasowo będziesz offline. Spróbuj!

Co zrobić z napływającymi myślami?

Zwłaszcza na początku praktyki myśli będą się pojawiać (nawet dość lawinowo) i odciągać cię od skupiania się na oddechu. Zauważyłam, że im bardziej się w coś angażuję, tym bardziej dana sprawa walczy o moją uwagę podczas medytacji. Pomogła mi taktyka odsuwania rozpraszających myśli przez klasyfikowanie ich jako „to nie oddech” i łagodne żegnanie się z każdą myślą, która nie jest oddechem. Nie bądź jednak dla siebie zbyt surowy/surowa. Nie ma niczego złego w pojawiających się myślach; ważne, żebyś zaakceptował/zaakceptowała fakt, że początkowo może ci nie wychodzić, że możesz mieć problem ze skupieniem się. Najważniejsze jest wracać do skupiania się na oddechu. 

Co dalej? W kolejnych etapach medytacji nauczysz się skupiać na innych rzeczach w sobie, swoim ciele i swoich emocjach, a także bezstronnie obserwować własne doświadczenia i wyciągać wnioski. Póki co jesteśmy na początku i ćwiczymy koncentrację na oddechu. 

Praktyczne wskazówki dla początkujących

  • Wybierz miejsce, w którym chcesz medytować. To może być dowolny zakątek domu; ważne, abyś czuł/czuła się tam bezpiecznie i intymnie (czytaj: bez dzieci skaczących po głowie czy innych domowych „przeszkadzaczy”).
  • Ustal porę medytacji i staraj się jej trzymać. To może być poranek, wieczór lub środek dnia, w zależności od twoich możliwości i rozkładu dnia.
  • Zacznij od 20 minut treningu. Do odmierzania czasu wykorzystaj zwykły budzik lub – tak jak ja – aplikację Insight Timer.
  • Podziel miesiąc na 4 tygodnie. W pierwszym tygodniu medytuj 3 razy po 20 minut. Stopniowo dodawaj po jednym dniu, żeby dojść do codziennej medytacji. Pamiętaj, że – tak jak w każdym wypadku – trening czyni mistrza.
  • Możesz prowadzić dzienniczek medytacji i zapisywać w nim swoje wrażenia, postępy, rozpraszacze, a także samopoczucie w trakcie dnia. 

Moje wnioski 

  • Każdy ma swoją drogę. Z perspektywy czasu moja – z początkowym nastawieniem jak do jeża – była typowa dla wejścia w zmianę (zaprzeczanie, opór, eksperymentowanie, ekscytacja). Jeżeli w medytacji jest coś, co Cię kusi – spróbuj tego.
  • Medytacja nie jest techniką instant i szybkiego fixu. Uczy wytrwałości w chwili obecnej, wyrozumiałości dla siebie i pomaga polegać na sobie w pełniejszym wymiarze. 
  • W medytacji nie ma niczego mistycznego. Cytując wspomnianą już Hannah Nydahl: „Uczysz się tego po to, aby poprzez medytację twój umysł mógł rozpoznać sam siebie, rozpoznać swoją naturę”.

Powodzenia! 

Danuta Rocławska 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *