Małgorzata i Łukasz Krasoń. "Wstań i jedź" – w myśleniu i w działaniu

Łukasza i Gosię poznałam dwa lata temu. Na scenie Festiwalu Inspiracji pojawił się Łukasz, a obok niego Gosia. Kobieta pełna ciepła, cierpliwości i radości z życia. Nie ukrywam, że patrzyłam na tę parę z wielkim podziwem, przerażeniem, ciekawością i nie wiem nawet jak wieloma jeszcze emocjami. Jednak najwięcej refleksji pojawiło się u mnie po powrocie do domu. Przypomniałam sobie ich uśmiechnięte twarze i utwierdziłam się w przekonaniu, że uśmiechu i radości jest znacznie więcej tam, gdzie spodziewamy się bólu lub stresu. Paradoksalnie w miejscach, gdzie radość powinna być wszechobecna, spotykamy twarze smutne i zabiegane, a uśmiech jest tylko kontrolowanym grymasem. Dziś z radością zapraszam na spotkanie z małżeństwem Krasoń i ich uśmiechem do życia.

Anna Węgrzyn, redaktor naczelna

 

Jest takie  przekonanie, że osoby niepełnosprawne – szczególnie te, które urodziły się sprawne, a później tę sprawność utraciły – mają obawę, że będą dla drugiej osoby ciężarem. Trudno im dostrzec, że one też mogą być dla innych wsparciem. Jak było w Waszym przypadku, jakie macie obserwacje ze swojego życia?

Łukasz: Niestety, takie myślenie funkcjonuje. Całkowicie niesłusznie! Ja wierzę, że świat jest wypełniony dobrymi ludźmi i jeśli kogoś prosimy o pomoc przy czymś, co po pierwsze nie jest ponad siły tej osoby, a po drugie jest w zgodzie z tą osobą, to taki pomagający też czerpie z tej sytuacji radość. Ja czuję i obserwuję, że naszą wrodzoną i integralną cechą jest chęć pomagania innym. Często w zabieganiu nie mamy możliwości, aby w ciągu dnia komuś pomóc, bo za dużo się dzieje. Jednak jeśli ktoś podejdzie i osobiście poprosi o pomoc lub zaproponuje wspólne działanie, to bardzo często decydujemy się wziąć w tym udział.

Gosia: To bardzo ciekawy temat. Jestem osobą, która pomaga i w tej roli czuję się bardzo dobrze. Myślę, że to bardzo obszerna kwestia, wybiegająca do naturalnego instynktu pomocy, ale również i w głąb naszej świadomości z pytaniem: dlaczego to robimy? Kiedy poznałam Łukasza poczułam, że to jest to. Więcej bodźców mi nie było trzeba.

Wy dwoje swoim życiem pokazujecie, że niemożliwe jest możliwe. Stworzyliście Fundację „Wstań i Jedź”. To zastanawiające, kiedy hasło „wstań” pojawia się w połączeniu z kółkami wózka inwalidzkiego

Łukasz: To hasło zdecydowanie przykuwa uwagę – i bardzo dobrze. Tworząc projekt Konwoju, a potem zakładając Fundację “Wstań i Jedź”, chcieliśmy dać ludziom wędkę, a nie rybę. Chcieliśmy zainspirować ludzi do “wstania” w znaczeniu mentalnym, czyli: pozwól się zainspirować, poznaj inną perspektywę, przyjmij tę iskrę inspiracji od ludzi, którzy na wielu płaszczyznach mieli podobnie lub nawet bardziej pod górkę, a jednak dzięki wytrwałości i wierze stali się przywódcami swojego życia. Oczywiście, od samej inspiracji życie najprawdopodobniej niewiele się zmieni, potrzeba konkretnego działania. Ten bardzo ważny etap – czyli “jedź” – to w największym skrócie komunikat: zrób pierwszy krok, a potem kolejne i wykorzystaj całą inspirację oraz pozytywną energię do zmiany życia na lepsze. Zrób coś, co w twoim życiu jest ważne. Coś, co pozwoli ci ruszyć do przodu. Tu chodzi o takie mentalne wstawanie – żebyśmy pozwolili sobie na coś nowego, otworzyli się i zrobili to. Nawet jeśli wcześniej nie spodziewaliśmy się, że to jest możliwe, że jesteśmy w stanie. Żeby niemożliwe wczoraj zamienić na osiągalne dzisiaj.

Gosia: Łukasz lubi zaskakiwać. Pierwsze zaskoczenie to to, że osoba na wózku ma przyjazne usposobienie, jest miła i ma tak piękną misję. Drugie to koła. Albo odwrotnie 🙂

To piękny komunikat dla wszystkich osób, bez względu na to, czy są sprawne fizycznie, czy nie. Dajesz sygnał do tego, aby nie ograniczać się w działaniu. Ostatnio mieliście też cykl warsztatów w Stanach Zjednoczonych?

Łukasz: Tak, pod koniec 2014 roku odbyło się moje tournee motywacyjne dla Polonii w USA. To było dla mnie wielkie przeżycie. Odkąd pamiętam marzyłem, żeby zwiedzić Stany Zjednoczone, a teraz nie dość, że przez dwa miesiące podróżowałem z ukochaną osobą, to jeszcze robiłem to, inspirując innych.

Wszystko, co robię, zarówno działania Fundacji „Wstań i jedź”, jak i moje osobiste, są skierowane do wszystkich osób – absolutnie nie zawężam mojego przekazu tylko do osób jeżdżących na wózku. Muszę się przyznać, że osób na wózku, z którymi mam kontakt, jest bardzo mało. Ubolewam nad tym, że osoby niepełnosprawne ciągle się izolują. Z jednej strony szkoda, ale z drugiej to dowód, że mam nad czym pracować.

Wracając do tego, co działo się za oceanem: w sumie 11 razy stawałem przed ludźmi i przekazywałem im inną perspektywę na życie, swoją perspektywę. Chyba nie ma takiej osoby, która może trafić z jednym przekazem do wszystkich, ale wydaje mi się, że ludzie po spotkaniu ze mną inaczej patrzą na siebie. Kiedy ktoś na mnie patrzy, to myśli: “on ma dużo więcej ograniczeń, może znacznie mniej, a jednak sięga po marzenia”. To jest inspirujące dla innych. Zatem bywam takim „przywódcą”, który swoim życiem i zachowaniem pociąga za sobą innych.

Gosia: Napisałam kiedyś na swoim blogu zdanie, które idealnie oddaje to, co chcę teraz przekazać: „To, co wewnątrz pielęgnujesz z wiarą, nadzieją i miłością, odnajdzie Cię w świecie fizycznym i Twoim życiem się stanie”. Nie ma innych ograniczeń ponad te, które mamy w głowie i to właśnie one – pod postacią przekonań, myślokształtów, które ciągną się za nami z przeszłości – zatrzymują nas. Wierzę, że kiedyś każdy człowiek będzie miał możliwość to zobaczyć. Nie ma zewnętrznych ograniczeń. Jesteśmy niesamowitymi istotami, mamy ogromną moc, w której sami się zamknęliśmy. Użyliśmy własnej mocy, aby się unieszczęśliwiać. A skoro tak, to możemy użyć własnej mocy również po to, aby się uszczęśliwić. Myślę, że my to właśnie robimy i spotykamy się z ludźmi po to, aby im o tym powiedzieć i zainspirować ich do zmiany.

Stany pojawiły się na naszej drodze nie przypadkiem. Rok temu podjęłam wyzwanie i pracę nad samą sobą, i poleciałam po raz pierwszy na warsztaty Avatar. Warsztaty te są coraz popularniejsze w Polsce – można już doświadczyć pierwszej części kursu pod nazwą “Wynurzenie”, natomiast w całości są organizowane na Florydzie. Nawiązując do nazwy 1. części kursu, Avatar pomaga wynurzyć się z własnych kreacji, które nam nie służą i wzmocnić te, które chcemy rozwijać. Dostarcza narzędzi do pracy nad własną świadomością. Byłam zdumiona, jak wielu przekonań pozbyłam się ze swojego życia, tego po prostu trzeba doświadczyć.

W lipcu zabrałam ze sobą Łukasza – doświadczając tylu wspaniałych zmian w swojej świadomości chciałam, aby Łukasz również miał możliwość tam być. I tutaj chciałabym się na chwilę zatrzymać, aby opisać, jakie skutki daje praca nad sobą. Pracę nad sobą i rozwój wewnętrzny porównałabym do odchudzania. Kiedy tracimy na wadze, stajemy się lżejsi, mamy więcej energii. Tak samo jest w naszej mentalnej przestrzeni, kiedy usuwamy ograniczające nas przekonania, sprzeczne odczucia, trochę żalu, kilo urazu, szczyptę zniechęcenia, warstwy oporów, nagle okazuje się, że świat zaczyna wyglądać inaczej, przyjemniej, że jest jeszcze tyle wspaniałych rzeczy do zrobienia. Jest nam lekko w świadomości. To jest rozwój dostępny dla każdego, tego nikt ci nie może odebrać – pracy nad sobą bez względu na to, w jakiej sytuacji teraz jesteś.

Nie skreślajcie swojego życia tylko dlatego, że przechodzicie przez jakiś trudny okres, że coś się dzieje. Możesz to zmienić lub wziąć z tego potrzebną ci lekcję.

Warto szukać siły w swoich słabościach. Dla ciebie, Łukaszu, każdy dzień jest trudniejszy niż dla osoby sprawnej. Nie możesz wykonywać prostych czynności, na które  na co dzień  nie zwraca się uwagi. Jednocześnie bardzo często robisz znacznie więcej niż ktoś, kto decyduje się na siedzenie na kanapie i narzekanie, że życie jest trudne i złe. Konwój rowerowy to tylko jeden z przykładów.

Łukasz: Tak, tu wracamy do mojego hasła, a w zasadzie do jego pierwszej części –„wstań”. Bardzo często zdarza się tak, że kiedy zrobimy już ten pierwszy krok, pojawiają się nowe osoby, które – tak jak u mnie Gosia – stają się elementem jeszcze większych zmian. Nie ukrywam, że to ona pozwoliła mi naprawdę wstać. To ona wyciągnęła mnie z pokoju, to ona poleciała ze mną do Barcelony, to dzięki niej stworzyliśmy konwój, napisaliśmy książkę. To pokazuje, że trzeba otwierać się na nowe, bo zawsze dostajemy dużo więcej, niż możemy się spodziewać. Pojawiają się nowe pomysły, jest nowa, świeża energia i nasze życie się zmienia, ale musimy sobie na to pozwolić. Najważniejsze jest to, żeby wstać i zaraz potem pojechać, zrobić pierwszy, drugi, trzeci krok, aby zauważył to świat i – co najważniejsze – aby odzwierciedliło się to w twoim szczęściu. Przemawiam, aby ludzie zaczęli patrzeć na blokady i bariery nie jak na straszne zło i wielką tragedię, ale jak na powód do zmian i moment na przyjrzenie się bliżej jakości życia w danym momencie.

Gosia: Wstań i jedź, nikt inny za ciebie tego nie zrobi. Bo warto. To jest aż tak proste.

Gosiu, Ty organizując konwój, jednocześnie zrealizowałaś swoje drugie marzenie i napisałaś książkę?

Gosia: To prawda, zawsze chciałam przelać na papier to, co w mojej duszy gra. Zawsze czułam, że jest coś, czego nie wiem, coś, co sprawiało, że poszukiwałam odpowiedzi na pytania, które często stawiałam. Jedno z tych pytań to: “Czy to możliwe, że przychodzimy na świat tylko po to, aby cierpieć?”. Odpowiedź zawsze brzmiała: nie. To nie miałoby sensu. Jaki byłby tego cel? Kto chciałby naszego cierpienia? I tak zaczęła się moja podróż, którą opisuję w książce. Podróż, podczas której spotkałam Łukasza, podróż po poszukiwanie szczęścia. Wierzę, że niemożliwe jest osiągalne. Z jednego prostego powodu: to my definiujemy, co jest dla nas niemożliwe.

Łukasz: Tak, to było niesamowite, bo Gosia napisała książkę w dwa miesiące. Zadzwoniła do Marcina Kądziołki, który powiedział, że jest to wyzwanie, ale do zrealizowania. Gosia wstawała codziennie rano, pisała książkę, ja potem dopisałem swoją część. Dopracowaliśmy szczegóły, okładkę i w efekcie dokładnie 8 czerwca, na 2 godziny przed startem pierwszego spotkania inaugurującego konwój, kurier przywiózł pierwsze egzemplarze.

Kiedy się Was słucha, to wydaje się, że problemy nie istnieją, ale przecież jak każdy zmagacie się z codziennością. Co jest w niej najtrudniejsze?

Łukasz: Wiadomo, dla mnie utrudnieniem jest to, że wielu rzeczy nie mogę zrobić sam. Moje myśli wtedy w pierwszej kolejności idą w stronę: „kto może mi pomóc?”. To nie jest myślenie destrukcyjne, bo ja zawsze myślę, jak nasze wspólne działanie wpłynie pozytywnie na tę drugą osobę. Jednak część energii idzie właśnie na poskładanie tych puzzli, jak daną i kolejną rzecz zrobić.

Gosia: Dla mnie najtrudniejsza jest noc, gdy Łukasz mnie wybudza i prosi o zmianę pozycji. Pamiętam, jak na początku zapalałam światło, wstawałam i zajmowało mi to sporo czasu. Teraz nawet nie wstaję, oczy mam zamknięte i robię to automatycznie. Dalej jednak jest to czynność, za którą nie przepadam.

Wasze życie to nieustające zmiany: podróże, nowi ludzie, którym pokazujecie, że niemożliwe jest osiągalne. Czy to oznacza, że zmiany przychodzą wam z łatwością a może sami pokonujecie swoje bariery podczas tych działań?

Łukasz: My się zmieniamy każdego dnia. Oczywiście, to jest proces, ale najważniejsze jest, aby zacząć. Konwój to też była dla nas duża zmiana – najpierw pomysł, idea, nowe doświadczenie. Teraz, w 2015 roku, już inaczej podejdziemy do pewnych kwestii, wiemy, ze można zrobić to lepiej. Dlatego trzeba pokonywać bariery, bo dajemy sobie szansę, aby poznawać nowe. Nikt nigdy nie jest gotowy na 100%. Kiedyś nie potrafiłem mówić o wartości, jaka płynie z moich przemówień, dzisiaj czuję się w tej kwestii pewny siebie, a osoby organizujące eventy motywacyjne czują tę wartość i zapraszają mnie. Każda przekroczona granica to jak skok do większego basenu, w którym możesz pokazać pełnię swoich możliwości.

Gosia: Bariery pokonujemy non stop. Zawsze się z czymś zderzamy. Widzimy już duże postępy w takich momentach, teraz w trudnej chwili pytam siebie: “no dobrze, czego ja teraz tak naprawdę doświadczam?” i szukam uczucia, które w sobie mam, np. złość, żal, smutek, rozczarowanie. A potem używam narzędzi Avataru, aby to zmienić i wzmocnić to, czego chcę doświadczać i co chcę tworzyć.

I to działa, mam wiele wolnej uwagi, którą wykorzystuję na nowe pomysły i to, co mnie w życiu fascynuje. Obecnie pracuję intensywniej nad czymś, co jest w moim życiu już długo, odkąd założyłam fanpage “Dziękuję za”, a są to obrazki motywacyjne. Fascynuje mnie słowo zarówno pisane, jak i powiedziane, jak wiele potrafi ono zmienić w życiu człowieka. Obrazki motywacyjne to taka forma pisanego słowa, która otwiera nowe przestrzenie w rzeczywistości osobistej każdego człowieka. Jest tyle informacji wokół nas, zacznijmy się otaczać w swoim środowisku tym, co według nas jest piękne i nas inspiruje. Bo jest to skuteczne i proste. Gdybyście chcieli zobaczyć efekty mojej pracy, zapraszam na stronę www.dziekujeza.pl, być może znajdziecie tam coś, co Was zainspiruje.

Spędzacie ze sobą każdą chwilęNie macie czasami siebie dość, kłócicie się?

Łukasz: (śmiech) Gosia mówi, że my się nie kłócimy, tylko są między nami wymiany zdań. Ma świadomość, że nie może rzucić we mnie talerzem, zakomunikować „sam zmywaj, sam sobie gotuj” i po prostu wyjść. Ja też mam przeświadczenie, że nie mogę trzasnąć drzwiami i powiedzieć “sama zarabiaj na życie”. Wiemy, że mamy czyste intencje i nawet jak czasem mamy inne zdanie, to najważniejsze jest, aby wszystko szło do przodu. Ważne jest to, aby po sytuacjach spornych umieć zadać sobie pytanie “co możemy z tym zrobić?”. Chodzi o to, aby szukać dobrego – my podczas takiej wymiany zdań uczymy się bardzo dużo o sobie, bo jej fundamenty leżą bardzo głęboko i nie chodzi o tę konkretną sytuację, tylko o przekonanie na dany temat, które gdzieś w nas rosło czy ktoś je kiedyś zakorzenił. Takie demaskowanie naszych przekonań jest świetne.

Gosia: Zgadzam się z Łukaszem. Kiedy czujemy, że coś w nas rośnie, zaczynamy o tym mówić, opisywać, czego doświadczamy i słuchamy się nawzajem, aż do wygadania.

Dzisiaj często słyszymy, że najmocniej łączą ludzi kredyty. Drobne rzeczy powodują, że ludzie są gotowi się rozstać. Myślicie, że wynikiem tego może być brak potrzeby poznania siebie głębiej? Czasem można zaobserwować taki brak ciekawości siebie nawzajem. Pytamy “jak było w pracy?“, a nie “jak dzisiaj czułeś się w pracy?” albo “jakie konkretne zachowanie innej osoby wpłynęło na to, że się zdenerwowałeś lub zdenerwowałaś?“.

Łukasz: Dzisiaj często ludzie biegną do pracy, po niej po szybkie rozrywki, a potem prędko spać. Jeśli zaczynamy rozmowę i pytamy “co u ciebie?”, nie słuchamy siebie wzajemnie, tylko recytujemy pewne regułki. To dotyczy nie tylko relacji maż-żona, lecz także tych między siostrą a bratem, córką a matką, między przyjaciółmi czy szefem i pracownikiem. Ważne jest, aby nie mówić o tym, co się myśli, tylko co się czuje. Mówić, co mamy w sercu, a nie w głowie. To, co mamy w głowie nie zawsze należy do nas, ale to, co mamy w sercu, zawsze jest nasze. Kierując się sercem, żyje nam się łatwiej. Nawet jeśli patrzymy na brak pracy, słabości fizyczne czy kredyty, to łatwiej dostrzegamy, że jest to tylko wycinek naszego życia, a nie cały świat. W naszym życiu jest przecież bardzo wiele innych wycinków, równie ważnych. Nad nimi też należy pracować, tylko trzeba je umieć dostrzec.

Gosia: Urodziliśmy się w określonym środowisku i to zobowiązuje (śmiech). Nie wychowywaliśmy się w próżni, to, co zastaliśmy, przyjęliśmy jako swoje. Naszym celem jest to zmienić. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: ludzie biorą odpowiedzialność za swoje życie, świadomie dokonują zmian, zbliżają się do samego siebie i drugiego człowieka, rozwija się w nich to, co najlepsze. A potem mają dzieci i uczą je rozpoznawania tego w sobie. Czy to nie piękne? Każdy z nas może być właśnie tą osobą, która to zapoczątkuje.

W takim razie co Waszym zdaniem powoduje, że jesteśmy tak mało ciekawi siebie? Dlaczego chcemy przepychać się ze swoimi racjami, a nie jesteśmy ciekawi drugiego człowieka?

Łukasz: Ja myślę, że brak nam pewnego rodzaju uległości. Aby wysłuchać drugiej strony, a czasem przyznać jej rację, musimy mieć pewną dozę uległości. W pewien sposób musimy uświadomić sobie i poczuć, że nasza wizja świata nie jest jedyną słuszną. To jest bardzo trudne dla niektórych osób, bo wyobrażają sobie, że ich świat jest wszystkim i ich zdanie jest najważniejsze. W momencie, kiedy pozwolimy sobie przyjąć informację, że ktoś inny może mieć inną perspektywę patrzenia na życie i ta perspektywa też jest dobra, robimy krok do przodu. Dlatego ja bardzo cieszę się z każdej osoby, która przychodzi na spotkanie ze mną, bo może poznać inną perspektywę. Z informacji od uczestników spotkań wiem, że kiedy pojawiam się na scenie, zapada cisza i wtedy wiem, ze moja wiadomość została dostarczona. Dzięki temu ta osoba otworzy swoje serce na inną perspektywę i wtedy bardziej zrozumie kogoś bliskiego. Na wszystko, co nas otacza, możemy popatrzeć z innej strony i coś sobie dla siebie wziąć.

Gosia: Myślę, że wpływa na to chęć posiadania racji. Każdy chce mieć rację. Zmiany w życiu to droga z umysłu, który chce mieć rację, do serca, które łączy się z drugą osobą na poziomie miłości, zrozumienia i współczucia. To jest rodzaj przebudzenia się, którego każdy z nas może doświadczyć. Ja tego doświadczyłam na Avatarze i dalej to w sobie rozwijam. To jest piękna droga – z umysłu do serca. Zapraszam na nią i ciebie.

Łukaszu, czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak wyglądałoby Twoje życie, gdybyś nie zachorował i był w pełni sprawny?

Łukasz: Ciekawe pytanie. Być może byłbym jak mój brat, miał dobrą pracę i planował przyszłość z narzeczoną. Być może byłbym artystą, bo od zawsze uwielbiałem rysować. Mogę się nad tym zastanawiać, ale tylko przez chwilę, bo i tak nie jesteśmy w stanie sprawdzić, która wersja nas jest prawdziwa. Nie jesteśmy w stanie się cofnąć i pozmieniać naszych decyzji z przeszłości. Możemy to sobie wizualizować, ale nasze życie jest tu i teraz.

Nie zastanawiajmy się, co by było gdyby. To tak jak z zawartością lodówkijeśli mamy tylko trzy produkty, to zróbmy z nich  najlepsza potrawę, a nie traćmy czasu na myślenie, co można by ugotowaćgdyby było ich więcej.

Łukasz: No właśnie, bardzo często najlepsze dania powstają z małej ilości produktów…

Gosia: Co by było, gdyby mnie nie było? Byłabym gdzie indziej i doświadczała czegoś innego. A skoro wybrałam to miejsce, czas i to ciało… uczynię wszystko, co najlepsze z tym, co mam.

 

Kontakt z Łukaszem i Gosią www.lukaszkrason.pl

 

Rozmawiała Anna Węgrzyn

Avatar
Anna Węgrzyn

JEŚLI POTRZEBUJESZ: - wydobycia swojego potencjału zawodowego, - pomocy w budowaniu wizerunku swojego i firmy, - wsparcia w procesie zmiany pracy, - wsparcia w procesie zmiany swojego życia na lepsze, NIE CZEKAJ! SKONTAKTUJ SIE JUŻ DZIŚ! aw@annawegrzyn.pl Kim jestem i co robię: Z wykształcenia prawnik, z doświadczenia księgowa, dyr. HR, sprzedaży i marketingu, z powołania i zamiłowania coach International Coaching Community. Jako coach pomagam firmom, ich pracownikom a także indywidualnym klientom wydobyć wszystkie najlepsze cechy z siebie i innych, by móc je wykorzystać w drodze do wspólnego sukcesu. Dla moich klientów słowa takie jak motywacja, potencjał osobisty, rozwój zaczynają nabierać znaczenia, kiedy we współpracy ze mną uświadamiają sobie, jak wymierny może być efekt ich starań, gdy potrafią zarządzać własnymi naturalnymi umiejętnościami. To największa satysfakcja w mojej pracy być świadkiem zmian, które czynią człowieka szczęśliwszym. Dlaczego tu jestem? Magazyn Zmiany w Życiu to realizacja moich marzeń. Stworzyłam to miejsce aby pomagać innym w znalezieniu drogi do siebie i do prawdziwej radości z życia. Ludzie, których poznałam w procesie przygotowań i realizacji projektu tylko utwierdzili mnie w przekonaniu, że to właściwa droga. Dziękuję Wszystkim za wsparcie. Z czego jestem dumna w moim życiu: Jestem wierna swoim zasadom Nigdy nie zrobiłam niczego wbrew sobie dla korzyści. Wszystkie decyzje w moim życiu były podyktowane sercem. Efekt jest cudowny, mogę powiedzieć z pełną satysfakcją, że niczego nie żałuję i wszystko w życiu zrobiłabym tak samo. Moje słabości: Niecierpliwość i coraz gorzej znoszę poranne wstawanie. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: perfumy Cerruti 1881 różowe, pierwszą butelkę kupiłam za większą część mojego wynagrodzenia i do dziś pamiętam uczucie radości, jakie mi towarzyszyło przy zakupie. Od tamtej pory zawsze mam je na półce, nawet patrząc na butelkę uczucie powraca. Do tego płyta Yanni i jego „One man's dream”. Największa zmiana w moim życiu: Moje życie to ciągłe poszukiwania i zmiany. Największe i najtrudniejsze miały miejsce w 2012 roku. Przestałam się uśmiechać i w głębi duszy czułam, że powinnam być w innym miejscu. Dlatego w jednym momencie zdecydowałam się zostawić ówczesną rzeczywistość i znaleźć nową drogę na każdej płaszczyźnie. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.