Moje miejsca: Lanzarote

Jeszcze kilkanaście lat temu Wyspy Kanaryjskie były kierunkiem, na który pozwolić sobie mogli tylko nieliczni szczęściarze. Ten położony na Oceanie Atlantyckim archipelag wulkanicznych wysp wydawał się czymś odległym i egzotycznym. Dziś praktycznie każdego stać na to, by je odwiedzić. Można wybrać się na rejs statkiem wycieczkowym, wykupić cały pakiet z hotelem i wyżywieniem albo zapłacić za sam przelot i zarezerwować apartament z aneksem kuchennym w jednym z wielu aparthoteli. Możliwości jest dużo, w zależności od indywidualnych preferencji. Warto, bo każda z wysp jest inna, czymś się wyróżnia i w jakiś magiczny sposób przykuwa uwagę.

Moją ulubioną jest Lanzarote, wyspa ognia, wody i wiatru. Surowa i zachwycająca. Uwielbiam zieleń, kwitnące ogrody, soczyście kolorowe rośliny. Chociaż na Lanzarote ich nie ma, uważam ją za jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie. Tuż przed moim przyjazdem Pedro Almodóvar kręcił na niej film z Penélope Cruz – „Przerwane objęcia” – który miałam okazję obejrzeć kilka miesięcy później. Film jest dokładnie taki, jak wyspa. Cichy, ale buzujący od emocji, pełen pasji i skupiony na detalach. Dużo w nim wiatru, pustych przestrzeni i stonowanych barw. Zachwycają ścieżka dźwiękowa fantastycznego Alberto Iglesiasa i niezwykłe, księżycowe krajobrazy.

Lanzarote słynie z wulkanów, na powierzchni niespełna 850 km2 (70x20km) jest ich ponad 300. Wyspa wygląda niesamowicie z lotu ptaka. W październiku 1993 roku UNESCO uznało całą wyspę za Światowy Rezerwat Biosfery, co mnie w ogóle nie dziwi. Zazwyczaj takie wyróżnienie otrzymują pojedyncze regiony, a tutaj doceniono całokształt, od widoków, przez idealnie wkomponowaną w tło architekturę małych wiosek i miasteczek. Cudownie niezniszczona masową turystyką, konsekwentna w zakresie ochrony przyrody i bogactwa naturalnego, Lanzarote jest ciągle jeszcze nie do końca odkrytym skarbem. Po opuszczeniu miejscowości turystycznych nie grozi nam spotkanie z tłumami rozkapryszonych turystów, gdyż nie w każde gusta ona trafia. Wiele osób z góry uznaje Lanzarote za nudną, co jest bardzo krzywdzące. Wyobraźcie sobie… Wulkaniczne stożki, zastygłą lawę, czarną ziemię, okrągłe kaktusy i pustą drogę, po której co jakiś czas przejeżdża jakiś samochód. Za oknem w oddali widać niewielkie winnice w La Geria i domy – zawsze niskie, białe, wykończone odcieniami niebieskiego i zieleni. Skaliste wybrzeże, wzburzony ocean i kamienie rozrzucone po ciemnym piachu. I białe, miękkie plaże kilkanaście kilometrów dalej. Obłędny szmaragd jeziorka El Golfo, głośne gwizdy wiatru, Park Narodowy Timanfaya i postać małego El Diablo umieszczoną przy bramie wjazdowej. Topiące się od gorąca podeszwy tanich balerinek i ogień buchający z ziemi, na którym zresztą smażą się steki. Woda wlana do szczelin, nagle zamieniająca się w gejzer. Zachwyca pejzaż gór Montañas del Fuego, a wszystko, co nas otacza, uświadamia, jak mali jesteśmy przy potędze przyrody.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Ważną postacią jest César Manrique, człowiek, który kochał Lanzarote i dzięki któremu my dziś możemy ją kochać taką, jaka jest. Malarz, rzeźbiarz, architekt, ekolog, który nie chciał, by miejsce jego narodzin stało się jednym z wielu komercyjnych koszmarków. Chciał, aby budynki były częścią pięknej całości, żeby nic nie zakłócało spokoju, jaki w sobie nosi wyspa. Nie chciał billboardów, neonów, reklam, szkaradnych wieżowców i kolorów, które nie występują w naturze. Dzięki niemu wyspa jest spójna i harmonijna, można na niej odpocząć od zgiełku i hałasu, odwiedzić wspaniałe miejsca, takie jak punkt widokowy Mirador del Rio, ogród kaktusów, Fundację jego imienia czy Jameos de Aqua – zespół lawowych korytarzy wraz z jaskinią, w której znajduje się sala koncertowa o niezwykłej akustyce. Zaledwie 5 godzin lotu z Polski, by przenieść się w zupełnie inny świat. Chciałabym wrócić tam za kilka lat i pomyśleć „Nic się nie zmieniło!”. Nie wiadomo jednak, jak będzie, więc jeśli możecie – lećcie już dzisiaj.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
Avatar
Agnieszka Kuczyńska

Kim jestem i co robię: Miłośniczką Portugalii, która nie umie usiedzieć w miejscu. Pracuję na etacie, a każdą wolną chwilę wykorzystuję na podróże, prowadzenie bloga cale-zycie-w-podrozy.blogspot.com  z relacjami z wyjazdów i zachęcanie ludzi do poznawania Europy. Marzę, planuję, realizuję. Dlaczego tu jestem? Bo wierzę, że życie jest podróżą a sama droga jest ważniejsza niż cel. Uważam, że stale musimy się rozwijać. Chcę pisać o pięknych miejscach, ale też ludziach spotkanych w podróży, smakach świata i o tym, że nasze życie zależy od podejmowanych przez nas każdego dnia małych decyzji. Z czego jestem dumna w moim życiu? Z kilku pięknych marzeń chorych dzieci, które udało mi się spełnić, ponieważ przebywając z nimi zrozumiałam, co jest naprawdę ważne. A także z tego, że mam odwagę mówić na głos, czego od życia chcę a czego nie. Moje słabości: słomiany zapał w wielu kwestiach i ciągle kiepska organizacja czasu. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: dobry film, długie spacery i szukanie tanich biletów lotniczych  Największa zmiana w moim życiu: Ciągle coś zmieniam i modyfikuję, szukając własnej drogi. Nie umiem wskazać tej największej. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

[ivory-search id="5517" title="Default Search Form"]