Przejdź do treści

Zmiany w Życiu

Strona główna » W Dzień Babci i Dziadka

W Dzień Babci i Dziadka

Rozmawiałam ostatnio z koleżanką na tzw. poważne tematy. O planach na przyszłość, ale też wspomnieniach z lat minionych. Od słowa do słowa przeszłyśmy do naszego dzieciństwa i wtedy A. powiedziała, że zawsze zazdrościła koleżankom i kolegom tego, że mieli Babcię i Dziadka. Nie miała okazji nawet ich poznać, gdyż zmarli jeszcze przed jej urodzeniem i zawsze było jej przykro, gdy inne dzieci opowiadały o spędzonych z dziadkami wakacjach, rysowały laurki lub szykowały szkolne przedstawienia z okazji ich święta. Pomyślałam wtedy, że faktycznie, mam wielkie szczęście, ponieważ dziadkowie byli ze mną od kiedy sięgam pamięcią i to blisko, na wyciągnięcie ręki.

Dzień Babci i Dziadka

Co dobrego dostałam/em od mojej babci?

Miałam fajne dzieciństwo. Byłam kochana, rozpieszczana i uwielbiana przez obydwie Babcie, a Dziadkowie chętnie uczyli mnie nowych rzeczy i pokazywali świat. To Dziadek nauczył mnie jeździć na rowerze, fundował naukę pływania, jazdy na nartach i języka angielskiego, godzinami siedział na ławce, czytając gazetę, gdy szalałam z koleżankami z osiedla, a drugi Dziadek kupił mi pierwszy komputer. Jedna Babcia przywoziła mi zza granicy ubranka i zabawki, odbierała ze szkoły i zabierała do Ogrodu Saskiego, a druga uczyła mnie lepienia pierogów, robienia na drutach i szycia na maszynie. Była w tym fantastyczna, zawsze z uznaniem patrzyłam, jak szybko i zręcznie zwęża moje sukienki lub szyje nowe spódnice.

Doceniaj dobre chwile

Z dziadkami jeździłam na wakacje, takie prawdziwe, trwające kilka tygodni. Najpierw w góry – już jako mała dziewczynka kilkakrotnie zaliczyłam wszystkie szczyty Pienin. W ciężkim plecaku Dziadek nosił wodę, kanapki, batony i książki, które czytaliśmy po dotarciu do celu. Zachwycałam się kwitnącymi łąkami, motylami, owcami na hali, szumem i chłodem strumyka w upalny dzień. Może już wtedy nauczyłam się doceniać małe rzeczy? Potem przyszedł czas na wyjazdy nad morze – spacery po plaży, kąpiele w wodzie, drożdżówki z kruszonką, skakanie na wielkiej, dmuchanej piłce. W kolejnych latach doszły zbieranie grzybów w lesie, całodzienne gry i zabawy z rodzeństwem i znajomymi. Hasaliśmy beztrosko, wpadając co jakiś czas na babcine naleśniki (na które łakomym okiem patrzyły inne dzieci, więc też były zapraszane) lub na pachnące czereśnie. U drugich dziadków nie było rówieśników, więc oglądaliśmy telewizję, czytaliśmy kolorowe magazyny, szukając smacznych przepisów, rozwiązywaliśmy łamigłówki, oglądaliśmy albumy ze zdjęciami z wakacji lub rozmawialiśmy. To Babcia nauczyła mnie gotować, dużo czasu spędzałyśmy razem w kuchni, a w tle leciała „Moda na sukces”.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Szczęście, które można zauważyć po latach

Jedni dziadkowie mieli działkę pod Warszawą, gdy byłam mała. Zrywaliśmy razem warzywa, opowiadaliśmy różne historie, dokarmialiśmy koty, odwiedzaliśmy sąsiadów, a w wolnych chwilach siedziałam w wymyślonym domku na wielkiej wiśni lub szykowałam „zupę” z różnych gatunków ogrodowych kwiatów. Lubiłam, gdy wieczorem Dziadek podlewał grządki, ten zapach mokrej ziemi będę pamiętać zawsze. Drudzy dziadkowie kupili działkę, gdy byłam już nastolatką. Jeździłyśmy do nich z Mamą na rowerze. Dziadek rozpalał grilla, babcia pielęgnowała swoje cudowne rośliny. Ja kroiłam ogórki i rzodkiewkę, wyjmowałam z folii aluminiowej świeże ciasto, z radia sączyły się letnie przeboje. Byłam szczęśliwa, chociaż dopiero dziś czuję, jak bardzo.

Wspólne tworzenie tradycji i ciepła domowego

Boże Narodzenie spędzałam najpierw u jednych dziadków – były grzybowa, makowiec i wielka, naturalna choinka stojąca w kącie, a na niej artystyczne, duże bombki, aniołki i mnóstwo łańcuchów. Potem czekała mnie druga Wigilia, kilka ulic dalej – z barszczem, ręcznie robionymi uszkami i piernikiem, którego smak prześladuje mnie do dziś. Mała choinka stała na wielkiej, składanej maszynie do szycia, ozdabiały ją twarde lizaki w świątecznych papierkach i duże lampki w kształcie dzwonków, otulające pokój ciepłym światłem. To były już siódme Święta bez jednych dziadków, chociaż trudno mi w to uwierzyć.

Czasu nigdy nie będzie więcej niż dziś

Jako dziecko, byłam straszną bałaganiarą, a Babcia stale zaganiała mnie do porządków. Kiedy w listopadzie minionego roku Mama znalazła u siebie napisaną przez Babcię jakieś 13 lat temu kartkę „Agnieszko, bój się Boga, sprzątaj pokój!”, wzruszyłam się. Pamiętałam o tej kartce, ale nie sądziłam, że jeszcze może istnieć! Szkoda, że nie może zobaczyć mojego mieszkania i panującego w nim ładu. Byłaby dumna, na pewno. Jeśli czegoś w życiu żałuję to tego, że przed Jej odejściem miałam tak mało czasu. Zaczęłam pierwszą pracę w centrum handlowym, siedziałam w niej do 21 lub 22, bolała mnie głowa od hałasu i nie miałam siły na nic. Myślałam, że mamy jeszcze czas, że nadrobię. Nie zdążyłam. Dotarłam do Niej o godzinę za późno… Niedługo później pożegnaliśmy Dziadka, który chyba nie umiał żyć sam. Dziś mam tylko jedną Wigilię, z zupą grzybową. A może aż jedną Wigilię, na której są dziadkowie? Mając prawie 30 lat wciąż mogę usiąść z nimi przy stole, na którym stoją domowa zupa grzybowa, karp w galarecie, ciepły makaron z makiem i bakaliami. Dziś już umiem docenić każde kolejne wspólne Święta i to, że znów możemy być razem. W Dzień Babci i Dzień Dziadka pójdę na cmentarz i zapalę znicz, by jedni wiedzieli, że pamiętam. A potem pójdę dwie ulice dalej, do drugich – z kwiatami i butelką wina. Jeśli macie jeszcze dziadków, pamiętajcie, by uczcić razem ten dzień.

 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *