Warto kupować lokalnie

Sobota rano. Wygodne trampki, jeansy, luźna bluzka, brak makijażu i nieco rozczochrane włosy. Słońce świeci, ptaki śpiewają. Czas zakupów – powolnych, sprawiających wielką przyjemność.

Godzinę później wracałam do domu tramwajem, patrząc na mój koszyk pełen smakołyków, rozkoszując się zniewalającym zapachem świeżego, koziego sera. Zaczęłam myśleć o tych weekendowych porankach, które powtarzają się od kilkunastu miesięcy i muszę przyznać, że kilka lat temu nie uwierzyłabym, gdyby ktoś powiedział, że polubię robienie zakupów. Pracowałam dość długo w centrum handlowym i większość produktów spożywczych kupowałam w hipermarkecie w czasie przerwy. Nienawidziłam tego z całego serca. Gigantyczne koszyki, przepychający się ludzie, hałas i głośna muzyka, alejki w których można dostać oczopląsu, nim zlokalizuje się poszukiwany towar. Rozpakowywałam w kuchni siatki wypchane sztucznym, bezwartościowym jedzeniem, często niewiadomego pochodzenia. Wówczas nie czytałam jeszcze etykiet, zupełnie nie przejmowałam się sezonowością. Jadłam warzywa i owoce pozbawione smaku, zrywane za wcześnie, leżakujące w podróży z dalekich krajów, które ładnie wyglądały i nie miały żadnych innych zalet. Kupowałam chleb smakujący tekturą, sery o zbyt długim składzie, podejrzane konserwy z szarą miazgą zamiast tuńczyka, a gdy miałam pytanie dotyczące jakiegoś produktu, nikt nie umiał mi pomóc. Nie kupowałam jedynie wędlin, bo patrząc na nie zawsze miałam wrażenie, że kiedy klienci już wyjdą i zgasną wszystkie światła, zaczynają świecić w ciemności. Przy każdych zakupach wydawałam o wiele więcej niż planowałam, bo zawsze coś bardzo „potrzebnego” wpadło mi w ręce, by później miesiącami zagracać mieszkanie. Duże opakowania sprawiały, że czasami jedzenie lądowało w koszu, a mnie męczyły wyrzuty sumienia. Posiłki wydawały mi się przykrym obowiązkiem, zazwyczaj jadłam je bez większej satysfakcji.

W końcu zamieszkałam sama, w bloku przy którym znajduje się duży bazar. Przez jakiś czas omijałam go bez zainteresowania, ale w końcu z ciekawości przestąpiłam jego progi. Kameralna atmosfera, mili sprzedawcy, panie potrafiące doradzić przy wyborze jabłek albo uprzejmie sugerujące, że tej kapusty nie powinnam kupować, gdyż jest sztucznie kwaszona, a nie kiszona. Odkryciem była mała budka z wędlinami z Mazur, o których chłopak za ladą mógł z pasją mówić przez kilkanaście minut. W tym samym czasie w Warszawie zaczęły pojawiać się małe targi z żywnością ekologiczną i regionalną, nieco droższą niż tradycyjna. Byłam sceptyczna, dopóki nie poczułam różnicy w smaku niektórych produktów (między innymi jajek od kur z wolnego wybiegu, serów i nabiału z małych manufaktur, miodów i dżemów, pełnoziarnistego pieczywa od piekarzy-pasjonatów, rybnych przetworów). Gdy pierwszy raz kupiłam borówki, maliny i jeżyny zerwane z krzaczka, kiedy były już duże i dojrzałe, prawie popłakałam się z zachwytu i żalu, że przez tyle lat pozwalałam się oszukiwać.

Dziś mam już swoje ulubione miejsca i ulubionych dostawców większości produktów spożywczych, i doceniam możliwość rozmowy z nimi, praktyczne wskazówki, dużą wiedzę. To handel oparty na relacjach, na bliskim, bezpośrednim kontakcie. Są stoiska, do których udaję się na równi w celach zakupowych, co towarzyskich – wiem, że zostanę poczęstowana kawą, że spędzę tam trochę czasu na serdecznym dialogu. Jestem w stanie pojechać czasem za miasto po najlepsze szparagi i sałaty ze sprawdzonego źródła. Mam swoich ulubionych sprzedawców warzyw pod jedną z warszawskich hal, gdzie ceny są bardzo przystępne, a wybór ogromny. Większość produktów mogę już spokojnie kupić nie stawiając nogi w wielkopowierzchniowym sklepie. Zaczęłam doceniać jakość i wolę nabyć mniej za więcej niż dużo byle czego. Niektóre produkty – sprawdzone i z dobrym składem – kupuję w mniejszych dyskontach, by trochę zrównoważyć wydatki. Uwzględniając brak nieprzemyślanych zakupów, wydaję niewiele więcej niż kiedyś.

Kupowanie bezpośrednio od producentów i hodowców ma mnóstwo zalet: dostajemy produkty sezonowe, dobrej klasy, pozbawione plastikowych opakowań, za które zazwyczaj płacimy uczciwe pieniądze (brak pośredników). A to wszystko w przyjaznych warunkach, często na świeżym powietrzu – idealne w połączeniu z porannym spacerem. Dla wielu to tylko kolejny „trend”, ale mi nie chodzi o modę, tylko o świadome podejmowanie decyzji. Wiem doskonale, jak w naszym kraju kształtują się zarobki, ale myślę, że warto zacząć od małych kroków: poszukać w swojej okolicy rolników, nawiązać z nimi kontakt, poczytać o małych firmach z tradycjami, sprawdzić, czy w mieście działa jakaś kooperatywa spożywcza, kupująca większe ilości dobrej jakości produktów od lokalnych wytwórców (dzięki dużej ilości zamówień ceny są znacznie przyjaźniejsze dla portfeli niż w handlu detalicznym). Dla mnie ograniczenie wizyt w centrach handlowych, hipermarketach itp. to jeden z przystanków na drodze do bardziej świadomego, uważnego i wolniejszego życia. Warto spróbować, by poczuć różnicę!

fot. Agnieszka Kuczyńska 

Avatar
Agnieszka Kuczyńska

Kim jestem i co robię: Miłośniczką Portugalii, która nie umie usiedzieć w miejscu. Pracuję na etacie, a każdą wolną chwilę wykorzystuję na podróże, prowadzenie bloga cale-zycie-w-podrozy.blogspot.com  z relacjami z wyjazdów i zachęcanie ludzi do poznawania Europy. Marzę, planuję, realizuję. Dlaczego tu jestem? Bo wierzę, że życie jest podróżą a sama droga jest ważniejsza niż cel. Uważam, że stale musimy się rozwijać. Chcę pisać o pięknych miejscach, ale też ludziach spotkanych w podróży, smakach świata i o tym, że nasze życie zależy od podejmowanych przez nas każdego dnia małych decyzji. Z czego jestem dumna w moim życiu? Z kilku pięknych marzeń chorych dzieci, które udało mi się spełnić, ponieważ przebywając z nimi zrozumiałam, co jest naprawdę ważne. A także z tego, że mam odwagę mówić na głos, czego od życia chcę a czego nie. Moje słabości: słomiany zapał w wielu kwestiach i ciągle kiepska organizacja czasu. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: dobry film, długie spacery i szukanie tanich biletów lotniczych  Największa zmiana w moim życiu: Ciągle coś zmieniam i modyfikuję, szukając własnej drogi. Nie umiem wskazać tej największej. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.