"Wesoły Kierowca" Robert Chilmończyk. Jak ze zwykłego zawodu zrobić niezwykły?

Mówi się, że jesteśmy narodem narzekającym. Patrząc na smutnych ludzi na ulicach, trudno się z tym nie zgodzić. Każdy pędzi przed siebie, nie ma czasu na refleksję. Sąsiedzi nie odzywają się do siebie, nawet ze zwykłym “dzień dobry”. Dobrze, że cukier można kupić na każdym rogu, bo trudno byłoby dzisiaj zastosować mechanizm z lat 80. i pójść do sąsiada po przysłowiową szklankę. W pracy spędzamy całe dnie, ale rzadko kiedy z niekłamaną przyjemnością, częściej powodują nami obowiązki, finanse. Z jednej strony nie trudno o frustrację, z drugiej nam samym nie jest przyjemnie, kiedy w sklepie, na stacji benzynowej czy na poczcie jesteśmy traktowani jak zło konieczne. Czy można zatem znaleźć sposób na to, aby z rutyny, nudy i szarej codzienności wykrzesać coś więcej? Robert Chilmończyk, warszawski kierowca autobusu, przełamuje stereotyp, że kierowca ma tylko wozić ludzi – on robi coś znacznie więcej. Przeczytaj i zastanów się, co Ty możesz zmienić w swojej codziennej pracy.
Anna Węgrzyn, redaktor naczelna

 

Robercie, chcesz zmieniać nasze miasto, chcesz, żeby ludzie się uśmiechali. Dlaczego to robisz?

Bo ktoś powinien to robić. Poczułem w sobie takie powołanie. Mam jakie takie poczucie humoru i staram się zarażać ludzi uśmiechem tam, gdzie mogę – czyli w swojej pracy, w autobusie.

Zawsze tak było?

Zawsze się wygłupiałem. Nawet ludzie, którzy spotykają mnie po 30 latach, mówią, że nic się pod tym względem nie zmieniłem. Staram się brać życie na wesoło.

Branie życia na wesoło pomaga na co dzień?

Tak. Każdy z nas ma jakieś problemy, to co robię dla mnie też jest rodzajem terapii – pomagam sam sobie i przy okazji pomagam ludziom na chwilę zapomnieć o swoich problemach, o troskach, o stresie… Mogą odreagować, uśmiechnąć się, poczuć się swobodnie.

W Warszawie jesteś chyba jedynym kierowcą, który znalazł odwagę, aby wyjść do pasażerów i pokazać swój zawód z zupełnie innej strony. Znalazłam jeszcze jednego pana w Gdańsku – szkoda, że jest Was tylko dwóch.

Podobno już nie działa, miał odwagę krótko coś tam mówić przez mikrofon – bo mówienie do ludzi to już jest odwaga. Kilka osób zwróciło się już do mnie z podziękowaniami, że mam odwagę cywilną, żeby w ogóle coś takiego robić. Może jakbym stanął przodem do moich pasażerów, to bym się stresował i tak nie potrafił, ale kiedy prowadzę, jestem odwrócony tyłem i czuję się po prostu tak, jakbym prowadził monolog. Co jakiś czas tylko zerkam w lusterko, patrzę na reakcje, sprawdzam czy trafiam na podatny grunt. Kiedy widzę, że ludzie się uśmiechają, to jeszcze bardziej się rozkręcam, a jak robią smutne miny i patrzą wilkiem, to tracę skrzydła i sam się denerwuję.

Starasz się mówić do pasażerów przez cały dzień i do każdego zwracasz się personalnie. Reagujesz na to, co dzieje się w danym momencie.

Staram się, żeby każdego powitać, pożegnać, coś opowiedzieć, zwracać uwagę na charakterystyczne cechy.

Czy reakcje pasażerów różnią się w zależności od ich wieku?

Tak. Młodzi reagują bardziej spontanicznie – częściej się uśmiechają, chyba bardziej im się to podoba. Z kolei kiedy namawiam ludzi, żeby się integrowali, to właśnie starsze osoby wykazują się większą inicjatywą – zaczynają między sobą rozmawiać, komentować… Dzięki temu już uczą się otwartości, przestają patrzeć na siebie wilkiem albo wyglądać pustym wzrokiem przez brudne okno. Pod tym względem starszym jest łatwiej niż młodzieży, trudniej namówić np. jakiegoś chłopaka, żeby zagadał do dziewczyny.

Ale jeśli zainicjujesz takie rozmowy i ktoś się odważy, możesz stać się ojcem chrzestnym jakiegoś związku (śmiech).

Parę razy już mi się zdarzyło, że kiedy jacyś państwo wychodzili na jednym przystanku, zachęcałem ich, żeby pan odprowadził panią. Kiedy ich obserwowałem po wyjściu, nieraz szli razem w jednym kierunku. To już jest coś. Ludzie uczą się odwagi, uśmiechu. Jesteśmy takim biednym, sfrustrowanym i zadufanym w sobie społeczeństwem, trudniej nam brać wszystko na naturalnym luzie, tak jak chociażby na Zachodzie.

Jak myślisz, z czego to wynika?

Z naszej historii, kultury, sytuacji w kraju. Co innego, kiedy pokażę lizaka z napisem “uśmiechnij się” komuś, kto siedzi w Mercedesie i ma pracę, a co innego zrobić to samo w autobusie, w którym większość pasażerów to emeryci z nędznymi emeryturami albo studenci bez pieniędzy, czy ludzie bez pracy. Im jest trudniej się uśmiechać.

A czy spotykasz takich kierowców w Mercedesach, którzy mimo wszystko się nie uśmiechają?

Nie, zdarzył mi się tylko jeden taki przypadek. Pokazałem temu kierowcy napisy “Uśmiechnij się”, “Wrzuć na luz”, a on zadzwonił do firmy, że kierowca-wariat pokazuje mu jakieś lizaki. Najczęściej jednak wszyscy się śmieją, machają, to też im pomaga. Zaobserwowałem, że często pary wspólnie podróżujące samochodem w ogóle się do siebie nie odzywają – milczą, bo nie mają o czym rozmawiać, są zajęci życiem, sobą… I nagle ja pokazuję się z tym lizakiem, jedna osoba zauważa, pokazuje drugiej – tworzy się między nimi luźna atmosfera, zaczynają rozmawiać, wspólnie komentować i dzięki temu ta ściana milczenia chociaż na chwilę się przełamuje. Pasażerowie autobusu też później wracają do domów, są pod wrażeniem, bo pierwszy raz jechali takim dziwnym autobusem i opowiadają o tym w domu, przy obiedzie – dzięki temu przynajmniej mają o czym rozmawiać. Biorę pod uwagę ten aspekt psychologiczny – to też pomaga.

Jak myślisz, co powoduje, że coraz trudniej jest nam ze sobą rozmawiać, nawet w tak bliskich sytuacjach, jakie opisywałeś?

Życie bardzo się zmieniło. Miasto to dżungla, człowiek człowiekowi stał się wilkiem. Pędzimy za pieniędzmi, po to by w ogóle przeżyć, żyć na poziomie. Każdy stoi przed wyborem: “mieć czy być?” i najczęściej wybieramy “mieć”. Zatraciliśmy się w pogoni za materialnymi dobrami, a przez to tracimy własne człowieczeństwo. To jest znamienne dla naszych czasów, nie tylko w Polsce, lecz także na całym świecie – może u nas to się trochę inaczej objawia, bo zachłysnęliśmy się wolnością i kapitalizmem, staliśmy się społeczeństwem konsumpcyjnym. Sam często stałem przed takim dylematem: zrobić sobie wolne i zostać w domu z dziećmi czy iść dorobić w dodatkowej pracy? Mieć czy być? Każdy z nas powinien spędzać z bliskimi jak najwięcej czasu, niestety często jesteśmy zmuszeni, by w wolnym czasie iść do dodatkowej pracy.

Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś o tym, żeby zacząć zwracać uwagę na pasażerów, rozmawiać z nimi, a nie tylko ich wozić?

Po miesiącu pracy zobaczyłem, że w kabinie jest mikrofon, z którego mogę skorzystać. Zacząłem zagadywać: dzień dobry Pani/Panu, witam na pokładzie… Tak to się pomału zaczęło rozkręcać, stopniowo wymyślałem coraz więcej tekstów.

To pokazuje, że każdy z nas może ze zwykłej pracy zrobić niezwykłą. 

Myślę, że tak, zwłaszcza jeśli pracuje z innymi ludźmi. Wszyscy przecież żyjemy na tej samej planecie. Chciałbym, żeby każdy był uśmiechnięty i życzliwy na własnym podwórku, a wszystkim nam żyłoby się lepiej. Czy to w biurze, czy w fabryce, wszędzie mamy kontakt z ludźmi, warto więc starać się być życzliwym i uśmiechniętym, a nie sfrustrowanym. Warto być dla drugiego człowieka człowiekiem, a nie tylko rywalizować. Gdyby każdy w swoim miejscu pracy był normalnym człowiekiem, to i w kraju, i na całym świecie wszystkim żyłoby się dużo lepiej. Niestety, to bardzo trudne.

Skąd czerpiesz motywację do tego, żeby codziennie przez kilka godzin aktywować ludzi?

Sam nie wiem, może z obserwacji, co daję innym. Mocno się w tym spalam, wracam z pracy wypruty z energii, ale wiem, że robię coś fajnego – dla ludzi, dla miasta i przy okazji dla siebie. To jest też moja terapia na zranioną duszę… (śmiech). Każdy ma jakieś problemy, ja odpoczywam od swoich w pracy. Staram się wtedy dać z siebie wszystko, rozweselić ludzi i przekazać tę pozytywną energię dalej.

Rozumiem, że nie przeszkadza Ci to w prowadzeniu autobusu… (śmiech)?

Nie, mam podzielną uwagę (śmiech). Oczywiście, najważniejsze jest bezpieczeństwo, ale staram się też urozmaicić moim pasażerom podróż. Często ludzie mówią, że za granicą to wygląda inaczej – kierowcy są inni, bardziej normalni, nieraz śpiewają, dowcipkują, albo po prostu mówią “dzień dobry”. To nic przecież nie kosztuje. Nie trzeba się spalać, może czasem wygłupiać jak ja, wystarczy po prostu się przywitać, być dla pasażerów życzliwym – tego niestety brakuje.

Proponowałeś swoim kolegom, żeby robili tak, jak Ty?

Młodsi koledzy są do tego bardziej chętni, starszych trudniej namówić. Głównym problemem jest brak odwagi. Ciężko przełamać swój wstyd, lęk, a przecież każdy z nas ma jakieś kompleksy i stresy, boi się, jak ludzie zareagują. Kiedy widzę, że ludzie reagują pozytywnie, to mnie to jeszcze bardziej nakręca, ale jak mają posępne miny, to już zaczynam się blokować i stresuję się, że jestem nudny.

Pamiętasz jakąś sytuację, która była dla Ciebie trudna – chciałeś sprawić komuś przyjemność, a ktoś zareagował źle?

Parę razy zdarzali mi się pasażerowie, którym to przeszkadzało. Pewna pani naskoczyła na mnie, bo powiedziałem o niej, że “jest kolejna łania do zabrania” – wyrzucała mi, jak w ogóle mogę wyrażać się w ten sposób o kobietach, że to jest przedmiotowe traktowanie… Są tacy, na których wystarczy spojrzeć, a oni w odpowiedzi najchętniej zabiliby wzrokiem, wszystko im przeszkadza. To są biedni, sfrustrowani ludzie.

Rozmawialiśmy o tym, jak zmieniasz ludzkie nastawienie w czasie swojej pracy, ale sam też korzystasz jako klient z różnych biur, urzędów… Jak to postrzegasz, jakie masz doświadczenia?

Wydaje mi się, że pomału coś się zmienia, nawet w urzędach. To jest bardzo powolny proces, ale idzie ku dobremu – pomału zmienia się w Polsce sposób myślenia, postrzegania świata i ludzi. Gdybyśmy byli normalnym, w miarę bogatym społeczeństwem, to wyglądałoby to jeszcze lepiej. Gdyby ludzie mieli pieniądze też na to, żeby sobie wyjść i zabawić się, a nie tylko zarabiać, zbierać na opłaty i siedzieć w domu.

Rozśmieszasz Warszawę od 2 lat. Czy zauważyłeś w tym czasie jakąś zmianę nastawienia wobec tego, co robisz?

Trudno mi to ocenić, ponieważ wożę różnych ludzi, jeżdżę na różnych liniach. Mam jednak wrażenie, że ludzie odbierają moje działania coraz bardziej pozytywnie – coraz mniej jest ludzi niezadowolonych.

Czy mógłbyś opisać najprzyjemniejszą sytuację, która dodała Ci skrzydeł?

Dodaje mi skrzydeł, kiedy widzę, jak zmieniają się reakcje moich pasażerów. Po wyjściu z autobusu nie lecą do metra jak w amoku, tylko udaje mi się wyzwolić w nich jakieś ludzkie uczucia, emocje – wychodzą, uśmiechają się, machają, dziękują… To jest dla mnie taka premia – obserwowanie, jak się zmieniają, świadomość, że daję im trochę energii, uśmiechu, wiary w drugiego człowieka.

Jak pracodawca na to patrzy?

Toleruje to – to już jest dla mnie plus. Kiedyś tylko dostałem od ZTM dyplom i statuetkę z podziękowaniami. Fanpage jest dla mnie takim kontaktem ze światem, pokazuje, że warto to robić – ludzie dziękują, lajkują, to ma dla mnie ogromną wartość. W jakiś sposób działa to też na moją próżność – to jest takie moje “5 minut”.

Jakie masz marzenia na 2015 rok? Co mogłoby się wydarzyć, żebyś mógł jeszcze bardziej rozwijać swoje umiejętności?

Chciałbym mieć siłę do tworzenia nowych tekstów. Zawsze zazdroszczę chociażby ludziom pracującym w radiu, kiedy audycję prowadzi parę osób – jest wesoło, robią burzę mózgów, mają na to fundusze… Chciałbym móc robić tak jak oni, ale ja przede wszystkim muszę się koncentrować na jeździe autobusu, a nie na nawijaniu.

Czy kiedy byłeś kelnerem, też wykorzystywałeś swoje umiejętności interpersonalne? 

Nie zawsze, jednak starałem się obsługiwać ludzi tak, jakbym sam chciał być obsługiwany. Często się wygłupiałem, żartowałem na bankietach… Starałem się rozładować atmosferę, dać im trochę dystansu do sytuacji i do samych siebie.

Tobie z całą pewnością udało się zmienić odbiór zawodu kierowcy. Jak myślisz, czy w każdej pracy, która z czasem staje się przecież rutyną, można znaleźć “coś ekstra”? 

Nie znam innych branż, ale wydaje mi się, że zawsze można coś wymyśleć. Trzeba być kreatywnym, otwartym – czy to w biurze, czy na poczcie, czy gdziekolwiek indziej. Kiedyś przez parę miesięcy pracowałem w sklepie spożywczym i kiedy z niego odchodziłem, napisałem na kartce A4 hasło “Odprawa dla sympatycznego ekspedienta”, na ladzie położyłem czapeczkę i wrzuciłem do niej parę groszy. Przez 8 godzin uzbierałem 90zł. Ludzie wrzucali, zagadywali… To może być naprawdę cokolwiek. Nie każdy ma poczucie humoru albo jest odważny, otwarty, ale warto jakoś starać się to zmienić, bo dzięki temu może się zmieniać całe społeczeństwo.

A gdybyś pracował na kasie w dużym hipermarkecie – co wtedy byś robił?

Pewnie indywidualnie zagadywałbym klientów – nawiązywałbym na przykład do tego, co kupili, wykorzystując humor sytuacyjny… Starałbym się urozmaicić sobie pracę i przy okazji pomagać ludziom, żeby pamiętali, że to fajny sklep i częściej chcieli do niego wracać.

Czyli żeby coś zmieniać, po prostu trzeba chcieć? 

Tak, trzeba przełamać ten lęk i włożyć więcej serca w swoją pracę – każdą, mniej lub bardziej ciekawą, lepiej lub gorzej płatną. Wioząc ludzi rano do pracy, mówię zawsze: “wiem, że niechętnie tam idziecie, ale pomyślcie sobie, że zawsze mogło być gorzej – mogliście zostać kierowcą autobusu i wstawać o 2 w nocy, żeby zacząć pracę od 4…”.

Robert Chilmończyk z asystentami Karolem i Kacprem 

Zauważyłam, że stałeś się także mentorem dla młodzieży – w autobusie masz swoich asystentów, którzy również angażują się w Twoje działania.

Tak, na stałe pomaga mi trzech asystentów. Pokazują plakietki z napisem “Uśmiechnij się”, kupują cukierki, które później rozdają pasażerom. Na dzień kobiet kupiliśmy kilkadziesiąt tulipanów, zniknęły od razu – wszystkie rozdaliśmy podczas pierwszego kursu. Latem z kolei zrywaliśmy przy pętli kwiaty bzu i rozdawaliśmy pasażerkom.

Czyli wszystko można, wystarczy tylko się zastanowić, pomyśleć… 

Tak, wykazać trochę odwagi, kreatywności. Każdy z nas jest spięty, boimy się o stratę pracy i może dlatego chodzimy do niej tacy spięci, tylko po to, żeby pracować. Niestety, takie też mamy czasy i taki jest ten naród. Już paru cudzoziemców powiedziało mi: wiesz, jak rozpoznać Polaka wśród innych Europejczyków? Polak się nie uśmiecha. W opinii innych narodów brak nam do siebie dystansu i uśmiechu.

Jakie jest Twoje nastawienie do zmian w życiu?

Mnie też często brakuje odwagi do zmian. Człowiek ma w swojej naturze to, że szybko się przyzwyczaja, zwłaszcza do dobrego, i trudno jest mu coś zmieniać. Boimy się, że wpadniemy z deszczu pod rynnę. No, ale kto nie ryzykuje, ten nie ma. Trzeba zmieniać, iść do przodu, nie bać się. Wiem jednak z własnego doświadczenia, że łatwo o tym mówić, ale dużo trudniej zrobić.

Co w takim razie powinno bardziej motywować do zmiany pracy? Najczęściej mówimy, że pieniądze są wyznacznikiem tego, co robimy lub na co się w niej godzimy? 

Teraz nie zależy mi na pieniądzach tak bardzo jak wcześniej, kiedy człowiek był młody, kiedy się dorabiał… Obecnie staram się po prostu chwytać dzień. Myślę, że takie podejście zależy przede wszystkim od wieku i od sytuacji, w której się znajdziemy.

Często jest jednak tak, że chcemy coraz więcej i więcej…

Niestety, taka jest nasza natura – jesteśmy chciwi i zachłanni, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Trudno to zmienić. Wydaje mi się, że często widać to chociażby w wielkich korporacjach. Im większe są pieniądze, tym większa zawiść i wyścig ku awansom – rozpoczyna się wyścig szczurów, każdy chce awansować, nie liczy się z dobrem innych współpracowników. Na wierzch wychodzą najgorsze ludzkie instynkty.

Na szczęście nie zawsze tak jest, Ty swoją postawą pokazujesz, że można małymi krokami zmieniać codzienność i pomagać obcym ludziom, tak po prostu.

Kiedyś na pętli podeszła do mnie pasażerka. Podziękowała mi, że pomogłem jej się odprężyć i zapytała mnie, czy mogę ją przytulić. Przytuliłem ją, a ona zaczęła płakać i tłumaczyć mi, że każdy, kto jechał w tym autobusie, ma swoje problemy – większe czy mniejsze, ale ma. Każdy musi nieść swój krzyż. Powiedziałem jej wtedy zdanie, które wyczytałem kiedyś w jednym z horrorów Stephena Kinga: “na twoim podwórku kiedyś zaświeci słońce”. Piękne, optymistyczne słowa. Kiedy miałem gorsze dni, często je sobie powtarzałem – prędzej czy później będzie lepiej, trzeba tylko dążyć do tego i nie przestawać w to wierzyć.

Rozmawiała Anna Węgrzyn

Avatar
Anna Węgrzyn

JEŚLI POTRZEBUJESZ: - wydobycia swojego potencjału zawodowego, - pomocy w budowaniu wizerunku swojego i firmy, - wsparcia w procesie zmiany pracy, - wsparcia w procesie zmiany swojego życia na lepsze, NIE CZEKAJ! SKONTAKTUJ SIE JUŻ DZIŚ! aw@annawegrzyn.pl Kim jestem i co robię: Z wykształcenia prawnik, z doświadczenia księgowa, dyr. HR, sprzedaży i marketingu, z powołania i zamiłowania coach International Coaching Community. Jako coach pomagam firmom, ich pracownikom a także indywidualnym klientom wydobyć wszystkie najlepsze cechy z siebie i innych, by móc je wykorzystać w drodze do wspólnego sukcesu. Dla moich klientów słowa takie jak motywacja, potencjał osobisty, rozwój zaczynają nabierać znaczenia, kiedy we współpracy ze mną uświadamiają sobie, jak wymierny może być efekt ich starań, gdy potrafią zarządzać własnymi naturalnymi umiejętnościami. To największa satysfakcja w mojej pracy być świadkiem zmian, które czynią człowieka szczęśliwszym. Dlaczego tu jestem? Magazyn Zmiany w Życiu to realizacja moich marzeń. Stworzyłam to miejsce aby pomagać innym w znalezieniu drogi do siebie i do prawdziwej radości z życia. Ludzie, których poznałam w procesie przygotowań i realizacji projektu tylko utwierdzili mnie w przekonaniu, że to właściwa droga. Dziękuję Wszystkim za wsparcie. Z czego jestem dumna w moim życiu: Jestem wierna swoim zasadom Nigdy nie zrobiłam niczego wbrew sobie dla korzyści. Wszystkie decyzje w moim życiu były podyktowane sercem. Efekt jest cudowny, mogę powiedzieć z pełną satysfakcją, że niczego nie żałuję i wszystko w życiu zrobiłabym tak samo. Moje słabości: Niecierpliwość i coraz gorzej znoszę poranne wstawanie. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: perfumy Cerruti 1881 różowe, pierwszą butelkę kupiłam za większą część mojego wynagrodzenia i do dziś pamiętam uczucie radości, jakie mi towarzyszyło przy zakupie. Od tamtej pory zawsze mam je na półce, nawet patrząc na butelkę uczucie powraca. Do tego płyta Yanni i jego „One man's dream”. Największa zmiana w moim życiu: Moje życie to ciągłe poszukiwania i zmiany. Największe i najtrudniejsze miały miejsce w 2012 roku. Przestałam się uśmiechać i w głębi duszy czułam, że powinnam być w innym miejscu. Dlatego w jednym momencie zdecydowałam się zostawić ówczesną rzeczywistość i znaleźć nową drogę na każdej płaszczyźnie. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.