Przejdź do treści

Zmiany w Życiu

Strona główna » „Zawsze jesteś o jedną decyzję od innego życia”, czyli jak wylądowałam na Madagaskarze

„Zawsze jesteś o jedną decyzję od innego życia”, czyli jak wylądowałam na Madagaskarze

Pracowałam na południu Anglii dla małej telemarketingowej firmy już od ponad trzech lat. Przez pewien czas praca zapewniała mi wszystko, czego potrzebowałam: poczucie bezpieczeństwa, czas i pieniądze, które zapewniały mi utrzymanie i które mogłam odłożyć. Tylko że była to praca, która nigdy się nie zmieni i nie pozwala się rozwijać. Jeśli odwiedziłbyś mnie po pięćdziesięciu latach, ja nadal robiłabym i mówiła te same rzeczy. No, może nie wyglądałabym tak samo! 

Nie zrozum mnie źle, bo przez pierwsze dwa lata byłam w miarę szczęśliwa, że mogę tam pracować. Potem, nawet nie wiem dokładnie kiedy, poczułam, że utknęłam w martwym punkcie. Nie chciałam starać się o inne stanowisko, ale też czułam, że przestaję być produktywna i dotychczasowe zajęcia już mnie nie cieszą. 

Utknięcie w jakiejkolwiek sferze życia jest niebezpieczne. Początkowo tego nie odczuwasz, ale wkrótce ten stan uodparnia cię na inne opcje. To trochę jak choroba, która objawia się małym dyskomfortem, na tyle nieistotnym, że nic nie robisz. Uczysz się z nim żyć, a on się odzywa się jedynie od czasu do czasu.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Mając to na względzie, wiedziałam, że muszę podjąć jakąś decyzję. Zdobycie „porządnej pracę”, wiążącej się z większą odpowiedzialnością (która w języku kariery nazywana jest „wyzwaniem”), nie było dla mnie do przyjęcia. Zdałam sobie sprawę, że jeśli sama nie „wyrzucę” siebie z tej sytuacji, to nic się nie zmieni. Czasami życie przynosi nam mniejszy lub większy wstrząs, a my nie mamy wyboru, musimy coś zmienić. Częściej jednak sami musimy wywołać taki wstrząs. To luksus, którego zdajemy się nie doceniać. 

Jest takie powiedzenie: „Zawsze jesteś o jedną decyzję od innego życia”. 

Postanowiłam odejść z pracy i udać się gdzieś w nieznane, odkryć i nauczyć się czegoś nowego oraz cieszyć się życiem. Kierunek przyszedł mi do głowy bez większego wysiłku: Madagaskar. 

Dlaczego tam? Ponieważ mam listę miejsc, do których zawsze chciałam pojechać. Madagaskar był jednym z nich. Zdaję się wybierać (jak twierdzi moja mama) „dziwne kraje” – mało popularne, nieodkryte przez masy i niezbyt łatwe, jeśli chodzi o poruszanie się po nich (zwłaszcza w pojedynkę). Wybieram je, bo nie chcę podążać za tłumem. Jedyny głos, za którym przysięgłam sobie podążać, to głos serca. Być może brzmi naiwnie, ale prawda czasami przybiera twarz naiwności, dlatego trudno jest nam jej zaufać. 

Te „dziwne kraje” często okazują się cudownymi miejscami, nie tak trudnymi do ogarnięcia, gdy już się do nich dotrze, nie wspominając o tym, że wyrabiam sobie własne zdanie na ich temat, bez odwoływania się do tego, co mówią media. Nie mam nic przeciwko mediom, ale – jak wiadomo – często sprzedają one to, co jest im na rękę. Bo jakie mają korzyści w mówieniu ciekawych rzeczy o krajach mniej znanych, takich jak Birma, Madagaskar czy Wenezuela? No właśnie. 

Zdecydowałam się więc odwiedzić Madagaskar. Stworzyłam sobie możliwość spędzenia tu trochę czasu – wystarczająco długo, aby nauczyć się podstaw francuskiego i zrobić coś bezinteresownie dla tutejszych ludzi. Większość z nich nie ma pieniędzy nawet na podróż do sąsiedniej wioski. Świetnie się składa, bo ja nieco zaoszczędziłam i mogę ich podwozić. Obiecałam sobie być dobrym gościem. 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *