Przejdź do treści

Dookoła stołu

Kiedy miałam kilkanaście lat spędzałam dużą część wakacji nad Bałtykiem z rodzicami. Jak to dzieciaki, biegaliśmy z rodzeństwem jak szaleni po polach, łąkach, okolicznych placach zabaw. Tak dużo było do zrobienia, że gdy dopadał nas głód, wpadaliśmy pędem do kuchni, łapaliśmy cokolwiek z blatu i lecieliśmy dalej, ku niezadowoleniu mojego Taty. Powtarzał w kółko, jak zacięta płyta, że posiłki powinno się jeść całą rodziną, przy stole. Jednym uchem to wtedy wpadało, drugim wypadało.

Jedzenie, jakie to ma znaczenie? Ważne, żeby nie być głodnym, reszta to strata czasu, który lepiej wykorzystać na coś innego. Często myślimy, że czas spędzony wartościowo to ten, gdy dzieje się szybko, dużo, głośno. Też tak myślałam, ale zmieniłam zdanie. Nie dla mnie zjadana na szybko kanapka, w biegu przegryzany obiad, mechaniczne chrupanie orzeszków przy komputerze czy posiłki przy akompaniamencie włączonego telewizora. Nauczyłam się celebrować posiłki i dziś doskonale rozumiem, co Tata próbował nam przekazać. Ten czas przy stole to chwila w ciągu zabieganego dnia, gdy w końcu jesteśmy razem. Możemy porozmawiać, opowiedzieć o tym, co nas cieszy i smuci. Nad talerzem smacznego jedzenia można rozprawiać o marzeniach, pragnieniach, radościach. Możemy jeść w domu, w parku, u znajomych, w restauracji a nawet nad Sekwaną, na wyciągniętym z torby kocu. W ogrodzie, przy blasku świec, pełni księżyca, tuż po wschodzie słońca, we własnej jadalni. Ważne, żeby nie jeść w pośpiechu, w hałasie.

Nie lubię wakacji all inclusive, bo nie lubię atmosfery hotelowych stołówek, walki o stoliki, talerze, wyłożone w gorących blachach potrawy. Wolę zaszyć się w małej knajpce, zamówić świeże jedzenie, kieliszek wina i czekać, aż wszystko zostanie przygotowane. W tym czasie rozmawiamy, cieszymy się swoim towarzystwem. Gdy byłam na Majorce większość restauracji oferowała „szybką paellę” na szybki głód, cały dzień podgrzewaną na gigantycznej patelni. My wybraliśmy rodzinny lokal, gdzie na starcie powiedziano nam, że przygotowują ją od zera, więc musimy poczekać blisko godzinę. Zamiast pędzić, zwiedzać, zatrzymaliśmy się.

Nie uważam już czasu przy stole za czas stracony. Lubię jeść wolno, rozkoszować się każdym kęsem. Wymieniać w międzyczasie poglądy, opinie, wrażenia. W niektóre poranki spotykamy się z koleżankami przed pracą na wspólne śniadanie – jemy, poruszamy tematy raz błahe, a raz ważne, ładujemy wewnętrzne baterie pozytywną energią i reszta dnia mija jakby przyjemniej. Myślę dziś o wspólnie spędzonych z rodziną świętach, urodzinach, imieninach. Kiedyś mnie to nudziło, a dziś oddałabym dużo za leniwe popołudnie na działce Babci i Dziadka, których już ze mną nie ma. Siedzieliśmy przy bujającym się stole, Dziadek rozpalał grilla, Babcia kroiła domowe ciasto pachnące leśnymi owocami, a ze starego radia sączył się „Hotel California” The Eagles. Rozmawialiśmy, było tak zwyczajnie. Bez fajerwerków, bez wielkich przygód. Proste, zwykłe życie skupione dookoła stołu. Tak, warto każdego dnia znaleźć przynajmniej 30 minut, by wspólnie usiąść, spojrzeć sobie w oczy i po prostu opowiedzieć, jak minął dzień.    

fot. Agnieszka Kuczyńska 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *