Ból po stracie bliskiej osoby jest niewyobrażalny. To beznadziejny krzyk rozpaczy, który zamienia życie w koszmar. To nie musi być klasyczna depresja, związana z zaburzeniem nastroju, takie samopoczucie może być po prostu silną reakcją na niedawno przeżyty ostry stres.
W ferworze wakacji i trwającego lata zapraszam do dialogu z samym sobą i kolejnej refleksji dotyczącej psychologii pozytywnej. Nie każda taka rozmowa od razu musi zostać uznana za szaloną. Warto rozmawiać (także z sobą), bo czasami droga do siebie bywa niebywale kręta.
Czy szczęście widziane okiem psychologa społecznego, badacza, różni się od szczęścia opisywanego przez laika, zwykłego śmiertelnika, Dyzia marzyciela? Być może znajdą oni wspólny grunt, bo cel jest ten sam, jednak ich droga może się różnić i zwodzić na manowce tego drugiego.
Budowanie szczęścia nie jest pobożnym życzeniem czy uśmiechem losu. Nie jest zagubioną Atlantydą, którą trzeba znaleźć. Jest tworzeniem, kreowaniem, realizowaniem siebie. Im więcej chcesz, tym więcej pracy musisz włożyć, a potrzebna moc działania i wdrażania szczęścia drzemie tylko w nas samych.
Aby odpalić silnik, niezbędne jest paliwo. Aby stać się mistrzem, potrzebny jest długi trening. Aby zbudować własne szczęście, niezbędny jest wysiłek. Łatwiej jest pracować nad siłą własnych mięśni, aniżeli włożyć trud w kształtowanie własnej psyche.
Dawno, dawno temu żył sobie Midas. Król, który bogactwo cenił nade wszystko, a patrzenie na królewski skarbiec było jego ulubionym zajęciem i największą dawką szczęścia.
Główną przeszkodą dla spokoju jest stres. Stres jako wróg publiczny numer jeden nie lubi się ze spokojem, pastwi się nad nami i lubi go gnębić. W dążeniu do spokoju ciała i ducha przeszkadza stres w każdej postaci, stąd warto o nim wspomnieć i dalej dążyć do spokoju.
Bujam w obłokach, marzę na jawie, myślę o niebieskich migdałach i co w tym złego? Nic, jeśli żyję swoim życiem, a marzenia zabieram ze sobą. Część z nich realizuję, niektóre czekają w kolejce, a nowe stworzę wkrótce.
Nieumiejętność słuchania jest niebezpieczna. Prowadzi na manowce, oddala od siebie, rodzi niechęć, denerwuje współtowarzyszy, drażni. Nie słuchają tylko ignoranci, prześmiewcy i cynicy.
Dziś nowa odsłona depresji, tym razem poporodowej, znanej także pod nazwą baby blues. Szczęście, idylla, promienność – tak zawsze każda kobieta powinna opisywać kolejne dni po narodzeniu swojej latorośli.