Samoocena to nic innego jak reakcja na samego siebie, uwarunkowana sposobem, w jaki myślimy o własnej sprawczości i własnym wkładzie w osiągane cele, a nie tym, czy ostatecznie osiągnęliśmy założony cel. W dzieciństwie nasza samoocena jest kształtowana w kontekście informacji zwrotnych otrzymywanych od ważnych dla nas dorosłych.
Przeważająca część ludzi żywi przekonanie, że dobrze jest być aktywnym fizycznie. Niby wiemy, że regularna aktywność to dłuższe życie i lepsze zdrowie, a jednak niewiele ponad 15% dorosłych Polaków podejmuje aktywność fizyczną w wolnym czasie w wymiarze zalecanym przez Światową Organizację Zdrowia.
Tęsknota za piątkowym popołudniem dotyczy nie tylko tych, którzy nienawidzą swojej pracy, lecz także tych, którzy w dni robocze marginalizują swoje potrzeby. Jeśli myśl o poniedziałkowym poranku zamiast energii przynosi ci obniżenie nastroju, zniechęcenie, lęk czy złość, przyjrzyj się, jak postrzegasz własną pracę w kontekście dni wolnych.
Są tacy, którzy zamartwiają się niemal ciągle, i tacy, którzy nie robią tego prawie wcale. Ci drudzy kwitują problem słowami „jakoś to będzie”, ale to niejako za nich najczęściej zamartwiają się ci pierwsi. Dlaczego ulegamy zamartwianiu się i jak wykorzystać tę skłonność?
Najbardziej motywują nas zadnia, których efektów doświadczamy bezpośrednio i które uosabiają istotne dla nas wartości. Największą trudność w utrzymaniu motywacji sprawiają zadania powtarzalne, żmudne, nieciekawe, niesatysfakcjonujące lub wręcz nieważne.
Troszczenie się o siebie to umiejętność nazywania i zaspokajania własnych potrzeb oraz przekonanie, że skuteczność i możliwość dawania siebie innym są wynikiem regularnego dbania o własne samopoczucie. Nieustanne przedkładanie potrzeb innych nad swoje, to jeden z wielu z sygnałów, który może świadczyć o tym, że niewystarczająco dbasz o siebie.
Realizacja planów nie jest tak prosta jak samo planowanie. Mimo drobiazgowych przygotowań często coś nie pozwala nam osiągać naszych celów. Kiedy myślimy o tym, co nas ogranicza w dążeniu do naszych marzeń, planów czy szczęścia, zwykle wskazujemy okoliczności, na które nie mamy wystarczającego wpływu: brak funduszy, znajomości, wsparcia, zasobów…
Czy w obliczu niepowodzeń i trudności można czuć się szczęśliwym? Odpowiedź na tak postawione pytanie zależy od tego, jak zdefiniujemy poczucie szczęścia. Jeśli uznamy, że „szczęście to cieszenie się dniem codziennym, a nie branie codzienności za coś oczywistego”*, być może uda się nam doświadczać radości codziennie, a nie tylko w wyjątkowych okolicznościach.
Minimalizm, utożsamiany z ruchem antykonsumpcjonistycznym, najczęściej jest sprowadzany do pozbywania się przedmiotów. Tymczasem istotą minimalizmu jest świadomy wybór między tym, co zbędne, a tym, co wystarczające. W wielkim skrócie, ponieważ w minimalizmie nie chodzi o wyrzucanie, ale o to, co – i dlaczego – zostawiamy. Minimalizm nie jest ascezą, lecz celebrowaniem prostego i harmonijnego życia.
Zdarza się, że zmiana nie jest przez nas oczekiwana, że dopada nas znienacka. Bez względu na to, jakiego rodzaju bolesne przeżycie staje się naszym udziałem, wprowadza ono do życia swoisty zamęt, niepewność, co stanie się dalej, poczucie braku wpływu na rzeczywistość. Czy z sytuacji choroby, straty, rozbicia można wynieść coś ważnego?