“Egoizmem jest wymaganie od innych, by żyli życiem, które akurat tobie wydaje sie najwłaściwsze. To jest egoizm. Życ swoim życiem nie jest egoizmem.”
Anthony de Mello.
Powyższy cytat bardzo trafnie oddaje, to z czym się mierzyłam prze ostatnie… wiele lat. Od 11.5 roku choruję na stwardnienie rozsiane. Czas pełen wzlotów upadków – w listopadzie 2012 byłam sama, na własną rękę w Rio de Janeiro, a nieco ponad pół roku później leżałam (ponownie) w szpitalu pod kroplówką.
Pochodzę z tzw. “dobrej rodziny” (rodzice lekarze, dziadkowie też z wyższym wykształceniem, alkohol tylko od święta, nikt nie pali). Rodzice i rodzina wychowują nas najlepiej jak umieją, tylko to nie do końca jest to to, co ja chcę od swojego życia. Pochodzę z małej miejscowości, na studia poszłam z “jasną wizją” mojej przyszłości (mąż, dzieci itp.). Przeprowadzka do Krakowa nieco otwarła mi oczy, że “można żyć inaczej”, że moje pokręcone pomysły nie są takie nierealne. Po pierwszyn roku zachorowałam na stwardnienie rozsiane, o czym dowiedziałam się tak na 100% dopiero kilka lat później.
Zawsze lubiłam czytać, dużo się uczyłam (tak, średnia 6.0 z matury;) ). Wyjaśnienie “stwardnienie rozsiane, pochodzenie nieznane” nie była dla mnie satysfakcjonująca, więc czytałam, pytałam, szukałam. Mój upór został wynagrodzony m.in. książką “Zabójcze emocje” Dona Colberta (polecam ją wszystkim, bez względu na stan zdrowia). Autor twierdzi, że przyczyną choroby (w książce jest podany konkretny przykład) jest nienawiść do siebie. Niejednokrotnie porónywałam SM do (przymusowego) chodzenia w żółtej bluzce (wyjątkowo nie lubię tego koloru), podczas gdy jest tyle pięknych, niebieskich koszulek (tylko one są tak jakby “poza moim zasięgiem”). Moja historia to lata walki samej ze sobą, prób dostosywania się na siłę do oczekiwań innych (rodziny) w stosunku do mojego życia, (przymusowego) chodzenia w żóltej bluzce. Gwarantuję, że jeśli argumentem jest Twoje zdrowie, można w wiele uwierzyć. Ciężko jest też wytłumaczyć, że ganianie na lotniska jest fajne i stanowi świetną motywację, żeby się nie poddawać, dlatego przez lata “walczyłam” z moją pasją do podróży (bo kto “normalny” przejeżdza 40 tys km w 7 miesięcy równocześnie pracując na cały etat? Teraz uważam to za mój największy sukces) albo próbowałam na siłę żyć jakoś “bardziej standardowo”. Często jest tak, że jak życie nie przymusi nas do zmiany i średnio zadowoleni trwamy w danym punkcie (“hu**wo, ale stabilnie”). Mnie życie często zmuszało do zmian. Teraz jestem mu za to wdzięczna. Metodą prób i błędów dotarłam w końcu do miejsca gdzie jestem szczęśiwa :).
Po studiach (dzisiaj mam 32 lata) wpadła mi w ręce książka Josepha Murphy`ego “Potęga podświadomości” (w życu nic nie dzieje sę przez przypadek). Tłumaczyła ona dlaczego podejmowane przeze mnie działania nie przynosiły oczekiwanego efektu. Wszystko fajnie, tylko treści tam zawarte są w sprzeczności z tzw. logicznym myśleniem. Dlatego wracałam do niej w kółki i w kólko, dołączając kolejne “rewolucyjne” lektury. Z czasem poznawałam kolejne osoby, które podzielały moje poglądy, a wiadomomo, że łatwiej idzie się pod prąd w towarzystwie. Gdyby nie ci wszyscy ludzie, którzy pojawiali się na mojej drodze dorzucając “kolejne cegiełki”, nie wiem gdzie bym teraz była. W filmie “Secret” (na podst. książki Rhondy Byrne) jedna z osób mówi, żę aby przejechać z Nowego Jorku do Los Angeles nie musisz widzieć całej drogi, wystarczy najbliższe 200 metrów. Podobnie jest z życiem.
Czasem zastanawiam się jakim sposobem dałam radę, ale udało się! 🙂 Na pewno wiele pomogli mi ludzie, których spotykałam, w tym moja przyjaciółka Amelia (przecież obiecałam, że o Tobie kiedyś napiszę). Uważam, że trzeba wierzyć we własne siły i nie można się poddać! Moim mottem życiowym jest “I was NOT born to follow”!
Realia życia za stwardnieniem rozsianym: słyszałam, że Bóg zsyła poważne choroby na silne osoby… czuje się zaszczycona;) Kiedyś znalazłam w sieci filmik poniżej, który obrazuje plusy i minusy, niektóre problemy i niedogodności, z którymi zmagają się osoby chorujące na stwardnienie rozsiane. Objawy zmieniają się w czasie. Raz pod wozem raz na wozie 😉 Inaczej nie mieszkałabym teraz sama ani nie podróżowała, ani nie imprezowała. Opisując swoją historię tutajt chcę powiedzieć, że każdy może zmienić swoje życie, Ty również! Nie chcę się z nikim porównywać ani licytować, ale skoro mnie się udało, uważam, że każdy może. Na pewno Ty o wiele sprawniej ode mnie chodzisz, jezdzisz na rowerze czy biegasz.
To co w takim razie powstrzymuje Ci przed zmianą?