Olga Barej – wokalistka, która w muzyce odnalazła swoją siłę. Głos, uśmiech i naturalna sceniczna osobowość Olgi potrafią oczarować każdego słuchacza. Finalistka trzeciej edycji programu X Factor, gdzie wykonywała utwory takich gwiazd rocka jak Aerosmith czy Skunk Anansie. Od zmysłowej, kobiecej strony dała się poznać jako laureatka Szansy na Sukces w 2011 roku.
Dokonałaś w swoim życiu wielu zmian. Co zyskujemy, a co tracimy przy radykalnych decyzjach o zmianie swojego dotychczasowego życia?
Zyskujemy czas. Dużo czasu dla siebie. Przy podejmowaniu decyzji o tym, żeby zacząć coś od nowa, przestajemy skupiać się na robieniu rzeczy niepotrzebnych. Moje doświadczenia pokazały mi, że warto sobie odjąć sporo obowiązków i zostawić tylko to, co jest naprawdę ważne, co daje największą satysfakcję – to, co sprawia, że człowiek czuje się najbardziej spełniony. Branie na siebie zbyt dużej ilości zadań i próba udowodnienia sobie, że jest się kimś innym – Supermanem odpornym na stres i bardziej wydajnym niż w rzeczywistości – często kończy się frustracją, bezsilnością i brakiem czasu na realizowanie swoich prawdziwych pasji i potrzeb, na robienie tego, co kochamy. Przejęłam kontrolę nad swoim życiem. Zaczęłam być odpowiedzialna tylko i wyłącznie za swoje decyzje i ponosić ich konsekwencje, zaczęłam wyznaczać cele sobie, a nie realizować cele innych. Ale przede wszystkim zaakceptowałam siebie taką, jaką jestem. To była ta zmiana. Przyjrzałam się sobie dokładnie, wyciągnęłam swoje mocne punkty, zobaczyłam też, jakie są moje słabe strony i nad czym jeszcze można popracować.
Ciężko było Ci to wszystko zaobserwować podczas pracy w zespole?
Kiedy pracowałam dla innych, trudno było mi zauważyć swoje własne potrzeby. W pracy byłam osobą kompetentną i odpowiedzialną za rzeczy, które wykonywałam dla firmy. Brałam na siebie dużo, czasami zbyt wiele obowiązków. Dbałam też o to, żeby mój dzień nie składał się tylko i wyłącznie z pracy i obowiązków biurowych, zawsze próbowałam znaleźć czas na swoją pasję, szkołę, rozrywkę, na życie prywatne i po prostu na oddech. Starałam się jakoś to zbilansować. Jednak nie można być „jedną nogą” w pracy na poważnym, odpowiedzialnym stanowisku, a z drugiej strony planować solową karierę. Trzeba było postawić wszystko na jedną kartę. Pracowałam w dobrze zorganizowanej firmie, w zespole ludzi. Zdecydowałam się na zmianę środowiska, na odejście z pracy, czyli w moim przypadku – na karierę solową.
Kiedy po raz pierwszy poczułaś, że to jest “ten moment” – moment, żeby postawić wszystko na jedną kartę i wybrać karierę wokalną?
Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę tylko ja mam kontrolę nad swoim życiem.
Długo czekałam na ten moment, wcześniej nie byłam gotowa. Dopiero kiedy poczułam, że jestem wystarczająco przygotowana i pod względem wokalnym, i pod względem psychicznym, wystarczająco odporna, wtedy dopiero poszłam na casting. Zależało mi na tym, żeby dobrze wypaść, a przede wszystkim żeby udowodnić sobie, czy rzeczywiście jestem na tyle dobrą wokalistką, żeby przebić się na rynku muzycznym. Nauczyciele śpiewu, znajomi, rodzice mówili: „Jesteś niezła”. Trenowałam głos, chodziłam na zajęcia, jeździłam na warsztaty. Przełamywałam nieśmiałość i niepewność. Nie czułam się materiałem na „gwiazdę”, ale oni mówili mi: „Spróbuj”. Chciałam skonfrontować swoje odczucia z wielką telewizyjną sceną. Udowodnić sobie, że mam na tyle naturalnej odwagi i determinacji, żeby to zrobić. Wystąpić na takiej scenie przed wielką publicznością – to było jedno z marzeń, które chciałam zrealizować.
Jak myślisz, co było bodźcem do podjęcia tej decyzji?
Najważniejsze było dla mnie to, że z 7 tysięcy osób, które się zgłosiły, została wybrana finałowa ósemka i że właśnie ja jestem w tej ósemce. Cieszyłam się i czekałam, co będzie dalej. Udało mi się dostać do finału nie tylko ze względu na mój głos i talent wokalny, zaważyły na tym też dodatkowe umiejętności pozamuzyczne, umiejętności interpersonalne – naturalność, zdolność skupienia się na sytuacji i oddania jej całej energii. Myślę, że tylko te osoby, które są odważne, zdyscyplinowane, potrafią się świetnie bawić i równocześnie kontrolować siebie, mogą odnieść sukces w showbiznesie.
Kiedy już znalazłam się w trybach machiny showbiznesu, zobaczyłam, jak niesamowicie to wszystko jest “napędzone”: wydaje nam się, że znamy już ten muzyczny świat, tu trochę śpiewaliśmy, tam trochę tańczyliśmy, a teraz jesteśmy wrzuceni na głęboką wodę i musimy sobie radzić – sami. Adrenalina związana z programem, z przygotowaniami do występów, z całym show emitowanym na żywo w telewizji, spowodała, że wszystko – mój organizm, mój umysł i cała ja – skupiło się na występach. Zależało mi na tym bardziej niż na czymkolwiek innym do tej pory. Całą siebie oddałam tej sytuacji i całą sobą chciałam wypaść jak najlepiej. Było to na tyle silne przeżycie, że po programie odnalazłam przyjemność w naturalnych, bazowych relacjach. Odkryłam na nowo podstawowe wartości, takie jak rodzina, przyjaźń czy zdrowie. Postanowiłam skupić się na tym, co jest dla mnie naprawdę istotne.
Bardzo ładnie odrobiłaś tę lekcję, ponieważ skupiłaś się od początku do końca na muzyce. Po programie nie popłynęłaś z nurtem “bywania”, tylko skoncentrowałaś się na twórczości.
Jak najbardziej. Skupiłam się na muzyce, ponieważ nadszedł w końcu ten moment, na który bardzo czekałam. Program talent show dał mi wiele możliwości poznania różnych osób, wkroczenia w środowisko, które wcześniej mogłam śledzić z boku. Jako finalistce takiego programu, dużo łatwiej było mi zawrzeć znajomości na rynku muzycznym. Jest tylu zdolnych śpiewających młodych ludzi, a nie każdy ma to szczęście, żeby spotkać na swojej drodze kogoś, z kim będzie można nagrać własny autorski materiał. Ja miałam to wielkie szczęście, że po programie zostałam odkryta przez francuskiego producenta muzycznego i DJ-a. Założyliśmy razem zespół w czeskiej Pradze, nagraliśmy album, który w listopadzie ukaże się we Francji na winylu. Planujemy trasę koncertową promującą płytę. Zarówno muzyka, jak i słowa są w stu procentach naszym pomysłem. Do współpracy namówił mnie również znany w Czechach producent muzyczny Boris Carloff, zdobywca czeskiej nagrody Grammy, czyli Apollo Award. Nagraliśmy razem materiał, który będzie wydany przy okazji promocji jego nowej płyty w Czechach. Zanosi się na to, że większą karierę niż w Polsce zrobię na razie u naszych południowych sąsiadów. Do tej pory wydałam jeden singiel po polsku, nagrałam też teledysk – piosenka „Słońca Smak” wyszła latem, niosła za sobą letni, pozytywny przekaz i została bardzo mile przyjęta przez słuchaczy.
To pokazuje, że warto sobie zaufać. Trzeba słuchać siebie, tego co jest w nas, w środku.
Warto zaufać sobie, warto jest być z siebie zadowolonym. Warto jest siebie chwalić, nawet za małe sukcesiki, warto jest być z siebie dumnym, mówić głośno o tym, co się udało – nawet w naszych realiach, kiedy jest to publicznie uznawane za naganne. Warto jest patrzeć w lustro i po prostu czuć się ze sobą fajnie, akceptować siebie. I właśnie zmiany dały mi takie poczucie: że akceptuję siebie, że wiem, nad czym mam pracować. Uczę się na swoich błędach, ale jestem w pełni odpowiedzialna za to, co robię. Osiągnęłam spokój – pomimo tego, że kariera na własną rękę jest ryzykiem. To ode mnie zależy, ile w danym miesiącu zarobię. Zależy to od mojej motywacji i odpowiedzialności. Ale będąc sobie sama sterem i okrętem, jestem w stanie obrać odpowiedni kurs, wyznaczyć odpowiedni czas na realizację moich planów, wytyczyć te plany i konsekwentnie je realizować.
Przeszłaś bardzo ciekawą drogę: najpierw studiowałaś ochronę środowiska, później pracowałaś w agencji eventowej… Nie od razu poszłaś za ciosem. Te poszukiwania były potrzebne?
Poszukiwanie leży w ludzkiej naturze. Każde poszukiwanie jest potrzebne, żeby wiedzieć co lubimy robić, w czym jesteśmy dobrzy, w czym się spełniamy, sprawdzamy i odnajdujemy. Wydaje mi się, że rozwijałam się na każdym etapie tej drogi. Studia rozwinęły mnie i naukowo, i humanistycznie. Studiowałam z zamiłowania: jestem wegetarianką, interesują się ekologią i wegetariańskim stylem życia, temat ochrony środowiska jest mi bliski. Studia wspominam bardzo fajnie. Nauczyłam się podczas nich wielu ciekawych rzeczy, które mogą mi się przydać w życiu. Następnie przez kilka dobrych lat pracowałam w agencji eventowej, gdzie z kolei idealnie się odnalazłam ze względu na mój talent organizacyjny, intuicję, umiejętność “spinania” sytuacji i robienia kilku rzeczy naraz. W tej pracy istotne było dla mnie także to, że kiedy organizowaliśmy jakieś wydarzenie i zapraszaliśmy gwiazdy, mogłam obserwować to z perspektywy backstage’u i po cichu sobie marzyć, że kiedyś to ja znajdę się na scenie, i to na mój koncert przyjdzie ta cała publiczność. To ciche marzenie jeszcze bardziej motywowało mnie do pracy nad sobą: do chodzenia na lekcje śpiewu, do pracy nad głosem. A program, do którego poszłam, tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem właściwą osobą na właściwym miejscu. To, co zadziało się później, to było połączenie szczęścia, sprzyjających okoliczności i dobrej karmy. Ja kieruję się w życiu filozofią wdzięczności, jestem zadowolona ze wszystkiego, co mnie spotyka, za wszystko dziękuję i uważam, że nawet drobna szansa dana od kogoś może się później przerodzić w coś wartościowego, coś fajnego. Ja też daję ludziom szansę. Karma wraca.
Jesteś zdeklarowaną wegetarianką, co jest ostatnio bardzo modne. Co spowodowało, że ty się na to zdecydowałaś – odnoszę wrażenie, że dla ciebie to chyba coś więcej niż dieta, to jest twój styl życia, twoja filozofia… Czy to był sygnał z ciała?
W obecnych czasach dużo łatwiej jest być wegetarianinem. Świat jest otwarty, mamy dostęp do kuchni świata, możemy podróżować i próbować nowych rzeczy. Poznajemy kuchnię wegetariańską i nawet sami jesteśmy w stanie coś takiego sobie w domu przygotować, bo każdy wie, jak smakują naleśniki ze szpinakiem, makaron z warzywami, czy sałatka grecka. Każdy sobie w tym momencie zdaje sprawę, że żeby przeżyć, być zdrowym i najedzonym, nie trzeba koniecznie jeść mięsa. Ale w latach 80., kiedy ciężko było dostać czekoladę i pomarańcze – wtedy urodziłam się ja i już będąc małym dzieckiem, nie chciałam jeść mięsa. Po prostu moje ciało już się przeciwko temu buntowało. Moja babcia na wsi miała świnie, krowy, zawsze było u niej dużo mięsa i dużo nabiału. A ponieważ mamy sporo rodzeństwa, dużo kuzynów, to część dzieci jadła nabiał, a część mięso. Mój organizm naturalną drogą selekcji wybrał nabiał i warzywa.
Czyli po raz kolejny zaufałaś sobie.
Tak. Dla mnie bycie wegetarianką to jest taki specyficzny rodzaj wrażliwości. Dziś nie jestem tak wojującą wegetarianką jak kiedyś, ten okres mam już za sobą – próbowałam przekonać moją rodzinę, moich znajomych, osoby napotkane na mojej drodze do wegetarianizmu. Argumenty, jakimi się posługuję, na pewno do nich trafiały, jednak wybór diety jest bardzo indywidualną sprawą i po prostu nie śmiałabym agresywnie ingerować w to, co kto je. Najistotniejsza jest dla mnie świadomość tego, skąd mięso się bierze. Każdy powinien ją mieć. Najważniejsze jest to, żeby każdy wiedział, jaką drogę przeszedł ten pokarm, który mamy na talerzu i zastanowił się, czy jest to warte cierpienia zwierząt.
Jesteś młodą osobą i możesz być wzorem do naśladowania dla wielu młodych ludzi, którzy teraz obierają swoją ścieżkę życiową, jak również dla tych, którzy decydują się na udział w różnych talent shows. Co doradziłabyś takim osobom, które po pierwsze zastanawiają się, czy w ogóle wziąć w takim programie udział, a po drugie: czy warto iść za swoim wewnętrznym głosem?
Przede wszystkim doradziłabym, żeby się nie bać, ale też nie wyobrażać sobie za dużo. Warto być autentycznym, dlatego że osoby, które wierzą w siebie i są naturalne, życzliwe dla innych, otwarte – również na uwagi i krytykę – zazwyczaj są bardziej kochane i cieszą się większym respektem niż osoby, które mają przekonanie o swojej wyjątkowości i wyższości. To, co tak naprawdę liczy się w programach typu talent show, to naturalny talent i naturalna osobowość. Przede wszystkim trzeba sobie zdawać sprawę ze swoich słabości i niedoskonałości. Być upartym, pracować nad sobą, nie zatrzymywać się, cały czas się rozwijać. Jeżeli stawiamy na swój talent i chcemy zrobić dzięki niemu karierę, to musimy cały czas starać się być lepszymi dla siebie – to jest taka inwestycja w siebie. Nie ma nic za darmo. Ja rok po programie widzę, jaki zrobiłam postęp. Chodzę regularnie na lekcje śpiewu, nagrywam, dużo koncertuję, w tym momencie moja kondycja wokalna i zdrowotna jest dużo lepsza niż wcześniej. Nie obijam się, nie lenię, nie zatrzymuję się. Cały czas pracuję – staram się być coraz lepsza, rozwijać swój własny muzyczny styl, swój własny feeling, swoją barwę głosu. Staram się być naturalna i staram się robić to wszystko po swojemu. Tak więc wszystkim osobom, które chcą pójść do programu typu talent show, mówię: stawiajcie na naturalność i autentyczność, bo telewizja nie lubi ściemy.
A wszystkim tym, którzy pragną coś zmienić w swoim życiu, mówię – warto.
A dla wspomnienia letnich dni: Olga Barej & Amorfizm – Słońca smak
Rozmawiała : Anna Węgrzyn