Bywają momenty w naszym życiu, kiedy gonimy własny ogon, kiedy doba wydaje się za krótka, a multitasking, choć wiemy, że jest przereklamowany, staje się koniecznością. Artykuły o lepszej organizacji czasu wydają się być wtedy ironicznym śmiechem losu, który patrzy na nasze „nieogarnianie”.
Zdarza się tak, że dajemy się zapędzić w kozi róg codzienności, a lektura książek i artykułów o work-life balance to spełnienie marzeń o choćby 10 minutach dla siebie w ciągu doby. Mam na to sposób. Swoje małe prywatne hackowanie rzeczywistości, które pozwala mi zmniejszyć stres związany z natłokiem obowiązków i zadań.
Dobrze zacznij dzień
Poranek to czas tylko dla mnie i małych codziennych rytuałów, jak choćby zaparzenie kawy w mojej ulubionej kawiarce, papieros, przejrzenie prasówki czy obejrzenie zdjęć, którymi dzielą się moi prywatni znajomi. To ważne, bo mimo, że firmową skrzynkę i plan zadań na dzień pracy mam sprawdzone i przygotowanie zanim pojawię się w biurze, część poranka przeznaczam na całkowite odcięcie się myślami od spraw zawodowych.
Po porannej kawie i prysznicu sprawdzam, co czeka na mnie w pracy danego dnia. Przeglądam maile, skanuję wiadomości z komunikatorów i na kartce papieru wypisuję najważniejsze rzeczy, które danego dnia muszą być zrobione i bez wypełnienia których nie wyjdę z pracy. Daje mi to poczucie kontroli nad czasem i chroni przed niespodziankami, które czekają na mnie w biurze. Po wejściu do pracy od razu wiem, za co się zabrać.
Tylko koncentracja może Cię uratować
Jeśli prowadzi się własną firmę i/lub bardzo lubi swoją pracę to 10 czy 12 godzin w biurze to żadna nowość ani wyczyn. W tym czasie są momenty kiedy ktoś chce coś „na już” albo „na wczoraj”. Trzeba zająć się nimi natychmiast, dodatkowo odpowiedzieć na maile, sprawdzić projekt, zrobić ofertę, ustosunkować się do wyceny, przetestować nową funkcję w serwisie… Zadania można mnożyć bez końca.
Ale najlepiej nauczyć się je kolejkować i nie zajmować kilkoma rzeczami na raz. Tak, już dawno na własnej skórze przekonałam się, że multitasking naprawdę jest przereklamowany – obniża jakość mojej pracy, a dodatkowo powoduje, że bardziej stresuję się terminami. To oczywiście oznacza, że trzeba nauczyć się mówić „nie teraz”. Pracuję nad tym.
Małe szczęścia
Nawet jeśli nie mam czasu na to, żeby kanapkę zjeść w firmowej kuchni i konsumuję ją przy komputerze, staram się, żeby to była smaczna kanapka. Jeśli uwielbiasz herbaty, w takie szalone dni zaparz sobie swoją ulubioną. Albo użyj swoich ulubionych perfum. Cokolwiek, co da Ci poczucie, że jednak zrobiłaś tego dnia coś dla siebie. Niech to będzie drobiazg, nawet najmniejszy.
In case of emergency
W sytuacjach skrajnych uprawiam również:
– włączenie opcji „do not disturb” w telefonie, która pozwala mi się skupić na najważniejszych zadaniach;
– tak zwany „totalny off”, czyli zniknięcie dla wszystkich choćby na weekend. Wyjechanie poza miasto, choćby na spacer po molo do Sopotu. Zamknięcie się w mieszkaniu na cztery spusty, nie włączanie komputera, telewizora i wyłączenie telefonu, żeby mieć czas na długą kąpiel z książką. Pojechanie w plener fotograficzny. Wyjście na kawę z przyjaciółką. To zależy od tego, co sprawia Ci przyjemność. To czas na to, żeby zrobić coś tylko dla siebie i własnej przyjemności.
Tak, wiem, nie masz na to wszystko czasu, ale przynajmniej spróbuj przez chwilę pomyśleć o sobie.