Wrażliwość i wstyd w wydaniu męskim i kobiecym

„Jedną z największych ironii naszych czasów jest fakt, że ludzie czują się samotni i odizolowani od siebie ze względu na lęk, który jest wspólny dla nich wszystkich –  lęk przed porażką i głęboko wbudowane poczucie bycia niewystarczającym“ 
Ken Robinson

Przyjaciółka poleciła mi ostatnio niesamowitą książkę, bestseller „Z wielką odwagą” autorstwa dr Brene Brown. Książkę o tyle niezwykłą, że zajmującą się tematem wrażliwości i prawdy w sposób naukowy – Brown prezentuje swoje wnioski z kilkunastu lat badań, tysięcy przeprowadzonych wywiadów i rozmów, setek godzin porządkowania danych, analiz i wreszcie prezentowania rezultatów. Przedstawię kilka tych, które szczególnie do mnie przemówiły, a chcących wiedzieć więcej odsyłam do książki, bo naprawdę warto ją przeczytać.

Brown jest profesor zajmującą się badaniami na Uniwersytecie w Houston. Biorąc pod uwagę fakt, że sama Brown zawsze lubiła pozostawać w cieniu, nikt by pewnie o niej nie usłyszał, gdyby pewnego razu sama nie przeszła załamania nerwowego, nazywanego później przez nią samą z lekką nutą ironii – przebudzeniem duchowym. Terapia, w której uczestniczyła, nałożyła się na proces podsumowywania wyników badań, zaskakujących ją o wiele bardziej niż pierwotnie mogła przypuszczać.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Jako pierwszy fakt Brown zauważyła, że jest grupa osób, która pomimo tego, że doświadczała wszystkich trudnych emocji, lęku, wstydu, własnej wrażliwości, potrafiła być szczęśliwa. Szczęśliwa, czyli taka, która kocha i akceptuje siebie, potrafi tworzyć głębokie i prawdziwe relacje z innymi ludźmi. Relacje w ich wydaniu są oparte na granicach – ludzie, których Brown nazywa the wholehearted, potrafią stawiać swoje granice, jednocześnie nie przekraczając granic innych. To tak, jakby przebyli już kiedyś podróż z miejsca: „co inni o mnie myślą i mówią” do miejsca “jestem wystarczający”. Ludzie ci całkowicie zaakceptowali wrażliwość – mieli głęboko w sobie zakorzenione poczucie, że to co czyniło ich wrażliwymi, czyniło ich pięknymi. Dlatego też mogli ryzykować, dawali sobie prawo do porażki, mogli jako pierwsi powiedzieć „kocham cię”.  To tak, jakby intuicyjnie wyczuwali, że nie możemy uśmierzać emocji wybiórczo, że jeżeli nie potrafimy się naprawdę zezłościć, poczuć własnego smutku, skonfrontować się z bezradnością, to jednocześnie tłumimy w sobie to wszystko, co nas buduje: radość, wdzięczność, poczucie bycia po prostu w porządku. Co więc różniło jedną grupę ludzi od drugich – czyli tych mających właściwe zrozumienie miłości i silne poczucie przynależności, od tych, którzy uważali, że na nie nie zasługują? Odpowiedź ociera się pozornie o banał, a pomimo to jej rezultaty bardzo mocno ważą na jakości życia. Tę różnicę stanowi wiara bądź jej brak, że jest się wartym miłości i akceptacji. Tylko tyle i aż tyle. Ludzi wholehearted charakteryzowało słowo courage – odwaga, rozumiana w pierwotnym tego słowa znaczeniu, jako umiejętność opowiedzenia historii o tym, kim się jest naprawdę. Jako przyzwolenie na niedoskonałość. Jako współczucie najpierw dla siebie, a dopiero potem dla innych.

Brown wielokrotnie podkreśla, że wrażliwość jest dlatego tak trudna do akceptacji, bo jej nieodłącznymi częściami są niepewność, ryzyko i ekspozycja emocjonalna, czyli to wszystko, od czego się próbujemy na co dzień odciąć. Ale wrażliwość jest też miejscem narodzin najlepszych rzeczy, które mogą nam się w życiu przydarzyć: miłości, radości, odwagi, empatii, kreatywności i poczucia przynależności. Dlaczego więc wrażliwość tak często jest mylona ze słabością? Najczęściej na skutek mniej lub bardziej traumatycznych doświadczeń zaczynamy po prostu błędnie interpretować pojęcia i mylić uczucia – z porażką, a emocje – ze zobowiązaniami.

Brown prosiła, aby biorący udział w prowadzonych przez nią badaniach dokończyli zdanie: “wrażliwość dla mnie to…” i przytoczyła niektóre odpowiedzi:

– podzielenie się niepopularną opinią
– poproszenie o pomoc
– pierwsza randka po traumatycznym rozwodzie
– pomoc mojej 37-letniej żonie, cierpiącej na 4 stadium raka piersi, w podjęciu decyzji o ostatniej woli
– bycie wyrzuconym z pracy
– zakochanie się
– czekanie na wynik biopsji
– opowiedzenie głośno o własnym lęku
– zajście w ciążę po 3 poronieniach

Brown pyta się czytelnika, czy to rzeczywiście brzmi jak słabość, czy wręcz przeciwnie – jak prawda i odwaga. Tyle tylko, że ta prawda i odwaga nie zawsze są komfortowe, ale nigdy, nigdy nie są słabością. Największy paradoks polega na tym, że to właśnie prawda i odwaga są tym, co cenimy w innych ludziach najbardziej, a jednocześnie tym, czego boimy się sami pokazać. To tak, jakby nasza prawda była niewystarczająca, żeby móc się nią podzielić z innymi, bo ci inni są zbyt ważni, zbyt sławni, czy mają zbyt wiele sukcesów na koncie, aby mogli nas zrozumieć. Sedno naszej wewnętrznej szarpaniny zawarte jest w stwierdzeniu: chcę doświadczyć twojej wrażliwości, ale sam/sama nie chcę być wrażliwy. Tymczasem poczucie bezbronności i niepewność tworzą szalenie ważne obszary w życiu człowieka – takie, dzięki którym możemy być blisko z innymi. Bliskość budujemy wtedy, kiedy mówimy o rzeczach trudnych, a nie wtedy, kiedy zakładamy maskę, na każdą okazję inną, i rozmawiamy jedynie o naszych sukcesach.

Mówiąc o dzieleniu się tym, co dla ważne i trudne, Brown podkreśla, aby to dzielenie miało miejsce jedynie z osobami, które zasłużyły sobie na prawo usłyszenia o nas prawdy – nie ma to nic wspólnego z obecnym trendem reality show, których uczestnicy mówią o najbardziej intymnych szczegółach swojego życia przed kilkumilionową widownią.

Wrażliwość jest obarczona takim samym ryzykiem jak miłość i tak samo trudno jest bez niej żyć. Kochać to musieć codziennie konfrontować się z lękiem, że kiedyś osoba, którą kochamy, może przestać nas kochać, że może coś się jej po prostu stać, może zachorować, że nijak nie możemy zagwarantować jej bezpieczeństwa, że może być nam wierna do końca życia albo odejść od nas za kilka miesięcy. Ale pomimo to większość z nas nie potrafi sobie wyobrazić życia bez miłości. Bo miłość to bliski związek, a to związki są powodem, dla którego jesteśmy na tym świecie, to one nadają cel i znaczenie naszemu życiu. Dzięki bliskim związkom zwiększa się nasze poczucie rezyliencji, znacznie szybciej wychodzimy z kryzysów życiowych i podnosimy się po upadkach.

Dlatego też wstyd staje się tak trudną do udźwignięcia emocją; u jego podłoża leży bowiem lęk przed odrzuceniem – kiedy bliscy mi ludzie dowiedzą się o mnie czegoś, do czego często jest mi się trudno przyznać nawet przed samym sobą, to mogą stwierdzić, że nie jestem wart ich miłości. Tym, co wspiera wstyd, jest przekonanie, że nie jestem wystarczająco dobry. Ono uruchamia zaklęty krąg – jeżeli mam takie przekonanie, zaczynam zajmować się tematem, co inni o mnie myślą. A to powoduje odejście od siebie, zakładanie kolejnych masek i coraz więcej wstydu w środku, bo przecież gdzieś na samym końcu wiemy, że oszukujemy. Siebie i innych.

Brown przekonuje, że jeżeli uparcie twierdzimy, że wrażliwość nie jest naszą mocną stroną, to wstyd nią z pewnością wtedy jest. To nie jest tak, że można ludzi podzielić na dobrych i złych, na tych którzy się wstydzą, a którzy nie. Każdy ma swoje mroczne miejsca, ale tu bardziej chodzi o wybór, w co wierzymy. Jeżeli zaczynamy wierzyć, że to z nami jest coś nie tak, że jesteśmy niewystarczająco dobrzy, to co gorsza zaczynamy w ten sposób działać i żyć. Ciężko się mówi o wstydzie, unikamy więc tego tematu, a im mniej o nim rozmawiamy, tym więcej zostajemy sami z nim w środku i powoli, powoli oddajemy mu kontrolę nad naszym życiem. To wstyd powoduje, że czujemy się mali, urażeni i przestraszeni. Cytowany w książce Brown Peter Sheajhan mówi, że wstyd jest sekretnym zabójcą innowacyjności. Zawsze wtedy, kiedy coś powstrzymuje nas przed zaprezentowaniem naszego nowego pomysłu, daniem koniecznego feedbacku menedżerowi/pracownikowi, przekonaniem do naszej koncepcji współpracy nowego klienta, możemy być pewni, że jedną z ważniejszym składowych tego „czegoś” jest wstyd.

Brown przytacza odpowiedzi swoich respondentów na pytanie, co dla nich oznacza słowo “wstyd”. Oto kilka z nich:

– powiedzenie żonie, która jest w ciąży, że zwolnili mnie z pracy
– bezpłodność
– oglądanie pornografii w internecie
– bankructwo
– wyżywanie swojej złości na dzieciach
– bycie zdradzonym
– słyszenie przez ścianę kłócących się rodziców i zastanawianie się, czy tylko ja czuję się przestraszony

Dla kobiet trzy najważniejsze kwestie, które uruchamiają poczucie wstydu, to:

1. Wygląd – cały czas od wieków niezmiennie to samo, tylko podane w różnej postaci. Obecna to: niewystarczająco szczupła, młoda, piękna;

2. Macierzyństwo – i tu bonus: nie musimy być matką, by być ocenianą w kategorii matki. Kobiety są cały czas pytane, dlaczego jeszcze nie wyszły za mąż, a jak już wyszły, to dlaczego jeszcze nie mają dzieci. Kobiety, które mają już jedno dziecko, są pytane, kiedy zdecydują się na następne. Jeżeli pracujesz zawodowo, pierwsze pytanie, które pada brzmi: “a co z twoimi dziećmi?”. Jeżeli zdecydowałaś się na pozostanie z dziećmi w domu, pytają cię o to, jakim wzorem będziesz w przyszłości dla swoich córek? No bo przecież nie kury domowej!

3. Bycie perfekcyjną – od kobiet oczekuje się, że będą perfekcyjne, nie dając im nawet przyzwolenia na to, by okazać, że ciężko pracują, aby takimi być. Wszystko ma nam przychodzić bez wysiłku, od niechcenia, ma być to dla nas naturalne, a jeżeli już tak nie jest, to niech ten wysiłek będzie ukryty i nie odbywa się kosztem naszych dzieci, partnerów i pracy. Mamy reprezentować typ urody natural beauty – mieć taki “natural look”, piękny, ale przy tym niewymuszony, swobodny, za którym przecież najczęściej stoi sztab makijażystów i fryzjerów; mamy być świetnymi matkami, z instynktem macierzyńskim rozbudzonym od momentu informacji o zajściu w ciążę, a przy tym oczywiście wydajnymi pracownikami. Po prostu: bądź sobą, tylko niech to nie daj Boże nie oznacza – bądź nieśmiała, niepewna, czy zagubiona. Nie, nie, nie, nie takiej wersji kobiety świat oczekuje. I pamiętaj, aby ostrożnie obchodzić się z emocjami – jeżeli pokażesz ich zbyt dużo, nazwą cię histeryczką, jak będziesz się prezentować jako skupiona na temacie i opanowana, niewątpliwie wpadniesz w kategorię: oziębła, niekobieca, wredna. Chciałoby się ironicznie stwierdzić – wybór należy do ciebie.

Dla mężczyzn z kolei wstyd zawsze oznacza porażkę. W pracy, w małżeństwie, w łóżku, w temacie pieniędzy. Wstyd jest utożsamiany ze słabością, a to mężczyźni często płacą wyższą cenę za bycie nieustannie silnymi i brak społecznego przyzwolenia na okazywanie słabości. Z badań przeprowadzonych przez Brown wynika, że nieważne, czy mężczyzna ma lat 18 czy 80, zapytany o to, jakie przesłanie niesie za sobą wstyd, podaje zawsze tę samą odpowiedź: bycie nazwanym babą – czytaj słabeuszem. To z tego powodu respondenci opowiadali historie o tym, jak zostawiali swoje zbyt kobiece, w odczuciu rodziny, pasje: malarstwo, granie na pianinie, czy jak jeszcze kilka miesięcy po utracie pracy wychodzili co rano ubrani w garnitur, jak gdyby nigdy nic, nie mając odwagi przyznać się żonie, że już dawno zostali zwolnieni. Wielu mówiło o kobietach, które nie chciały wiedzieć o ich porażkach, domyślały się, ale nie chciały wiedzieć, rozmawiać; o kobietach, które z jednej strony oczekiwały od mężczyzn, że będą otwarci, wrażliwi, mówiący o swoich emocjach, a z drugiej strony bały się usłyszeć prawdę – prawdę o tym, że ich partner się najzwyczajniej w świecie boi, że sobie z czymś nie daje rady, że czuje się chociażby gorszy od kolegów, którzy zarabiają więcej.

Wstyd jest zawsze bolesnym doświadczeniem. Najnowsze badania nad funkcjonowaniem mózgu potwierdzają, że emocje mogą ranić i powodować ból, rejestrowany przez nasz mózg podobnie jak ból fizyczny. Wstyd jest jedną z tych emocji, która powoduje największe zniszczenia, bo się nim nie dzielimy, bo nie mówimy o nim głośno, bo wstydzimy się zazwyczaj potajemnie, wielokrotnie wypierając ten fakt nawet przed samym sobą.

Brown podaje receptę na radzenie sobie z uczuciem wstydu:

1. Pomimo przemożnej chęci ukrycia się, jedyną drogą do pokonania wstydu i uznania tego, kim jesteśmy, jest podzielenie się naszym doświadczeniem z kimś, kto zasługuje na to, aby o nim usłyszeć, kimś kto nas kocha, nie pomimo naszej wrażliwości, ale właśnie za nią;

2. Mówienie do siebie, tak jakbyśmy mówili do swojego najlepszego przyjaciela – zazwyczaj, kiedy odczuwamy wstyd, mówimy do siebie tak, jakbyśmy nigdy nie odważyli się powiedzieć do ludzi, których kochamy i szanujemy;

3. Odróżnienie tego, co się nam przydarza, od tego, kim jesteśmy. Nie zagrzebywanie własnej historii, a przejście przez nią z bliską osobą i wyciągnięcie wniosków na przyszłość.

Artykuł bazuje na najnowszej książce Brene Brown „Z wielką odwagą”, której przeczytanie bardzo polecam. Warto posłuchać również występu Brene Brown na TED, który obejrzało dotychczas ponad 11 milionów ludzi – ZOBACZ TUTAJ

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
Avatar
Ewa Kawecka

Kim jestem i co robię: Jestem międzynarodowym coachem ICC oraz certyfikowanym doradcą zawodowym z czteroletnim doświadczeniem na stanowisku kierownika działu HR w międzynarodowej korporacji. Ukończyłam 2 kierunki studiów magisterskich w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz 2 kierunki studiów podyplomowych w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Obecnie jestem w trakcie 4-letniego szkolenia psychoterapeutycznego w Instytucie Analizy Grupowej Rasztów. Od 2011 r. pracuję jako coach przede wszystkim z menedżerami wysokiego i średniego szczebla, a także osobami prywatnymi, w tym przedsiębiorcami, osobami zakładającymi własne przedsięwzięcia biznesowe (start-upy), prawnikami, finansistami, HR-owcami marketingowcami, PR-owcami, handlowcami, nauczycielami, a także licealistami i studentami. Specjalizuję się w coachingu menedżerskim, coachingu kariery oraz doradztwie zawodowym. Zajmuję się również psychoterapią w nurcie psychodynamicznym pacjenta indywidualnego. Odkąd pamiętam uwielbiałam się uczyć, poszerzać wiedzę i własne horyzonty. Zawsze interesował mnie szeroko pojęty rozwój człowieka, także tego małego. Nie wyobrażam sobie, żebym kiedyś mogła przestać się rozwijać, osiąść na laurach i powiedzieć sobie “oto wiem”. Im dłużej żyję, tym mam większą świadomość, ile jeszcze przede mną do osiągnięcia. Bardzo lubię stwierdzenie, że z wiekiem coraz bardziej przypominamy samych siebie – czyli takich, jakimi jesteśmy w swojej głębokiej istocie. Ja tak się właśnie czuję, coraz bardziej podobna do siebie. Dlaczego tu jestem? Przeszłam długą drogę zmiany od pracy w korporacji jako kierownik działu ryzyka kredytowego poprzez zarządzanie działem HR do momentu, w którym jestem teraz – własnej działalności specjalizującej się w coachingu kariery, coachingu menedżerskim oraz psychoterapii pacjenta indywidualnego. Z czego jestem dumna w moim życiu: Dumna jestem, że działam pomimo lęku. Boję się, ale podejmuję ryzyko. Upadam i wstaję. Idę do przodu, cały czas wychodząc naprzeciw moim marzeniom.Moje słabości: Jestem niecierpliwa. Wiem racjonalnie, tak na rozum, że niektórych rzeczy w życiu nie można przyspieszyć, one muszą się zdarzyć we właściwym dla siebie miejscu i czasie, ale ja i tak chcę szybciej. To moja pięta Achillesa.  Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: Jak jest mi po prostu źle, potrzebuję porozmawiać z bliskimi mi osobami. Wygadać się, zostać usłyszaną. Koło ratunkowe z konkursów telewizyjnych pt. „telefon do przyjaciela” pomaga mi. Prawie zawsze. Największa zmiana w moim życiu: Największe zmiany w moim życiu miały miejsce w ciągu ostatnich 7 lat. Dzięki nim poznałam inną głębię, inną wrażliwość, inną perspektywę widzenia rzeczywistości. 

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

[ivory-search id="5517" title="Default Search Form"]