Podczas wyjazdów za granicę lubię obserwować zachowanie ludzi na urlopach. W swoim życiu sypiałam w bardzo różnych miejscach: od słabych hosteli bez wyżywienia po hotele wysokiej klasy przeznaczone dla grup zorganizowanych (głównie na wyjazdach służbowych). Niezależnie od standardu obiektu miewałam wrażenie, że w czasie podróży puszczają nam hamulce i pozwalamy sobie na znacznie więcej niż na co dzień. Inaczej jemy, dłużej śpimy, łatwiej nam podjąć decyzję o zrobieniu czegoś nowego (np. lot paralotnią czy skok na bungee), często stajemy się bardziej komunikatywni, łatwiej nawiązujemy kontakty, chętniej wydajemy pieniądze. Na urlopie zdarza nam się przymknąć oko na nieuprasowane ubrania i nieuczesane włosy. To wszystko jest naturalne, wynika z większej swobody. Niestety, zbyt często obserwuję także brak kontroli nad swoim zachowaniem, spowodowany np. nadmiernym spożyciem alkoholu („jestem na urlopie, wolno mi”), jak też brak poszanowania kultury i zwyczajów odwiedzanego miejsca i jego mieszkańców („płacę, więc robię co chcę”). Sprawia mi dużą przykrość obserwowanie, jak turyści okazują jawne lekceważenie obsłudze hotelu, lokalnym kontrahentom, przewodnikom.
Spotykałam się z tym wielokrotnie. Byłam kiedyś służbowo w Tunezji i patrzyłam na gości hotelowych rzucających się na jedzenie, jakby nie jedli nic od miesięcy. Jeden pełny talerz, drugi, trzeci, mały talerzyk z deserem, sok, woda, wino, talerz owoców. Specjalnie siedziałam dłużej, by zobaczyć, ile zjedzą. Większość osób ledwo spróbowała zawartości talerzy, a resztę zostawiła na stole. Podszedł młody pracownik sali, westchnął, jedzenie wyrzucił do kubła, talerze sprzątnął. Spotkałam jego wzrok i zagadałam, ciekawa jego zdania. „W mojej rodzinie każdy pracuje w innym mieście, tęsknimy, ale to jedyna szansa, by mieć się za co utrzymać. Czy mnie razi to, co widzę? Oczywiście, bo ciężko nam nakarmić dzieci, ale z drugiej strony, takie jest życie, nic nie zmienię i staram się o tym nie myśleć. Dobrze, że w ogóle mam pracę”.
Rozejrzałam się po prawie już pustej stołówce i po raz pierwszy pomyślałam o tym, ile ton jedzenia marnuje się każdego dnia w tysiącach resortów hotelowych na świecie. Czy na pewno potrzebujemy tak dużo? Ile człowiek jest w stanie zjeść? Przy średniej aktywności ruchowej nie powinniśmy jeść więcej niż 5 niewielkich posiłków dziennie. Hotele serwują śniadanie, późne śniadanie, lunch, obiad, podwieczorek, kolację, późną kolację i przekąski, a wiele osób stawia się na każdym „bo zapłacone jest”. Widywałam osoby, które robiły w hotelu awanturę, ponieważ zobaczyły w sałatce na kolacji składnik, który widzieli też na śniadaniu. Rozumiem potrzebę komfortu, ale bliższa jest mi jednak idea niewyrzucania jedzenia, gdy na świecie ludzie umierają z głodu. Staram się podróżować z osobami, które tak jak ja wolą iść do małej knajpki, najlepiej prowadzonej przez rodzinę i zamówić danie dnia ze świeżych, sezonowych produktów, przygotowane specjalnie dla nas. Uważam, że uświadomienie sobie, iż każdy z nas ma jakiś wpływ na funkcjonowanie odwiedzanych krajów jest bardzo ważne, bo pozwala podróżować świadomie.