Marek Kościkiewicz muzyk założyciel zespołu De Mono, kompozytor ale także biznesmen, opowiada o swoim podejściu do zmian.
W jednym z wywiadów powiedział Pan „trzeba się cieszyć w z miejsca, w którym się jest, nie patrzeć na rankingi, nie porównywać się, robić swoje”. Czy ta dewiza towarzyszyła Panu przez całe życie?
To jest taka dewiza życzeniowa, bo wiadomo, że każda nowa sytuacja, nowe okoliczności nie zawsze pozwalają nam na to, żebyśmy byli sobą. Działają na nas tak, że mamy dosyć duży problem żeby sobie z nimi poradzić, więc ideałem było by to, żeby rozumieć, że każda sytuacja, każda chwila jest inna i że nie zawsze możemy być w pełni zadowoleni z tego gdzie jesteśmy, ale możemy wyciągać z sytuacji jak z jakiegoś dania najlepsze smaki. Jeśli jesteśmy w sytuacji niekomfortowej to postarajmy się znaleźć swoje miejsce, które jest dla nas bezpieczne i w którym się dobrze czujemy. Chodzi ogólnie o sytuację, która jest charakterystyczna w świecie dzieci. Dzieciom narzuca się różne zachowania, sposoby interpretowania jakiegoś czasu, miejsca i są takie dzieci, które ulegają sile innych. W świecie dorosłych też ulegamy pewnym narzuconym schematom. Jak znajdziemy się w miejscu gdzie jest lider, my jesteśmy słabsi, a on jest przewodnikiem stada, to będziemy się podporządkowywać, będziemy robić nawet rzeczy których nie lubimy, bo nie mamy siły żeby się przeciwstawić. To są takie schematy, które sprzyjają powstawaniu sekt, gdzie słabe osoby podatne są na wpływ innych. Jeżeli coś nam nie odpowiada to cieszenie się tą wolnością polega na tym, że możemy z tego zrezygnować. Ludzie często nie mówią szczerze tego co czują, zachowują się tak jak inni chcą, bo myślą, że tak wypada, że tak nakazuje pewien rodzaj etyki, wychowania itd. A cieszenie się wolnością polega na tym, aby nie ranić innych, ale też myśleć o sobie. Ja też się tego ciągle uczę przez całe życie, nie potrafię jeszcze do końca. Ten typ zachowania polega na poszanowaniu innych osób i szacunku do ich odmiennego zdania. Oznacza to, że jeśli myślimy o sobie to chcemy zachować siebie, ale też poszanować innych. Szczerość nie polega na tym aby kogoś atakować, bo to i tak nic nie zmieni w zachowaniu tej osoby. Jeżeli szczerość ma dać jakiś rezultat to wtedy warto być szczerym, ale jeśli ta osoba nie jest dla nas ważna, to ta szczerość nic nie zmieni. Czasem jest tak, że taka osoba nie rozumie tego i wtedy lepiej zakończyć znajomość bo nie ma sensu takiej osoby uczyć. Jest to rodzaj pewnego wyznaczania celów i skutków jakie chcemy osiągnąć. Trzeba umieć zachować swoje wartości do wartości innych. Tak jest w zespole w pracy – powinnyśmy wspierać się, ale zachować też swoją indywidualność, a nie podporządkowywać się.
Jest Pan kompozytorem, gitarzystą, miał Pan firmę fonograficzną, zespół De Mono. Potem nastąpiło zakończenie działalności zespołu, otwarcie Restauracji Basico w Wilanowie. To wiele nowych miejsc, zmian. Czy wszystkie przynoszą taką samą radość?
Interesują mnie nowe wyzwania i nowe sytuacje, nowe miejsca, możliwość poznawania nowych ludzi. Możliwość kreowania nowych sytuacji. Po studiach projektowałem grafikę, potem miałem roczne doświadczenie z produkcją mebli, razem ze wspólnikami mieliśmy warsztat stolarski i potem równolegle założyłem sklep w centrum Warszawy. Przeważnie element finansowy miał znaczenie, ale nie był najważniejszy. Zawsze wiedziałem, że praca z pasją da pieniądze. Celem pracy nie mogą być pieniądze, trzeba najpierw rozumieć to, co się robi, a dopiero potem szukać i starać się, aby pasja i hobby było szansą na zarabianie pieniędzy, z których można się utrzymać. Dążymy do takiej sytuacji, że kochamy to, co robimy.
Czy restauracja i gotowanie to też coś, co Pan kocha ?
Akurat ja jestem lepszym teoretykiem niż praktykiem. Chodziło mi bardziej o pewien element, który tutaj mógł zagrać przy powstaniu tej restauracji, czyli historię związaną z winami, które od ponad 10 lat lub więcej staram się poznawać, pić, czytać o nich i sprawia mi to wielką przyjemność. Poznając Adama doszedłem do wniosku, że to może być o tyle fajne, że ja chodziłem do niego jeść bardzo długo, bo ponad 2 lata, i cały czas byłem zachwycony jego gotowaniem. Kiedy on doszedł do wniosku, że chce już coś zmienić i samemu coś zrobić po 15 latach jako szef kuchni, pomyślałem sobie, że jego gotowanie i moje kontakty i możliwości zapraszania gości to będzie dobre połączenie. Dlatego byłem przekonany, że z tego może coś fajnego powstać. Tak jak wielu Polaków mam kredyt we frankach szwajcarskich, który drenuje moją kieszeń. Specyfika pracy artystycznej jest taka, że te pieniądze przychodzą nieregularnie. Mam bardzo dużo piosenek zarejestrowanych w ZAIKS-ie, ale te pieniądze przychodzą na koniec roku i brak tej regularności powoduje, ze wtedy ta płynność finansowa jest różna. Dlatego pomyślałem, że taka działalność, czyli działanie w jednym punkcie, bo wszystkie produkty przyjeżdżają do nas i w zasadzie nie muszę się nigdzie poruszać, oprócz oczywiście oglądania konkurencji, może w tym pomóc. U nas obowiązuje bardzo prosta zasada: ma być dobra atmosfera, dobre jedzenie za dobrą cenę. Jeżeli spełnia się te elementy to ludzie wracają i nie trzeba być zależnym od jakiegoś decydenta, który powie „puścimy tę piosenkę”. Tu się decyduje żołądkiem, tu się odbiera to w sposób naturalny. Smakuje, więc następnego dnia kiedy się zastanawiam gdzie mogę zjeść od razu w podświadomości rodzi się sygnał? I w rezultacie wracam tam, gdzie mi było dobrze. Jak ludziom smakuje, to mogą usiąść na chodniku i zjeść.
Ta historia pokazuje, jak ważne jest zachowanie relacji, bo gdyby ich zabrakło to nie byłoby tego kucharza i tej restauracji.
Tak, spotykaliśmy się kilka czy kilkanaście razy. Te spotkania trwały często tyle, ile trwał posiłek. Żeby podjąć decyzję o robieniu wspólnego biznesu trzeba sobie zaufać, trzeba mieć też trochę wiedzy. Adam obserwował i patrzył jakim człowiekiem jestem, podobnie ja miałem okazję widzieć jak on pracuje, że to co robi, robi z wizją końca, z pasją, z niezwykłą charyzmą. Potrafił też stworzyć zespół i trzymać tych ludzi razem, to był taki rodzaj obserwacji i podpatrywania. Jednak zawsze się można przejechać i wtedy jest inna historia.
A jak jest z piosenkami? Czy za każdym tekstem kryje się jakaś nowa historia, czy na fali jednego zdarzenia powstaje kilka utworów?
Naturalne było dla mnie, że zawsze pisałem o relacjach i miłości. Wynika to z mojej romantycznej duszy, interesowały mnie książki i filmy o naszym postępowaniu, związkach. Czytam dużo książek psychologicznych, ludzie piszą naprawdę świetne rzeczy, trzeba trochę poszukać. Nie wszystko jest dobre, jest dużo banałów. Ale wiele rzeczy zostało już zbadanych pod kątem statystycznym, kulturowym, wychowania, sytuacji rodzinnych. To są konkretne psychologiczne procesy. Te książki pozwalają, aby kiedyś samemu do tego psychologa się wybrać. Każdy ma swoje problemy. Czasami metafora miała związek z sytuacją jaka istniała w danym momencie. Zawsze interesowały mnie sprawy relacji, czytałem Kunderę, bo to są książki o ludziach, o tym co przeżywamy. Starałem się, żeby te wszystkie piosenki były ciekawe jako ta opowieść wyrażona konkretnym słowem. Szukałem wtedy pewnego rodzaju form literackich.
Podobno inspiracją do singla „Tylko Błękit” był film Luca Bessona „Wielki Błękit” o pasji spełniania marzeń. Użył Pan pięknej metafory, że realizacja marzeń jest jak wprowadzanie małej łódeczki na ocean. Która z łódeczek wprowadzona przez Pana jest najważniejszą w życiu?
Zawsze lubiłem ocean, taki bezkres. Życie składa się z realizacji wielu marzeń i nie chciałbym mówić, że coś było ważniejsze. Ważna jest na pewno rodzina, jest czymś, co po nas zostaje. Przekazując geny mamy taka satysfakcję, że ktoś po nas zostaje, że to jest dla wielu taka podstawowa wartość życiowa. Oczywiście szczęśliwy człowiek oddaje szczęście innym. Były nawet takie badania prowadzone przy użyciu jakiegoś sprzętu elektronicznego. Sprawdzano, co daje ludziom najwięcej szczęścia, i okazało się, że największą przyjemność odczuwamy w sytuacjach kiedy uprawiamy. Wysoko była jazda samochodem, seks był na jakimś tam miejscu, ale tylko dlatego, że chodziło o czas tej przyjemności. Samochód można prowadzić 6 godzin, a niewiele osób uprawia przez 6 godzin seks. Oglądanie telewizji daje 15 minut szczęścia, ale potem następuje bardzo szybki spadek, bo to jest zbyt bierne, zaczynamy się potem męczyć. Czyli ważne jest posiadanie takiego hobby, które będzie sprawiać, że czujemy się spełnieni, że ta łódź będzie płynęła we właściwym kierunku. Najgorszą rzeczą jest kiedy ktoś ma duże aspiracje i najważniejsze jest dla niego np. wystawne życie, ale nie ma środków aby tak żyć. Całe życie się męczy, jest zgorzkniały, że ktoś ma lepszy samochód, lepiej się ubiera itd. Wydaje mi się, że ogólnie zdobywanie wiedzy, nauka poznawania świata rzeczywistego i duchowego jest bardzo ważna. Ja nie jestem praktykującym katolikiem, mimo iż byłem chrzczony i być może tej duchowości szukam gdzie indziej. Może jeszcze będzie taka potrzeba, żeby chodzić do spowiedzi, ale dziś takiej potrzeby nie mam.
Pamiętam jak przy słowach piosenki „Kochać inaczej” na moich imprezach gasło światło i atmosfera zmieniała się w romantyczną, zatem nie mogę dzisiaj nie skorzystać z okazji i nie zapytać, co było przesłanką do napisania tego utworu?
To jest smutna piosenka, mówi o tym, że nie ma idealnej miłości, że miłość jest przeżywana inaczej w zależności od sytuacji, czasu, miejsca, w którym jesteśmy, jak jesteśmy narażeni na wiele pokus, na wiele rzeczy, które mogą tę miłość zepsuć. Książki o związkach też często zaczynają się o tego, że informują nas, że nie jesteśmy monogamistami. Oczywiście jesteśmy ludźmi mądrymi, inteligentnymi, więc to nie jest tak jak w świecie zwierzęcym, że jest to tylko akt kopulacji, ale potrzebujemy emocji. Kiedy pisałem tę piosenkę byłem bardzo młody – miałem chyba 26 lat – i wyczerpywała ona w zasadzie temat związków i miłości. Oczywiście można było jeszcze drążyć, ale ona po prostu mówi, że miłość nie jest uczuciem, które ma tylko jedno napięcie, jeden woltaż. Ona się cały czas zmienia. Piosenka powstała na bazie moich refleksji. Zacząłem jeździć na koncerty, miałem już żonę i dzieci i czułem, że to był związek ułożony trochę ze względu na sytuację. Oboje studiowaliśmy i tak naprawdę do końca nie rozumiałem, co to znaczy mieć w tym wieku rodzinę, ślub, dorosłe życie. To nie był związek, który był w tamtym momencie potrzeby i kiedy zaczęły się koncerty to ja zaczynałem się zastanawiać, czy to jest w porządku, czy może ze mną jest coś nie tak. Czy jak spodoba mi się inna dziewczyna to jest to coś złego? Z drugiej strony człowiek chce być szczęśliwy, ale chce też być wierny i powstają dylematy. Wtedy zauważyłem, jak ludzie się zachowują. Nie tylko mężczyźni, ale i kobiety, kiedy są dalej od rodzin, kiedy flirtują. Oni też mogą tęsknić, mogą się kochać. Napięcie w związku może być zależne od wielu sytuacji i właśnie z tych obserwacji powstała piosenka „Kochać inaczej”, aby każdy zobaczył w niej kawałek siebie.
Chciałabym jeszcze odnieść się do Pana talentu plastycznego. Skończył Pan Akademię sztuk pięknych w Warszawie. Czy zamyka się Pan czasem ze sztalugą na wiele godzin? A może czeka gdzieś na nas jakaś wystawa?
Teraz nie, ale chciałbym bardzo i myślę, że to się wydarzy. Malowanie wymaga olbrzymiego nakładu pracy i jeśli ja wrócę do malowania to chciałbym aby to był proces, który będzie bardziej intensywny i bardziej emocjonalny. To jest taka praca, że jak się w niej człowiek zatraci to wszystko inne idzie na bok. Teraz mogę sobie na to pozwolić, bo mam dzieci ale jestem singlem, więc mogę zamknąć się na trzy dni i malować, bo nie mam obowiązków, które mnie odciągają od tego. Osoby, które żyją z artystami mają pewien problem, bo jeżeli się wchodzi w jakiś proces twórczy to nie da się powiedzieć, że można to zamknąć w ramach godzin, np. maluję od trzeciej do czwartej. Są pisarze, którzy wstają rano, myją zęby, jedzą śniadanie, pracują od 9 do 14, potem robią sobie przerwę na lunch. Natomiast może być taki moment, że artysta czuje, że jeszcze nie skończył, albo bierze następne płótno i zaczyna przetwarzać to co się wydarzyło. Ja mam z tym problem, że w tym działaniu mogę się zatracić i to może trwać trzy dni ciągiem. Człowiek wtedy wychodzi zmęczony i musi się potem zregenerować, wyspać. Więc to malowanie będzie wtedy, kiedy będę czuł, że jest ten moment. Dla artystów, dla których jest to zawodem, dla których jest to całe życie, jest o tyle prostsze, że nie maja innych obowiązków, a ja jednak otoczyłem się liczbą spraw, które mnie absorbują. Kiedyś lubiłem skakać z tematu na temat, założyłem „Machinę”, potem było studio fonograficzne. Najbardziej cieszył mnie moment budowania, a jak zaczynało działać to to zostawiałem. Z jednej strony patrząc jest frajda, ale biznesowo to tak nie funkcjonuje. Dopiero wiele lat pracy może dać jakąś płynność finansową. Każde działanie jest jakimś rodzajem inwestycji, nieważne czy to łowienie ryb, granie w piłkę czy w tenisa. Te inwestycje nie są duże, bo płacimy za piłkę, korty czy trenera, ale jeżeli mówimy o firmie, o wydawnictwie, restauracji to już trzeba wydać duże pieniądze i trzeba ten kapitał odbudować, a potem jeszcze zapłacić pracownikom, podatki, kupić towar na następny dzień, zadbać o ludzi, bo oni liczą na to, że będą dobrze zarabiali, mieli dobrego szefa, a w tym przypadku dwóch szefów, że będą czuli się bezpiecznie i wiedzieli, że postawili na dobrego konia.
Teraz widzę, że skupia się Pan bardziej na wspieraniu innych niż na sobie. Kolejnym tematem Pana działań jest wspieranie młodych talentów. Skąd taka zmiana?
Kiedyś Pani numerolog powiedziała mi, że moim zadaniem w życiu jest takie dawanie „start up” innym. Widocznie mam taką umiejętność i trochę taką karmę, żeby pomagać na starcie innym osobom i rzeczywiście tak wiele razy było. Rafał Brzozowski, z którym pracowałem, a który teraz jest już samodzielny, gra dużo koncertów, świetnie zarabia. Tak samo w przypadku managerów, którzy pracowali w Zig Zag, są największymi gwiazdami w Polsce.
Cieszę się, że to słyszę, bo to oznacza, że wywiad z Panem zapowiada duże sukcesy dla mojego portalu. (śmiech)
Może? Na to trzeba patrzeć trochę z przymrużeniem oka, ale wydaje mi się, że osoby blisko mnie raczej na tym nie tracą. Zawsze uważałem, że sukcesy Piaska, Kayah, Varius Manx czy innych osób, to też moje sukcesy. Nie mam problemu z tym, ze ktoś odnosi sukces. Moim celem nie jest podpinać się po ich sukces i z tego korzystać, choć jeśli napiszę piosenkę i ta piosenka pracuje, to ja osiągam z tego dochody. Nie jestem zazdrosny. Lubię jak ludzie osiągają sukces i podziwiam ich za to. W branży gastronomicznej np. mamy bardzo dużą konkurencję, ludzie wybiorą albo nas, albo drugą restaurację. Ja też nie mam problemu pójść do innej restauracji, gdzie można dobrze zjeść, i kogoś pochwalić. Doceniam pracę innych, szanuję ją. Myślę, że to dobra cecha, że nie jestem zazdrosny.
To pokazuje, że zawsze Pan wierzył w siebie, bo bez wątpienia wiara w siebie pomaga w realizacji marzeń.
Oj, może nie do końca, mam swoje kompleksy. Myślę, że powinienem mieć w siebie więcej wiary. Może to wynika z tego w jakim związku byłem i może za chwilę to się odwróci. Widzę, że czuję się już lepiej. Trzeba wierzyć w swoją wartość, być szczęśliwym z tego co się robi, nie być zarozumiałym, nie uważać, że się robi wszystko najlepiej, ale wierzyć w to co się robi i że jest się osobą wartościową.
Rozmawiała: Anna Węgrzyn fot. Bernard Branecki