Pomimo tego, że wszyscy w klasie jesteśmy inni, że mamy różne zainteresowania, że przyjaźnimy się z innymi ludźmi, inaczej spędzamy czas i mamy różne problemy, wszystkich nas łączy jedno: szkoła, która każdemu czasami trochę przeszkadza.
Nie chcemy rano wstać w samym środku ciekawego snu, siedzieć na biologii czy historii, na której akurat wypadło zastępstwo, spędzać czasu z ludźmi, których niekoniecznie lubimy. Do tego za szkołą idą obowiązki, których czasami najzwyczajniej przerastają nasze możliwości albo siły. Mnie szkoła męczy i pomimo tego, że po niej mogłabym robić dużo wartościowych rzeczy, to po prostu czuję się zmęczona i nie mogę. Odkładamy rzeczy na później. Mój przyjaciel, 16-letni Janek odkłada dosłownie wszystko. Nieważne, czy to praca domowa, czy wolontariat, czy spacer z psem – po szkole nie może, nie starcza mu energii.
Czy tak to powinno wyglądać? Czy szkoła powinna nas ograniczać? A z drugiej strony: może za dużo narzekamy i powinniśmy „po prostu to zrobić”? Zdanie, które pomaga mi za każdym razem, kiedy dopada mnie lenistwo, to: „wczoraj powiedziałaś jutro” z kampanii butów sportowych.
A może jednak pomimo zmęczenia, nieprzyjemności i osłabienia szkoła nas nie ogranicza tylko rozwija? Spróbujmy wyobrazić sobie dzień bez niej – wstajemy kiedy chcemy, spotykamy się ze znajomymi… Ale w szkole przecież też ich mamy – tyle że musimy wychodzić z łóżka o innej porze. To, za co ja jestem wdzięczna, to właśnie oni. Poznałam w szkole swoich najlepszych przyjaciół, nawet jeśli poznając ich wcale się tego nie spodziewałam. Zatem jeśli nie lubimy swojej klasy, nie powinniśmy jej przekreślać – czasami po prostu za mało wiemy o ludziach, których nie staramy się lepiej poznać.
Czy przyjaciele są jedyną zaletą? Kolega powiedział mi dzisiaj, że w szkole lubi to, że czasem są dni wolne. Bez szkoły byśmy ich nie doceniali – utonęłyby w oceanie wolnego czasu. Nie cieszylibyśmy się z wakacji, z braku obowiązków. Szkoła w pewnym sensie porządkuje nam życie i to jest kolejna korzyść.
Ostatnią opinią, jaką usłyszałam, było to, że szkoła pozwala rozwijać swoje pasje. Co prawda musimy uczyć się chemii nawet wtedy, gdy nie chcemy zostać chemikami, ale mając szczęście w szkole dostaniemy dawkę wiedzy, której nie dostalibyśmy nigdzie indziej, a która może nas zainspirować. Czasami spotykamy fantastycznych nauczycieli, którzy naprawdę pasjonują się nauczanym przedmiotem i potrafią nam to przekazać (bo fascynacja przedmiotem i umiejętność dzielenia się wiedzą to dwie różne rzeczy). To właśnie jest jedna z najlepszych rzeczy – szkoła to inwestycja w przyszłość. A wy, co myślicie?