Tadeusz Niwiński. Żyjmy mądrze

Tadeusz Niwiński – jeden z pierwszych propagatorów wiedzy o sukcesie życiowym w Polsce, znany jako autor książek JaTy i My. Uważa, iż mądre życie składa się z mądrych decyzji, dlatego od lat naucza, jak te decyzje podejmować. Zmiana towarzyszy mu na co dzień, ponieważ mieszka w trzech krajach: w Vancouver, w Warszawie i na Hawajach.

 

Książka Ja nosi podtytuł: „Dla tych, którzy nie boją się zmian”. Co to znaczy? Czy to sugestia, że książka jest tylko dla tych, którzy się nie boją? Czy może chciałeś podkreślić to, że ludzie rzeczywiście obawiają się zmian? 

To jest ciekawe, bo ja tego nie napisałem. Podtytuł dodano dopiero w nowym wydaniu: „Jak zmienić siebie – dla tych, którzy nie boją się zmian”. To jest piękne, ale nie ja to wymyśliłem. W oryginale książka nosiła tytuł: „Ja – instrukcja użycia”. Dla tych, którzy urodzili się bez instrukcji użycia.

Co było przesłanką do stworzenia „instrukcji użycia siebie”?

To, że przychodzimy na świat i nie mamy pojęcia, jakie są „zasady życia”, uczymy się ich bez podręcznika. Różne urządzenia przychodzą do nas z instrukcjami użycia, np. pralka, lodówka… My czegoś takiego nie mamy. To taki mój dowcip: ta książka ma być instruktażem, jak się używać.

Może powinieneś podpisać kontrakt ze szpitalami – położna razem z dzieckiem wydawałaby książkę…

To jest oczywiście żart. Wiemy, że producent nie dostarcza instrukcji obsługi dla noworodków, ale pytanie, jak mogłaby taka instrukcja wyglądać, może być bardzo inspirujące. W gruncie rzeczy istnieją pewne zasady mądrego życia, które warto poznawać od najwcześniejszego dzieciństwa. 

Co jest najtrudniejsze w obsłudze siebie? 

Dobre pytanie. Najtrudniejsze w obsłudze siebie jest zaakceptowanie tego, że jesteśmy śmiertelni. Mamy ograniczoną ilość czasu na świecie i ten czas trzeba mądrze wykorzystać. Zrozumieć, że nie warto marnować ani chwili swojego życia – trzeba robić rzeczy piękne, wspaniałe, to, co faktycznie chcemy przeżywać, doświadczać cudownych chwil uniesienia. Cieszyć się tym życiem, które mamy.

Kolejna Twoja książka to „Elementarz Życia”. I znowu sugestia na okładce, nie wiem przez kogo tym razem dodana: „dla małych, większych i bardzo dużych”.

Nad tytułem pracował ze mną wydawca Darek Rosnowski i to on zaproponował ten podtytuł, a mnie się to bardzo spodobało. Podtytuł oznacza, że to jest elementarz przeznaczony dla wszystkich – a przede wszystkim dla dorosłych, którzy chcą się więcej dowiedzieć o sobie. Jestem z tej książki najbardziej dumny, ponieważ w 37 rozdziałach zebrałem tam kwintesencję tego, co jest w życiu ważne. 

W takim razie co jest tym miernikiem ważności? Przecież każdy z nas jest inny.

Ale mamy ze sobą wiele wspólnego. Oczywiście, każdy z nas jest unikalny, ale w ramach bycia człowiekiem ludzie mają podobne myśli, podobne kształty.

Mimo różnic, czasem bardzo widocznych, jako ludzie mamy dostęp do tej samej wiedzy na temat życia i to nas powinno łączyć.

Mam jednak poczucie, że czasem brakuje między nimi zrozumienia. A przecież, skoro jesteśmy podobni, powinniśmy się dobrze rozumieć. 

Nie rozumiemy się, bo nie jesteśmy w stanie spojrzeć na siebie obiektywnie. Nie widzimy, w jaki sposób funkcjonuje świat, jak działa życie. Odkrycie tego jest fascynujące – dociera do nas wtedy, jak bardzo oszukują nas przywódcy polityczni czy religijni. Jesteśmy oszukiwani co do tego, jakie jest życie, i większość ludzi jest skazana na marny żywot osób, które go nie rozumieją. Ci, którzy potrafią zrozumieć, wchodzą na wyższy poziom, na „wyższą górę”, z której roztaczają się piękniejsze widoki i więcej można dostrzec. Ważne, żeby świadomie dążyć do zrozumienia tego, czym jest życie i kim my jesteśmy. Tego, dlaczego ja mam tak samo skonstruowany kod genetyczny jak trawa, drzewa czy chrabąszcze. Wszystko jest DNA, to wszystko jest życiem i to trzeba zrozumieć.

Prowadzisz swoje warsztaty od ponad 20 lat. Jakie masz spostrzeżenia: z czym ludzie przychodzili 20 lat temu, a z czym przychodzą dzisiaj?

Problemy, z którymi ludzie do mnie przychodzą, są dość podobne, niewiele się zmieniło w ciągu tych 22 lat. Może tyle, że 22 lata temu było więcej zapału, entuzjazmu, takie zafascynowanie tematem – ludzie przychodzili na te kursy otwarci, ale też i oczekujący wspaniałych rzeczy. Dzisiaj chyba trochę mniej się tymi kursami ekscytują, ale też mają podobne problemy: z brakiem zrozumienia siebie, sensu życia. W kółko o tym mówię, ale to zrozumienie naprawdę jest szalenie ważne.

Kto jest najczęstszym uczestnikiem takich warsztatów: ludzie młodzi czy starsi? Czy wiek ma w ogóle znaczenie?

Nie ma znaczenia, dlatego że to są rzeczy, które są ważne dla każdego. Oczywiście, starsi przystępują do tego z pewnymi obawami: że to już nie dla nich, że jest już za późno, żeby się czegoś nowego nauczyć. Ale nigdy nie jest za późno na to, żeby żyć pięknie i z radością. Każdy wiek ma swoje uroki.  Człowiek na emeryturze, na przykład, może cieszyć się swoją wolnością i odkrywać w życiu rzeczy, których nie znał wcześniej. Oczywiście jeśli nie utonie w narzekaniu (jak to często ludzie starsi robią).

Żyjesz w 3 krajach: na Hawajach, w Kanadzie i w Polsce. Skąd pomysł na takie życie – Twoją motywacją były doświadczenia czy potrzeby?

Zacząłem przyjeżdżać do Polski, by zrealizować wewnętrzną potrzebę mówienia o tym, co odkryliśmy w Kanadzie. To piękne i w sumie bardzo proste rzeczy, a w tamtych czasach wielu Polaków nie miało w ogóle do nich dostępu, tej literatury w Polsce w ogóle nie było. Teraz jest zatrzęsienie tego typu książek, ale wtedy to były bajki o żelaznym wilku. Z tym zacząłem przyjeżdzać do Polski regularnie, co rok, i tak to się rozwinęło. A na pomysł Hawajów wpadliśmy razem z żoną – stwierdziliśmy, że na starość chcielibyśmy się tam przenieść. Ilekroć byliśmy tam na wakacjach, oglądaliśmy dostępne domy, aż w 1998 roku okazało się, że ceny nieruchomości bardzo zmalały. Wtedy kupiliśmy dom, w którym teraz co zimę mieszkamy. Jeździmy tam na 5 miesięcy w roku i tam też żyjemy trochę inaczej. W Polsce również jest inaczej – inna żywność, inne zwyczaje…

Czyli można powiedzieć, że zmiana towarzyszy Ci w każdym momencie? 

Wielka, olbrzymia zmiana! Przede wszystkim zmiana czasu – 9 godzin, przez które już na samym początku dostaję „łup po głowie”. A potem zmiany w pożywieniu, zmiana języka, zmiana ludzi, których spotykam… W Vancouver mamy dom nad potokiem, niedaleko lasu, w którym żyją niedźwiedzie – to jest w ogóle inny tryb życia. Tam się wysypiam, a w Polsce z powodu szkoleń wstaję bardzo wcześnie, dla mnie to jest „w środku nocy“. 

Który z tych fragmentów życia jest najciekawszy, daje Ci najwięcej zadowolenia? 

Ten w Polsce jest najbardziej intensywny: prowadzę szkolenia, spotykam różnych ludzi i zmieniam ich życie… W Vancouver mamy przyjaciół, z którymi się spotykamy od czasu do czasu, ale nie prowadzę takiej działalności – zorganizowłem kiedyś kilka kursów dla Polonii, ale tam nie ma na to większego zapotrzebowania.

Dlaczego nie ma zapotrzebowania? 

Dlatego, że ta literatura jest tam od dawna dostępna. W Kanadzie jest już pewna tradycja myślenia o sukcesie, przenoszona z pokolenia na pokolenie. Poza tym ta Polonia jest stosunkowo niewielka.

W takim razie jak postrzegasz polską ulicę 20 lat temu i dzisiaj – co się zmieniło? Mam na myśli przede wszystkim zachowanie ludzi i ich zadowolenie z życia. 

No, tu się tak wiele nie zmieniło. Mam wrażenie, że jest troszeczkę lepiej niż kiedyś. Chociaż na początku, we wczesnych latach 90., obserwowałem entuzjazm i zasadnicze zmiany, ludzie częściej się uśmiechali. Teraz to troszeczkę przysiadło, ale ciągle jest podobnie.

Co według Ciebie daje ludziom największe szczęście w życiu?

Działanie dla ludzkości – robienie czegoś, z czego jest pożytek dla wielu ludzi. Pisanie książek jest tutaj dobrym przykładem, ale to może być cokolwiek, np. zrobienie takiego portalu jak Zmiany w Życiu, który pozwala na podniesienie jakości życia ludzi. To jest piękna sprawa, taki diament dla ludzkości. Bo co wynika z działania tylko dla siebie? Są na przykład ludzie, których hobby jest podróżowanie – ale co z tego podróżowania wynika? Co z tego, że umrą, poznawszy więcej miejsc na świecie? Podróżowanie na pewno jest ciekawe, ale jednocześnie trochę egoistyczne – ja też podróżuję, ale zawsze mam w tym jakiś cel.

Nie ukrywam, że największą przyjemność faktycznie sprawiają mi maile od czytelników, którzy opisują, jak portal pomógł im w zmianie. To daje ogromną satysfakcję. A co najbardziej zaskoczyło Cię na warsztatach, które prowadzisz, jaka była najbardziej nieoczekiwana reakcja uczestnika? 

Chyba to, jak na pierwszych warsztatach pierwsza osoba się rozpłakała – do tej pory to pamiętam. To było wrażenie ogromnego zdziwienia, chociaż rozumiałem, skąd się biorą te łzy – do tej pory pamiętam, w którym to było momencie i co ona dokładnie mówiła. To były bardzo odkrywcze łzy, które dla mnie wiązały się z dużą satysfakcją, że potrafiłem tak dotrzeć do emocji, tak poruszyć te najważniejsze rzeczy. A poza tym na warsztatach dzieją się różne, piękne rzeczy. Ludzie doznają olśnień, odkryć… są tacy, którzy dzielą się tym z całą grupą, są pełni entuzjazmu, że wreszcie zrozumieli. To czasem nie jest jeszcze pełne zrozumienie, ale nawet częściowe powoduje, że dzielą się tym z innymi i inni też szukają w sobie zmian.

Czy taki płacz jest częstym towarzyszem zajęć?

Tak. To dobrze, jeżeli jest jakiś płacz.

Mówiło się kiedyś, że mężczyźni nie płaczą, że płacz jest oznaką słabości…

To są dziwne poglądy. Płacz jest piękny i nie należy się krępować, płacząc. Zachęcam do tego, jeżeli ktoś tego potrzebuje. Na „Diamentowym Ja” i na Kursach Liderów robię sesje kończenia zdań – tam bardzo często pojawiają się łzy i wiadomo wtedy, że ta osoba chce zajrzeć głębiej do swojego wnętrza. To są łzy wzruszenia. Kiedy ktoś tam dociera, kiedy jest w stanie pogodzić się z tym małym sobą – „małym Tadziem” w moim przypadku – to często doznaje takiego właśnie uczucia wzruszenia. Nie uważam, żeby łzy były czymś wstydliwym i raczej zachęcam do swobodnego wypłakiwania się. Oczywiście po wypłakaniu się trzeba pomyśleć o tym, co dalej. Jeżeli ktoś jest w ciężkiej sytuacji na własne życzenie i zaczyna rozumieć, że to trzeba zmienić i z tego powodu płacze, to po tym płaczu trzeba zabrać się do roboty. Nie zostawać przy zachwycie sobą i swoim nieszczęściem, tylko pomyśleć, jaki plan działania można sobie ustalić i iść za tym.

Od kilku lat pomagam różnym ludziom jako ich mentor. Napisałem kilka programów w języku PHP, służących do komunikacji między nami oraz do wykonywania ćwiczeń. Zauważyłem ze zdziwieniem, że tylko jakieś 5% z tych osób potrafi wytrwać w podjętych zobowiązaniach. To jest bardzo ciekawe, że większość ludzi nie ma dość cierpliwości i dyscypliny, żeby systematycznie realizować swoje cele. Wolą sobie trochę pogadać i ponarzekać. Oczywiście na mnie też liczą – że rozwiążę ich problemy…

Jeśli ktoś z czytelników uważa, że należy do tej nielicznej grupy ludzi, którzy są serio na temat swojego sukcesu i chce skorzystać z mojej pomocy, proszę o kontakt – tad@teta.ai. 

W pracy bardzo często słyszałam, że w biznesie emocje nie są mile widziane, ale ja zawsze je okazywałam. Co Ty sądzisz na ten temat – emocje pomagają, czy przeszkadzają w biznesie?

To zależy od sytuacji. Jeżeli emocje powodują wojny między pracownikami, to na pewno nie są dobre. Dobrze jest może nie tyle okazywać emocje, ile wyrażać siebie – być asertywnym, nie bać się przedstawić swojego zdania. Bo asertywność to niekoniecznie jest „mówienie nie”, jak to się popularnie uważa. To raczej umiejętność mówienia „tak”, kiedy myślę „tak” i mówienia „nie”, kiedy myślę „nie”. Taka cecha jest w pracy bardzo pożądana – to, żeby być w pewnym sensie otwartym i przygotowanym na bronienie swojego zdania, własnych przekonań.

Kolejna z Twoich książek to „Biedny milioner”. Mówisz tam o tym, że milionerzy żyją biednie, ponieważ są bardzo oszczędni. Czy ten tytuł odwzorowuje tylko sferę materialną, czy chodziło o coś więcej?

W książce wyraźnie zaznaczam, że żeby „mieć”, trzeba najpierw „być”. „Biedny milioner” przedstawia receptę na mądre życie, które przy okazji prowadzi do dobrej sytuacji finansowej. Tytuł jest oczywiście prowokacyjny, ale z badań wynika, że wielu milionerów faktycznie żyje bardzo skromnie i nie szasta pieniędzmi na lewo i prawo, jak to robią ludzie biedni. Ci drudzy najczęściej są biedni właśnie dlatego, że nie szanują pieniędzy. Milionerzy na ogół mają dla swoich pieniędzy respekt – mogą ich wydać bardzo wiele, ale czynią to całkowicie świadomie i dzięki temu robią to co chcą, realizują się. „Biedny milioner” opisuje, jak można się wzbogacić, ale to na pewno wymaga nauczenia się oszczędności. Jeżeli ktoś jest rozrzutny i bierze pożyczki, to bardzo dużo go to kosztuje – tacy ludzie z reguły nie mają pieniędzy.

A jak jest z emocjami u milionerów? Czy milionerzy są szczęśliwi? 

Tak samo jak u innych ludzi, milionerzy nie są wyjątkiem. Pieniądze nie gwarantują szczęścia (chociaż wiele rzeczy ułatwiają). Ważne, żeby nie zgubić się w „wyścigu szczurów“ i potrafić cieszyć się życiem każdego dnia. 

Realizacja której z proponowanych przez Ciebie w książkach kwestii, najbardziej by Cię usatysfakcjonowała? Jak myślisz, co ludzie biorą z Twoich książek?

Wszystko, biorą wszystko. Świadomie i mądrze żyją, nie kłócą się, działają razem, tworzą różne organizacje, które pomagają, rozwijają się… Chcę, żeby ludzie przestali narzekać, szczególnie młodzież – żeby nie miała takiej strasznie cynicznej postawy: „tu się nic nie da zrobić, wyjadę na Zachód”. Chciałbym, żeby szczególnie młodzież zrozumiała, że wszystko wymaga uczciwej pracy i robienia rzeczy, które kochamy. To jedna z kwestii, których realizacja najbardziej by mnie usatysfakcjonowała: żeby ludzie bardziej kochali życie i siebie, i robili rzeczy, które lubią robić, dzięki czemu wszyscy korzystają – to taka wygrana–wygrana.

Fot. Agata Jakuszko 

Rozmawiała: Anna Węgrzyn

Anna Węgrzyn

JEŚLI POTRZEBUJESZ: - wydobycia swojego potencjału zawodowego, - pomocy w budowaniu wizerunku swojego i firmy, - wsparcia w procesie zmiany pracy, - wsparcia w procesie zmiany swojego życia na lepsze, NIE CZEKAJ! SKONTAKTUJ SIE JUŻ DZIŚ! aw@annawegrzyn.pl Kim jestem i co robię: Z wykształcenia prawnik, z doświadczenia księgowa, dyr. HR, sprzedaży i marketingu, z powołania i zamiłowania coach International Coaching Community. Jako coach pomagam firmom, ich pracownikom a także indywidualnym klientom wydobyć wszystkie najlepsze cechy z siebie i innych, by móc je wykorzystać w drodze do wspólnego sukcesu. Dla moich klientów słowa takie jak motywacja, potencjał osobisty, rozwój zaczynają nabierać znaczenia, kiedy we współpracy ze mną uświadamiają sobie, jak wymierny może być efekt ich starań, gdy potrafią zarządzać własnymi naturalnymi umiejętnościami. To największa satysfakcja w mojej pracy być świadkiem zmian, które czynią człowieka szczęśliwszym. Dlaczego tu jestem? Magazyn Zmiany w Życiu to realizacja moich marzeń. Stworzyłam to miejsce aby pomagać innym w znalezieniu drogi do siebie i do prawdziwej radości z życia. Ludzie, których poznałam w procesie przygotowań i realizacji projektu tylko utwierdzili mnie w przekonaniu, że to właściwa droga. Dziękuję Wszystkim za wsparcie. Z czego jestem dumna w moim życiu: Jestem wierna swoim zasadom Nigdy nie zrobiłam niczego wbrew sobie dla korzyści. Wszystkie decyzje w moim życiu były podyktowane sercem. Efekt jest cudowny, mogę powiedzieć z pełną satysfakcją, że niczego nie żałuję i wszystko w życiu zrobiłabym tak samo. Moje słabości: Niecierpliwość i coraz gorzej znoszę poranne wstawanie. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: perfumy Cerruti 1881 różowe, pierwszą butelkę kupiłam za większą część mojego wynagrodzenia i do dziś pamiętam uczucie radości, jakie mi towarzyszyło przy zakupie. Od tamtej pory zawsze mam je na półce, nawet patrząc na butelkę uczucie powraca. Do tego płyta Yanni i jego „One man's dream”. Największa zmiana w moim życiu: Moje życie to ciągłe poszukiwania i zmiany. Największe i najtrudniejsze miały miejsce w 2012 roku. Przestałam się uśmiechać i w głębi duszy czułam, że powinnam być w innym miejscu. Dlatego w jednym momencie zdecydowałam się zostawić ówczesną rzeczywistość i znaleźć nową drogę na każdej płaszczyźnie. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.