Świadomość własnych emocji i mówienie o nich czyni nas osobą bardziej autentyczną, a tym samym spektakularnie poprawia jakość relacji z bliskimi. Dzięki temu jesteśmy lepszymi partnerami, rodzicami, przyjaciółmi i pracownikami, ale także mamy większy kontakt z samym sobą. Skrywane, nagromadzone dniami, a nawet latami emocje wybuchają niczym bomba. Warto więc wykorzystać magiczną moc słów i gestów, by temu zapobiec.
Co się dzieje, kiedy tłumimy emocje?
1. Narażamy się na większe cierpienie!
Powszechnie panuje przekonanie, że emocje, które uda nam się przemilczeć, same przejdą. Wydaje nam się, że mamy nawet takie doświadczenia. Niestety nie jest to prawdą. Skrywane lub też wyrażane nie wprost emocje kumulują się i stają coraz bardziej intensywne. Doprowadzają wówczas do stanu permanentnego rozdrażnienia i frustracji, w której każda, nawet najmniejsza błahostka, staje się kroplą przelewającą czarę goryczy prowadzącą do wybuchu. Tłumienie emocji oraz unikanie kontaktu ze wstyd, lęku przed ich ujawnieniem czy też urażeniem nimi innych to częsty powód konfliktów, a nawet rozstań. Chociaż cel jest zupełnie inny, bo przecież wyobrażamy sobie, że działamy w ochronie relacji. Nic jednak nie oddala bardziej, niż milczenie. Nie znaczy to, że trzeba mówić o wszystkim, co się czuje, ale zawsze warto to WIEDZIEĆ i rozumieć, by móc podjąć świadomą decyzję, co chcielibyśmy z tym zrobić.
2. Odbieramy sobie szansę na zobaczenie sytuacji w innym świetle…
W momencie, kiedy bagatelizujemy to, co wywołało nasze emocje tu i teraz, uruchamiamy proces „nakręcania”, czyli budowania teorii pasujących do rosnących emocji: smutku, lęku, złości, bezradności czy poczucia winy. Im bardziej jesteśmy oddaleni czasowo od tego, co wywołało nasz stan, tym mniej pamiętamy FAKTÓW, a więcej SKOJARZEŃ. Zniekształcamy tym samym rzeczywistość i sortujemy wspomnienia jak klocki w sorterze, pomijając niepasujące kształty. Przykładem może być sytuacja, kiedy ktoś powiedział o nas coś przykrego w trakcie rodzinnego spotkania. Co dzieje się w nas? Zamiast poczuć siebie i zareagować w jak najbardziej odpowiadający nam sposób, najczęściej wychodzimy do drugiego pokoju, a potem udajemy, że nic się nie stało. Rośnie w nas poczucie krzywdy… Wówczas, jak na autopilocie przewijamy w głowie wspomnienia podobnych sytuacji, budując myślowe zniekształcenia typu: „Jestem do niczego”, „Ludzie mnie nie szanują”, „Nikt mnie nie lubi”, „Inni tylko krzywdą, więc nie warto nikomu ufać”. Tym samym…
3. … odbieramy drugiej stronie czas na wyjaśnienie
Niczego nieświadoma osoba, której czyny lub słowa wywołały w nas emocje, jest zdezorientowana i bezradna. Czasem się oddala, bo trudno jej znieść nasz chłód. Jeśli zniesie i próbuje pomóc, często jest oskarżana o brak empatii. Wymagamy się od niej domyślania się, co nas dotknęło, a nawet przeprosin. Ten etap mało kto wytrzymuje i w efekcie oddalamy się od siebie coraz bardziej. Wchodzimy w rolę ofiary i tracimy wiarę w ludzi i wartość relacji. Co więcej, z racji tego, że bardzo ich potrzebujemy – pogrążamy się w smutku i lęku, cierpiąc coraz bardziej i dokładając ładunków do naszej bomby.
4. Czynimy nasze ciało tykającą bombą…
Emocje mocno oddziałują nie tylko na psychikę i myślenie, ale także na cały organizm. Póki je zauważamy i opiekujemy się sobą w ich przeżywaniu, nie robią nam krzywdy, ponieważ jesteśmy do nich przystosowani. Kiedy jednak żyjemy w nierozładowanym napięciu, tracimy równowagę niezbędną do regeneracji. Nasze serce nie odpoczywa, a narządy takie jak płuca, jelita czy żołądek są stale uciskane. Cierpimy na duszność, bóle głowy, zespół drażliwego jelita, wrzody żołądka, tężyczkę i inne choroby psychosomatyczne, które próbujemy leczyć biegając do lekarzy i zażywając leki, suplementy i zioła. Tymczasem bomba dalej tyka i czyni coraz więcej szkód. Dlatego lepiej pytać, mówić i jeszcze raz mówić, a także ZAOPIEKOWAĆ SIĘ SOBĄ i własnymi emocjami. Jeśli tego nie potrafimy, warto szukać pomocy u specjalisty (psychoterapeuty) zanim bomba wybuchnie i stanie się nam trwała krzywda.