Dr Joanna Maria Kwaśniewska. "Niech Ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi"

Niepłodność dotyczy dziś coraz większej ilości młodych ludzi. Przesuwa się także granica wieku, w którym decydujemy się na potomstwo. Czy te czynniki się ze sobą łączą? 

Zdecydowanie. Rzeczywiście, problem niepłodności dotyczy coraz większej liczby ludzi. Badania Europejskiego Towarzystwa Reprodukcji Człowieka i Embriologii przeprowadzone w 2006 roku wykazały, że takich kłopotów doświadcza od 10 do 15% par. To bardzo dużo – jeżeli weźmie się pod uwagę liczbę wszystkich Polaków w wieku reprodukcyjnym, to wśród nich nawet 1,5 mln osób może się zmagać z niepłodnością. Gdybyśmy wyobrazili sobie blok, w którym mieszka 60 rodzin, to około 10 z nich mogłoby doświadczać tej sytuacji. Oczywiście, pary są na różnych etapach swojej drogi przez niepłodność, ale łączy je jedno – że chcą lub chciały mieć dziecko i rozpaczają, ponieważ to się nie udało.

Czy problem z płodnością wiąże się ze specyfiką kultury, w której żyjemy? 

Tak, ten problem jest silnie związany ze zmianą kulturową, która objęła wszystkie kraje rozwinięte. W naszej książce Nadzieja na nowe życie, której celem jest wsparcie dla osób zmagających się z niepłodnością, nie oceniamy osób zbyt długo starających się o dziecko, ale rozumiemy ich postępowanie w kontekście. Współczesne kobiety mają tak wiele zadań i wyzwań, że stosunkowo późno decydują się na podjęcie kolejnego z nich, którym jest macierzyństwo. Nasze potrzeby są niewspółmierne z potrzebami naszego ciała – biologicznie jesteśmy najbardziej płodne między 18 a 20 rokiem życia, ale jeśli weźmiemy pod uwagę czynniki kulturowe i społeczne okazuje się, że większość kobiet jest gotowa na macierzyństwo dopiero po trzydziestce. Dopiero wtedy udaje się nam skończyć dobre studia, zacząć pracę, zrobić karierę i zgromadzić zasoby materialne, które dadzą dziecku szansę na bezpieczną przyszłość. Istotna jest też oczywiście kwestia partnera –dokładnie zastanawiamy się nad tym, jakiego partnera potrzebujemy, aby dokonać odpowiedniego wyboru na męża i ojca naszych dzieci.

Kilka miesięcy temu głośno było o kampanii Fundacji Mamy i Taty, która cały ciężar decyzji o posiadaniu potomstwa składała na barkach kobiety. A przecież decyzja o tym, by dać komuś życie, wymaga odpowiedzialności również od mężczyzny. 

Tak, oczywiście. Współczesna kultura wymaga od mężczyzn równego podziału obowiązków, stawia im większe wymagania, przez co i oni później czują się gotowi na rodzicielstwo. Tradycyjnie opieka nad dziećmi była rolą wyłącznie kobiecą Dawniej nikt nie oczekiwał od mężczyzn równoprawnego partnerstwa w rodzicielstwie, co za tym idzie łatwiej im było zdecydować się na dzieci albo po prostu pojawiały się one same ze względu na mniejszą świadomość dotyczącą antykoncepcji.

Wśród ludzi, którzy dorastali jeszcze w czasach PRL, częsta jest także potrzeba, by móc dać dziecku więcej, niż się miało samemu.

Ludzie mają taką intuicję, która każe im dawać dzieciom wszystko to, co najlepsze. Najczęściej nie podejmujemy decyzji o odsunięciu rodzicielstwa na potem z powodów czysto egoistycznych. Nasze decyzje można uzasadnić wieloma czynnikami.

Ale ta ogromna potrzeba zrekompensowaniu dziecku wszystkiego, czego nie miało się samemu, może działać też na niekorzyść – tak bardzo skupiamy się na czynnikach zewnętrznych, na zarabianiu na każdą jego potrzebę, że w rezultacie jesteśmy wiecznie zapracowani i nigdy nie mamy dla niego czasu. A przecież to właśnie ten spędzany wspólnie czas jest największą wartością.

Dojrzały człowiek zdaje sobie sprawę, że każda jego decyzja wiąże się z różnymi konsekwencjami. Jeżeli będę chciał dziecku dać wszystko pod względem finansowym – to oczywiście muszę jakoś na to zarobić, co zabiera czas. Są jednak ludzie, mówiąc o zrekompensowaniu, myślą przede wszystkim o emocjach i wartościach – o miłości, cieple i bezpieczeństwie, mniejszą rolę przykładając do kwestii finansowych.

Wreszcie nadchodzi moment, kiedy rzeczywiście dwie strony są gotowe na rodzicielstwo, próbują, ale czas oczekiwania na dziecko bardzo się wydłuża. W swojej książce Nadzieja na nowe życie wskazujecie Panie, że stres związany z oczekiwaniem na dziecko jest tak silny, jak ten doświadczany podczas ciężkiej choroby albo straty kogoś bliskiego.

Tak, natężenie stresu i depresji w tych sytuacjach jest porównywalne. Bardzo charakterystyczna dla niepłodności jest swoista huśtawka emocjonalna: nie jesteśmy w dołku cały czas, emocje zmieniają się podczas cyklu. Żeby dalej funkcjonować, trzeba mieć nadzieję, odbudować się po pierwszych dniach cyklu – dla kobiety starającej się o dziecko miesiączka jest wielką tragedią.Wiele kobiet mówi: „Czuje się wariatką, bo płaczę, kiedy pojawia się krwawienie”, ale to jest absolutnie naturalne. Jest bardzo ważne, by pozwolić sobie na przeżycie tego smutku. Badania pokazują, że samo „wypłakanie się“ pomaga, poprawia nastrój i uwalnia nas od toksycznych emocji. Tylko wtedy, kiedy potraktuje się ten moment jako czas żałoby, kiedy pozwoli się sobie na przepłakanie wyobrażenia ciąży, która w tym miesiącu miała się pojawić, można się znowu podnieść, odbudować w sobie energię i nadzieję, które są tym silniejsze, im bliżej owulacji.

A jakie emocje towarzyszą kobiecie zmagającej się z niepłodnością w 2 połowie cyklu?

To także trudny czas. Wiele kobiet powstrzymuje się wtedy od wszelkich przyjemności, nakłada sobie bardzo dużo ograniczeń: nie piją alkoholu i kawy, chodzą wcześnie spać, mierzą sobie temperaturę, rezygnują z jazdy na rowerze, żeby tylko nic złego nie przydarzyło się jajeczku. Im więcej wkładają w to energii, tym większe jest potem poczucie porażki związane z pierwszymdniem cyklu.

Cały ich świat kręci się wokół starania o dziecko – a to musi mieć swoje konsekwencje.

Tak, co więcej konsekwencje nie dotyczą tylko i wyłącznie kwestii fizjologicznych. Charakterystyczne jest zjawisko „zawieszania swojego życia“ – odkładania wszelkich przyjemności na potem. „Nie pójdę na ciekawy kurs, bo ważniejsze jest odkładanie pieniędzy na zabieg. Nie kupię sobie teraz sukienki, bo za miesiąc mogę być w ciąży – wtedy od razu kupię już ciążową. Nie zabukuję wyjazdu na narty ze znajomymi, bo zimą mogę być już w ciąży i wtedy nie będę mogła jeździć”. Do głosu dochodzą różne lęki i potrzeba kontroli zewnętrznego świata. Wiele kobiet rezygnuje z jakichkolwiek aktywności, które mogą zaszkodzić płodowi – nawet, jeśli to tylko niesprawdzone pogłoski i plotki.

Wydaje się to bardzo niebezpieczną pułapką?

Rzeczywiście, im więcej przyjemności odcinamy od siebie w związku z tą sytuacją, tym większy jest związany z nią poziom stresu i tym mniej produkujemy serotoniny, czyli „hormonu szczęścia“. Tymczasem jak pokazują badania, stres i układ hormonalny mają na płodność kolosalny wpływ. Jest więc szalenie istotne, by sprawiać sobie jak najwięcej radości i przyjemności, obniżać związany z niepłodnością stres na tyle, na ile tylko się da – niestety nie uda się go uniknąć całkowicie, bo sytuacja sama w sobie jest już bardzo trudna.

Od lewej: Agnieszka Doboszyńska, Joanna Kwaśniewska, Justyna Kuczmierowska. 

A otoczenie nie pomaga. Rodzina i znajomi dopytują się, kiedy pojawią się dzieci. Nawet zwykłe życzenie „niech ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi“ może być dla takiej osoby ciosem w samo serce.

Niestety, to prawda. Wiem z doświadczeń własnych i naszych czytelniczek, że takie uwagi od najbliższych często potrafią trafić prosto w serce. Warto jednak podkreślić, że często nasi rozmówcy nie mają złych intencji. Ludzie zazwyczaj nie zdają sobie sprawy z tego, co może przeżywać niepłodna para, często zakładają optymistyczny scenariusz – skoro nie mają dzieci, to najwyraźniej po prostu jeszcze ich nie chcą. Często zachęcają: „warto mieć dzieci, spróbujcie, zdecydujcie się…“. U pary zmagającej się z niepłodnością powoduje to bardzo silne emocje. Życzenie „niech ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi“ może być podwójnie bolesne dla osób, które są silnie wierzące. Co mają myśleć, kiedy słyszą takie życzenie? Czy brak dzieci to kara za grzechy? A może Bóg już ich nie kocha i dlatego nie chce zesłać im tego daru? Niepłodność w przypadku takich osób może zrujnować relację nie tylko z rodziną i z przyjaciółmi, ale także tę, która jest dla nich kwintesencją życia – relację z Bogiem.

Często brakuje nam też wiedzy o tym, jak o takich emocjach rozmawiać.

To prawda, a rozmawianie o niepłodności jest szczególnie trudne. Po pierwsze dlatego, że dotyczy kwestii przykrych i smutnych. Po drugie, wiąże się z wyborami etycznymi i moralnymi – trzeba podejmować decyzje, odnaleźć się w świecie dyskusji o in vitro, o inseminacji… Wreszcie po trzecie, wiąże się to z kwestiami intymnymi, dotyczącymi seksualności. A to  prywatna sfera, o której się nie rozmawia – osoby z zewnątrz mają poczucie, że poruszanie tego tematu byłoby „wtrącaniem się“ w osobiste sprawy. Tymczasem pary zmagające się z niepłodnością cierpią i bardzo potrzebują wsparcia, ciepła i serdeczności. Często zamykają się w sobie, by uniknąć bólu i nie narażać się na jakieś uwagi. Udają, że wszystko jest w porządku, a to tylko pogłębia frustrację, bo im mocniej się udaje, tym brak dziecka budzi większą ciekawość otoczenia.

Jak więc powinny postępować w relacjach społecznych osoby zmagające się z niepłodnością?

Psycholożki Justyna Kuczmierowska i Agnieszka Doboszyńska – spółautorki książki Nadzieja na nowe życie, podczas pracy z kobietami zachęcają do tego, by uchylić rąbka tajemnicy i mówić otoczeniu o swoim problemie trochę więcej niż do tej pory. Wiele osób po podjęciu takiego ryzyka odczuwa ogromną ulgę, ponieważ dostają bardzo dużo wsparcia od tych osób. Okazuje się, że dopytywanie było spowodowane tym, że dana para nie była im obojętna i chcieli im w jakiś sposób pomóc – po prostu nie wiedzieli, jak sformułować pytanie w taki sposób, by nie było raniące. 

Zajmuje się Pani także psychologią twórczości. Na ile tworzenie może być pomocne w sytuacji przedłużającego się oczekiwania na dziecko?

Myślę, że przynajmniej na dwa różne sposoby zależne od etapu niepłodności. Po pierwsze, twórczość pisarska, czyli np.pisanie dziennika może działać terapeutycznie . Z  wielu badań wynika, że autonarracja – zarówno poprzez pisanie jak i wypowiedzi ustne – jest bardzo pomocna w trudnych sytuacjach, ponieważ pozwala ujarzmić rozmaite uczucia poprzez nazwanie ich. Opisywanie tego, co się przeżywa i co się czuje, może być bardzo uwalniające.

A jaki jest drugi sposób?

Na pewnym etapie życia, po paru latach terapii i badań może nadejść moment konfrontacji z faktem, że jednak nie będziemy mieć dziecka. Często pojawia się wtedy wielka potrzeba, by coś z siebie dać światu. Jeżeli rozłożymy potrzebę macierzyństwa na czynniki pierwsze, to jednym z nich jest potrzeba wydania z siebie jakiegoś plonu – zrobienia dla świata czegoś dobrego i twórczego. I to jest właśnie element wspólny tych dwóch sytuacji – pragnienie posiadania dziecka jest naturalną realizacją potrzeby twórczości u ludzi. Jednak  kiedy tego dziecka nie ma, to tworzenie w jakimś innym wymiarze daje takiej osobie szansę na to, by wiodła szczęśliwe i spełnione życie.

Problem niepłodności dotyczy również mężczyzn, ale w debacie publicznej dominują kobiety. Mężczyźni rzadko są zapraszani do dyskusji, rzadko też mówią o tym, co czują i czego potrzebują. Z czego to może wynikać? 

Filogenetycznie mężczyźni po prostu reagują na stres inaczej niż kobiety. Częściej zamykają się w sobie, uciekają od problemu. Rzadziej rozmawiają o niepłodności i towarzyszących jej emocjach.. Zamiast tego koncentrują się np. na pracy (uwaga na pracoholizm!) lub hobby. Ostatnio napisał do nas e-maila mężczyzna – czytelnik naszej książki Nadzieja na nowe życie, który bardzo mnie wzruszył. Szczegółowo opisał, w jaki sposób od lat stara się chronić swoją żonę przed rozmaitymi przykrościami związanymi z niepłodnością. Jego historia potwierdza wyniki badań, które wskazują, że mężczyźni w sytuacji niepłodności najbardziej potrzebują tego, żeby wspierać ich kobiety – by były w końcu szczęśliwe, swobodne i radosne tak jak kiedyś.

Czyli kobiety i mężczyźni zdecydowanie różnią się w swoich reakcjach na sytuację niepłodności?

Rzeczywiście. W odróżnieniu od mężczyzn kobiety potrzebują przede wszystkim wsparcia społecznego, rozmowy i redukcji napięcia poprzez rozładowanie smutku i wściekłości. Jest to o tyle istotne, że niektóre kobiety doświadczające niepłodności mają trudność z wyrażaniem agresji – przez całe życie były grzecznymi dziewczynkami, które dobrze się uczyły i zawsze wiedziały, jak trzeba się zachować. A przecież każdy z nas ma dużo wściekłości – w konfrontacji ze światem to często nieuniknione. Jeżeli człowiek nie potrafi tej wściekłości rozładować na zewnątrz siebie, to wtedy tę agresję i to napięcie kumuluje wewnątrz siebie. A to jest dla organizmu – i dla płodności – szalenie niekorzystne.

Dlatego bardzo często, kiedy para zdecyduje się na adopcję i to napięcie odpuszcza – zachodzi w naturalną ciążę. 

Może tak być również dlatego, że ta para już pogodziła się z tym, że nie może wszystkiego w swoim życiu kontrolować. Zdała sobie sprawę, że życie nie będzie tak idealne, jak je sobie wyobraziła. Na adopcję często decydują się ludzie, którzy wykonali już bardzo dużą pracę psychologiczną, nauczyli się być szczęśliwi pomimo przeciwności losu. Dojście do takiej dojrzałości psychologicznej, umiejętność odpuszczenia kontroli i przyjmowania z radością tego, co się dostaje, jest bardzo uwalniająca.

Po raz kolejny w moich wywiadach wraca więc temat uważności – wobec siebie i wobec bliskich. Umiejętność obserwowania własnych i cudzych emocji, rozmawiania o nich jest w tak trudnej sytuacji chyba najlepszą metodą.

Uważność wobec innych – tak, zwłaszcza że wiele różnych badań pokazuje, że najszczęśliwsi jesteśmy wtedy, kiedy dajemy coś z siebie innym ludziom. Uważność wobec siebie – dwa razy tak (śmiech)! Bardzo często osoby, które borykają się z niepłodnością, nie mają żadnego problemu z obserwowaniem i zaspokajaniem potrzeb innych ludzi. Problem pojawia się wtedy, kiedy muszą przyjrzeć się sobie, zwrócić uwagę na to, czego potrzebuje ich ciało, słuchać jego potrzeb.

Czy można zdefiniować jakieś uniwersalne psychologiczne przyczyny niepłodności?

Nie. Jest bardzo dużo ścieżek przez niepłodność i różnych odmian niepłodności. W około 20% przypadków mówimy o niepłodności idiopatycznej, w której nie ma żadnego blokującego czynnika o charakterze medycznym lub ten czynnik nie jest możliwy do wykrycia przy aktualnym rozwoju technologii i diagnostyki. W takim przypadku radzenie sobie ze stresem odgrywa kolosalną rolę. Mocno to podkreślam, ponieważ płodność nie jest zjawiskiem zerojedynkowym.

Co to znaczy w praktyce?

Płodność jest jak odporność – nie możemy dokładnie zmierzyć jej poziomu, ale możemy ją budować. Służą temu dobre nawyki i działania: przede wszystkim radzenie sobie ze stresem, ale też czerpanie z życia przyjemności i radości, uważność wobec samego siebie, budowanie dobrych sieci wsparcia społecznego. Bardzo istotną rolę odgrywa oczywiście także relacja z partnerem. Para doświadczająca niepłodności musi mieć świadomość, że jest w sytuacji bardzo dużego ryzyka, która wymaga od niej szczególnej dbałości o związek. Doświadczenie niepłodności może doprowadzić do jego rozpadu, ale – jeśli się o niego odpowiednio zadba – może go także scementować i wzmocnić. 

 

Rozmawiała Anna Węgrzyn 

Fot.: mat. Uniwersytetu SWPS, Jakub Szymczuk / mat. Wydawnictwa Znak. 

 

Agnieszka Doboszyńska, Justyna Kuczmierowska, Joanna Kwaśniewska. Nadzieja na nowe życie – poradnik dla marzących o dziecku. Wydawnictwo Znak, 2015.  

Anna Węgrzyn

JEŚLI POTRZEBUJESZ: - wydobycia swojego potencjału zawodowego, - pomocy w budowaniu wizerunku swojego i firmy, - wsparcia w procesie zmiany pracy, - wsparcia w procesie zmiany swojego życia na lepsze, NIE CZEKAJ! SKONTAKTUJ SIE JUŻ DZIŚ! aw@annawegrzyn.pl Kim jestem i co robię: Z wykształcenia prawnik, z doświadczenia księgowa, dyr. HR, sprzedaży i marketingu, z powołania i zamiłowania coach International Coaching Community. Jako coach pomagam firmom, ich pracownikom a także indywidualnym klientom wydobyć wszystkie najlepsze cechy z siebie i innych, by móc je wykorzystać w drodze do wspólnego sukcesu. Dla moich klientów słowa takie jak motywacja, potencjał osobisty, rozwój zaczynają nabierać znaczenia, kiedy we współpracy ze mną uświadamiają sobie, jak wymierny może być efekt ich starań, gdy potrafią zarządzać własnymi naturalnymi umiejętnościami. To największa satysfakcja w mojej pracy być świadkiem zmian, które czynią człowieka szczęśliwszym. Dlaczego tu jestem? Magazyn Zmiany w Życiu to realizacja moich marzeń. Stworzyłam to miejsce aby pomagać innym w znalezieniu drogi do siebie i do prawdziwej radości z życia. Ludzie, których poznałam w procesie przygotowań i realizacji projektu tylko utwierdzili mnie w przekonaniu, że to właściwa droga. Dziękuję Wszystkim za wsparcie. Z czego jestem dumna w moim życiu: Jestem wierna swoim zasadom Nigdy nie zrobiłam niczego wbrew sobie dla korzyści. Wszystkie decyzje w moim życiu były podyktowane sercem. Efekt jest cudowny, mogę powiedzieć z pełną satysfakcją, że niczego nie żałuję i wszystko w życiu zrobiłabym tak samo. Moje słabości: Niecierpliwość i coraz gorzej znoszę poranne wstawanie. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: perfumy Cerruti 1881 różowe, pierwszą butelkę kupiłam za większą część mojego wynagrodzenia i do dziś pamiętam uczucie radości, jakie mi towarzyszyło przy zakupie. Od tamtej pory zawsze mam je na półce, nawet patrząc na butelkę uczucie powraca. Do tego płyta Yanni i jego „One man's dream”. Największa zmiana w moim życiu: Moje życie to ciągłe poszukiwania i zmiany. Największe i najtrudniejsze miały miejsce w 2012 roku. Przestałam się uśmiechać i w głębi duszy czułam, że powinnam być w innym miejscu. Dlatego w jednym momencie zdecydowałam się zostawić ówczesną rzeczywistość i znaleźć nową drogę na każdej płaszczyźnie. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.