Kiedy zdecydowałam się zostać coachem, myślałam, że doświadczenie życiowe, zawodowe i zbliżająca się “czterdziestka” są dużymi atutami w tej pracy. Nadal tak sądzę, ale podczas pracy nad portalem każdego dnia zyskuję cenną wiedzę i otrzymuję kolejne lekcje. Jedną z nich było spotkanie z Magdą Bębenek, niezwykłą 26-latką, która każdego dnia żyje na 100%. Jest pracowita, pozytywna i ma bogatszy życiorys niż niejedna 40-latka. Zapraszam na spotkanie z Magdą i do lektury każdego z jej zdań na temat naszych możliwości. Ja też podpisuję się pod jej słowami: potrafimy wszystko, czego chcemy, wystarczy tylko zrobić ten pierwszy krok w kierunku zmiany w życiu lub w sposobie patrzenia na nie.
– Anna Węgrzyn, redaktor naczelna portalu Zmiany w Życiu
Magda Bębenek – autorka cyklu książek Polka potrafi, trenerka, inicjatorka projektów kobiecych, inspiratorka. Z wykształcenia japonistka, z natury tancerka i z pasji podróżniczka, a z powołania kobieta, która prowadzi rewolucję kobiecej siły i solidarności w Polsce.
Powiedziałaś kiedyś, że potrafisz wszystko, czego chcesz. Czy to znaczy, że udało Ci się zrealizować wszystko, czego chciałaś?
Zdecydowanie nie. Jest kilka takich rzeczy, szczególnie sprzed paru lat, których nigdy nie zrealizowałam, bo się bałam. Oczywiście, wtedy nie nazywałam tego strachem, tylko znajdowałam mnóstwo powodów, dla których te rzeczy były dla mnie niedostępne: byłam za młoda, za stara, nie miałam kasy, miałam za mało doświadczenia, za mało technicznie tańczyłam, niewystarczająco dobrze grałam w siatkówkę… Wielu rzeczy nie zrobiłam, ale z drugiej strony przez całe moje życie przewijał się jeden temat – pragnienie podróży. Już w bardzo młodym wieku wiedziałam, że będę chciała podróżować i rzeczywiście, kiedy tylko skończyłam wszystkie obowiązki, ruszyłam w podróż. Tak naprawdę właśnie podróżowanie dało mi to przekonanie: mogę wszystko, czego chcę i będę umiała wszystko, czego będę potrzebowała. A jeśli czegoś jeszcze nie potrafię, to znajdę kogoś, kto to umie i zapytam go, jak to zrobić. Albo poczytam o tym i nauczę się sama. To podejście pomogło mi i w organizowaniu sobie szalonych przygód podróżniczych, i w samodzielnym wydaniu książki, i w tworzeniu autorskich szkoleń.
Tytuł cyklu Twoich książek – Polka potrafi – budzi pozytywne skojarzenia. A co by było, gdyby przygotować cykl: Polak potrafi? Myślisz, że ten drugi tytuł kojarzyłby się negatywnie, jak to czasem w potocznej mowie bywa?
Rzeczywiście, hasło “Polak potrafi” kojarzy się z cwaniactwem, a słowo “cwaniak” jest u nas kojarzone dość negatywnie. Zdaje się, że nie ma za to dobrego określenia, które oddawałoby angielski termin hustler. To słowo – kiedyś bardzo negatywne – teraz oznacza osobę, która poszukuje rozwiązań, robi szum, nie boi się wyzwań, stara się odnajdywać w każdym miejscu. Hustler to właśnie taka osoba, która jak nie umie, to się nauczy. To bardzo pozytywna postawa, oparta na założeniu: “Skoro ktoś inny coś umie, to dlaczego ja miałabym tego nie umieć?”. Przecież nikt z nas nie umie wszystkiego, ale każdy ma możliwość nauczenia się różnych rzeczy. Tylko sami bardzo często odbieramy sobie tę możliwość przekonaniami w stylu: “nie uda mi się, bo…”, “nie jestem wystarczająco dobra, bo…”.
Sami bombardujemy się negatywnymi myślami.
Od najmłodszych lat jesteśmy uczeni, żeby tak myśleć: że pewne rzeczy są niemożliwe albo niedostępne dla pewnego typu ludzi. Oczywiście, są osoby negatywne, złośliwe, które podbudowują swoje ego tym, że obniżają wartość innych. Jednak ja wierzę w dobro w ludziach i wiem, że bardzo wiele z tych przekonań nie bierze się z naszej złej woli, ale po prostu z tego, że takich włąśnie poglądów zostaliśmy nauczeni. Przekaz kulturowo-społeczny, którym jesteśmy bombardowani, brzmi: pewne rzeczy są niemożliwe, lepiej iść utartą ścieżką, bezpieczeństwo najważniejsze… A przecież każdy, kto kiedykolwiek został zwolniony z pracy albo miał jakąś niespodziewaną sytuację w życiu wie, że nie ma czegoś takiego jak bezpieczeństwo. Prawdziwe poczucie bezpieczeństwa może być odnalezione jedynie w nas samych – oparte na pewności, że damy sobie radę, że to, co się dzieje, jest w porządku i do czegoś nas doprowadzi, choć w tej chwili jeszcze nie musimy tego rozumieć. To jedyne bezpieczeństwo, które można mieć w życiu, bo praca, pieniądze, zdrowie szybko przychodzą i równie szybko mogą odejść.
Czego Ty wymagasz od siebie i od życia?
Czasem zapętlam się w tym, że powinnam “jakaś być” albo “coś robić”. To są takie oczekiwania i powinności, które nakładamy sami sobie: jak powinien wyglądać nasz biznes, jak nasze studia… A przecież zazwyczaj żadna prowadzona przez nas działalność nie wygląda tak, jak sobie ją na początku zaplanujemy. Mamy także oczekiwania dotyczące wszelkich związków, w których jesteśmy – tak w związkach romantycznych, jak i w relacjach z rodzicami czy z przyjaciółmi. Oczekujemy, jaki ktoś powinien być, co powinien nam dawać, jak się powinien zachowywać. Myślę, że robimy to nieustannie, ja też. Wierzę jednak, że choć wymagającym, to bardzo wartościowym celem jest oduczanie się tych mechanizmów i akceptacja tego, co jest i takim, jakim jest.
Kiedy niczego nie oczekujemy, możemy bardziej się cieszyć z tego, co dostaniemy?
Tak. Poza tym mamy też więcej akceptacji dla samych siebie. Godzimy się z tym, że wcale nie musimy być idealni i robić wszystkiego najsprawniej jak się da. To, że ktoś stara się żyć bardziej świadomie, nie znaczy, że nie może się nigdy zdenerwować albo powiedzieć czegoś, czego nie chciał. Osoby, które interesują się samorozwojem, stawiają sobie jeszcze więcej oczekiwań: jak seminarium, w którym uczestniczą, zmieni ich życie; jak zmiana jednego nawyku wpłynie na cały rozkład dnia… Z moich okrojonych, acz intensywnych, doświadczeń ze zinstytucjonalizowanym samorozwojem wynika, że często jest on tak naprawdę jedynie innym uwarunkowaniem, w które wpadamy. W moim rozumieniu, prawdziwy samorozwój powinien wynikać z naszych życiowych doświadczeń, a nie być w całości oparty na książkach, eventach i trenerach. Oczywiście, warto szukać inspiracji i wsparcia, ale nie można się do tego ograniczać. Warto zastanowić się nad tym, czy gdybyśmy na pół roku zostali odcięci od tej maszyny informacyjnej, od motywacyjnych grafik na Facebooku i inspirujących cytatów na szkoleniach – czy nadal bylibyśmy w stanie żyć tak, jak chcemy? Jeżeli ktoś czuje, że odpowiedź na to pytanie brzmi “nie”, to moim zdaniem warto zrobić sobie taki detoks i zacząć wracać do organicznego samorozwoju: przez codzienne doświadczenia, interakcje z ludźmi, obserwację swoich zachowań i emocji, wyciąganie własnych wniosków…
Usłyszałam ostatnio zdanie, które możnaby sparafrazować tak: jeśli naszym celem w życiu jest radość, to rozwój przychodzi naturalnie. Ale jeśli celem jest rozwój, to nie ma już miejsca na radość. Nie ma miejsca na spokój i na szczęście tu i teraz, bo zawsze jest coś jeszcze, czego „powinniśmy“ się nauczyć. Zawsze jest coś, co jeszcze robimy źle.
Przez kilka lat funkcjonowałam w taki sposób, że robiłam wszystko to, co dyktowało mi serce. To sprawiało, że niesamowicie się rozwijałam: w naturalny sposób rosły moja siła charakteru i moja pewność siebie. Chociaż zdarzały się ciężkie momenty i chwile kryzysu, to w środku czułam się dobrze. Ale kiedy w tym roku, w całym szale, ktory sobie zafundowałam, nastawiłam się na rozwój, to przestałam odczuwać radość z życia. Przeszłam w tym roku bardzo ciężkie chwile, mimo że teoretycznie wszystko szło świetnie: wydałam dwie książki, które odniosły sukces, zaczęłam występować i szkolić, byłam w cudownym związku… Oczywiście wszystko to mnie cieszyło i przeżywałam cudowne chwile, ale ta radość jakby nie dochodziła do samego środka mojej istoty. Dlatego teraz dochodzę do wniosku, że tak naprawdę samorozwój jest najbardziej zrównoważony i wartościowy dla nas wtedy, kiedy płynie z codziennego życia, z poszukiwania inspiracji w tym, co się dzieje dookoła nas, a nie głównie na sali szkoleniowej.
Przed Tobą wyprawa na Hawaje. Czy wiążesz z tym wyjazdem jakieś plany, oczekiwania?
Jedno oczekiwanie – żeby było ciepło (śmiech). Przed pierwszą podróżą do Indonezji miałam plany, które zupełnie się nie sprawdziły. Później wyjechałam na staż do Indii – oczekiwania wobec szefa i mojej pracy też nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Za każdym razem, gdy jechałam w jakąś podróż, miałam jakieś założenia. A potem nauczyłam się, że mogę mieć jakąś wizję tego, co się będzie działo, ale ten wyjazd i tak będzie wyglądał zupełnie inaczej. Oczywiście, spodziewam się pewnych rzeczy, ale co do oczekiwań, to tak naprawdę mam pustkę w głowie. Mamy z chłopakiem plan, by wyjechać na pół roku i być w jednym miejscu, ale nie wiemy, czy tak faktycznie będzie. To jest kolejny etap mojego życia i, jako że stawiam w nim dopiero pierwsze kroki, niewiele jestem w stanie powiedzieć.
Od kilku lat robię sobie w grudniu swoiste podsumowanie, w którym rozbijam dany rok na kolejne rozdziały. Do tej pory byłam wolnym duchem: rzucałam pracę kiedy chciałam, podróżowałam kiedy chciałam, nic mnie nie wiązało – średnio co pół roku żyłam innym życiem. W styczniu pracowałam w biurze podróży, w czerwcu już byłam instruktorką zumby, a jeszcze kilka miesięcy później tłumaczką… Hawaje to po prostu kolejny rozdział w moim życiu.
Kiedyś miałam bardzo duży kłopot z wymyśleniem jednej rzeczy, którą chcę robić w życiu. To był dla mnie ogromny problem, bo byłam przekonana, że w życiu należy skupić się na jednym, a ja nie potrafiłam. Teraz już patrzę na to inaczej.
Pokutuje taki pogląd, że “jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”. Ja też wielokrotnie zmieniałam zawód czy miejsca, w których coś robiłam i też uważam, że te poszukiwania były mi potrzebne. Warto próbować różnych rzeczy, bo wtedy można samego siebie sprawdzić, dowiedzieć się, czy “to jest to”.
Dokładnie, a dodatkowo za każdym razem zbierasz inne doświadczenia i poznajesz nowych ludzi. Moje doświadczenia – czy to podróżnicze, czy związane z poszczególnymi pracami, które wykonywałam, choćby przez kilka tygodni – dały mi bardzo dużo. To wszystko sprawiło, że kiedy miałam wydać książkę, w magiczny sposób bardzo szybko dowiedziałam się jak to zrobić, chociaż nie miałam żadnych doświadczeń wydawniczych. Dlaczego? Bo wcześniej interesowałam się różnymi rzeczami i teraz mogłam z nich czerpać, bo miałam znajomych, którzy się tym zajmowali, a których poznałam w najróżniejszych okolicznościach… To wszystko składa się na to, że teraz umiem robić to, co robię. A jednocześnie wiem, że choć teraz zajmuję się pisaniem książek, to jest bardzo możliwe, że za 3 lata będę robiła coś zupełnie innego. Coś, co w naturalny sposób wyrośnie z moich doświadczeń z ostatniego roku.
Mam wrażenie, że sukces Twoich książek wynika w dużej części z ich autentyczności. Uważam, że prawda zawsze sama się obroni, a Twoje książki są bardzo prawdziwe – opisujesz w nich autentyczne historie ludzi i to, czego sama doświadczyłaś.
Cudowne jest to, że po premierze drugiej Polki… piszą do mnie kobiety po czterdziestce czy pięćdziesiątce i mówią, że najbardziej wartościowym elementem książki był dla nich mój wstęp. Opisane historie 40-latek były inspirujące i wspierające, ale najbardziej do myślenia dał im tekst napisany przeze mnie, czyli 26-latkę, która o życiu po czterdziestce – z doświadczenia – nic nie wie.
W Polkach… mówię o rzeczach bardzo uniwersalnych, których nie wyczytałam w książkach, tylko których bezpośrednio doświadczyłam. Mam dużą skłonność do refleksji i szukania połączeń w tym, co się dzieje w moim życiu. Chcę móc od razu przełożyć i rozpisać moje doświadczenia tak, by ktoś inny z tego skorzystał. Myślę, że właśnie to sprawia, że moje książki są życiowe – nie są wydumane, bo i ja nie chcę nikomu wciskać żadnych “wielkich idei”. Są po prostu zapisem życiowych doświadczeń moich i moich bohaterek.
Wydaje mi się, że instynktownie wyczuwamy, co jest prawdą i zauważamy, kiedy ktoś chce nam coś wmówić. Łatwo poznać, kiedy ktoś próbuje nas uczyć o czymś, o czym tak naprawdę nie ma pojęcia. Ciężko z tego czerpać.
Moją dewizą jest, że jeżeli mam się czegoś uczyć, to uczę się tego od praktyków. Prowadzę teraz konsultacje z self-publishingu i bardzo mnie bawi, że większość kursów na ten temat prowadzona jest przez osoby pracujące w dużych wydawnictwach. Co osoba, która ma już wypracowane swoje dojścia i swoje procedury w świecie tradycyjnych wydawnictw, może naprawdę wiedzieć o świecie self-publishera – osoby bez budżetu, bez wejścia do mediów, bez pojęcia o marketingu czy sprzedaży?
Ja wszystko zrobiłam sama, wydałam wartościowe książki i stworzyłam wokół nich prężną społeczność. Znam innych self-publisherów i wiem, jak oni działali. Ale co może wiedzieć o tym ktoś, kto nigdy się tym nie zajmował? Wielokrotnie czytałam w artykułach o self-publishingu: to się nie uda, tamto się nie uda… A ja wydałam książkę w taki sposób, który przeczy wszystkim tym stwierdzeniom! Nie chodzi o to, że po wydaniu dwóch książek wiem o self-publishingu wszystko, bo popełniałam błędy i zapewne przy kolejnych ksiażkach popełnię kolejne. Jednak wiem, co czuje osoba, która porywa się na wydanie własnej książki. Jestem w stanie przewidzieć, co się może zdarzyć i co może pójść nie tak. Rozumiem, co zrobiłam dobrze, ale także wiem to, jakie błędy popełniłam, dzięki czemu jestem w stanie w kompleksowy sposób podzielić się moimi doświadczeniami z innymi.
I to tyczy się wszystkich szkoleń i warsztatów, również samorozwojowych czy biznesowych. Często zdarza się, na przykład, że trenerzy z marketingu nie wypromowali samodzielnie żadnego produktu, a swoją wiedzę opierają na książkach i kursach. Oczywiście, z takich źródeł też możemy czerpać całymi garściami, ale nic nie zastąpi praktyki.
Z moich zawodowych doświadczeń również wynika, że moja wiedza praktyczna była często o wiele większa, niż wiedza prowadzących szkolenia ekspertów.
Jeżeli coś uda się zrobić raz, to wtedy możemy mówić o szczęściu. Ale jeżeli ktoś powtórzy sukces – możemy założyć, że rzeczywiście ma w tym temacie coś do powiedzenia. Wydałam dwie książki adresowane do różnych grup wiekowych, a na bazie swoich doświadczeń zaczęłam też prowadzić szkolenia z marketingu dotyczące tego, jak wypromować produkt bez kasy. Często tym, co nas hamuje w biznesie, są wysokie ceny promocji i reklamy. Sumy, które wielkie korporacje przeznaczają na promocję swoich usług i produktów są nieosiągalne dla startujących inicjatyw. Ale z drugiej strony, wcale nie ma potrzeby, by dysponować takimi sumami, bo jako małe inicjatywy możemy bazować na rzeczach, do których korporacje nie mają dostępu.
Na moich szkoleniach spotykałam osoby, które pracowały w korporacjach w dziale marketingu po kilkanaście lat, a przekazywane przeze mnie doświadczenia i rozwiązania bardzo je zaskakiwały. Pojawiały się osoby, które dopiero zaczynają swoje działania, a także takie, które już od jakiegoś czasu prowadzą własny biznes i bywały wcześniej na szkoleniach z tego tematu. Mówiły mi, że po raz pierwszy czuły, że osoba, która opowiada im o marketingu, faktycznie doświadczyła tego na własnej skórze. To jest dla mnie jedna z zalet proaktywności – najpierw sami coś robimy, a potem jesteśmy w stanie dzielić się tymi doświadczeniami z innymi. Sama przed rozpoczęciem projektu Polka potrafi przeczytałam jedną książkę o kreacji produktu i tyle mi wystarczyło. Oczywiście, miałam wcześniej przeróżne doświadczenia okołobiznesowe, czerpałam też wiedzę od wielu znajomych, którzy działają na różnych polach.
To, czego nauczyłam się jako instruktorka zumby i podróżniczka, wykorzystałam sprzedając moją książkę. Z kolei te doświadczenia, które nabywam dzisiaj, wykorzystam w przyszłości. Jeżeli nasze kolejne kroki i działania wypływają z osobistego doświadczenia, coraz chętniej podejmujemy się kolejnych wyzwań. Plusem jest też to, że przekonujemy się, ile jest rzeczy, które możemy robić. Ludzie często myślą o tym, by otworzyć własny biznes, ale nie wiedzą, czym mogliby się zajmować. Kiedyś też tak miałam. Dzisiaj mam za to mnóstwo pomysłów na różne produkty, które mogą zarobić. Mniej lub więcej, ale zarobią – bo są potrzebne i będą dobrze zrobione.
Kiedy Cię słucham, mam wrażenie, że byłabyś idealną nauczycielką w gimnazjum albo liceum – wiedziałabyś, jak motywować młodzież. Wydaje mi się, że w tym temacie cały czas jest wiele do zrobienia. Jacek Żakowski w swoim felietonie o edukacji twierdzi, że dzisiejsze szkoły stały się fabrykami “korposzczurów” – narzucają bardzo dużo ograniczeń, nie pielęgnują kreatywności i mocnych stron młodych ludzi, tylko skupiają się na deficytach i równają w dół, przez co młodzieży brakuje motywacji. Czy Twoją książkę czytają także nastolatki?
Na moich spotkaniach pojawiają się z reguły osoby starsze ode mnie, choć zdarzają się i studentki czy licealistki. Przypuszczam, że średnia wieku czytelniczek pierwszej Polki… plasuje się około trzydziestki, drugiej po czterdziestce. Jednak czyta mnie też sporo studentek, a już teraz niektórzy edukatorzy dostrzegają wartość moich działań, dlatego jestem coraz częściej zapraszana przez szkoły, żeby spotykać się z młodzieżą maturalną.
Podczas pisania pierwszej Polki…, miałam w głowie 20-letnią studentkę Anię. To miała być taka książka, którą sama chciałabym przeczytać, będąc w liceum, żeby przekonać się, że mogłam spokojnie zrobić wszystkie te rzeczy, z których wtedy zrezygnowałam. Taki był mój zamysł. Jednak na skutek wybrania przeze mnie takich a nie innych kanałów dystrybucji i promocji, książki trafiły głównie do 30- i 40-letnich dziewczyn. Pierwszą książkę zdecydowanie polecałabym licealistkom, bo jej bohaterki to w większości dziewczyny trochę po dwudziestce, choć nie tylko. Historie bohaterek zaczynamy opowiadać gdzieś na etapie gimnazjum czy liceum i śledzimy ich losy do chwili obecnej
Latem pomyślałam sobie nawet, że podczas matur powinnam promować tę książkę wśród rodziców maturzystek. Chcę, żeby te dziewczyny przeczytały Polkę… i wiedziały, że nie muszą wybierać ścieżek, na które zapewne będzie się starało je wepchnąć otoczenie. Nie muszą rezygnować z marzeń i życia po swojemu.
Marzy mi się także książka skierowana do dziewczynek w wieku 12-15 lat. Chciałabym, żeby miały alternatywę do kultury sweet foci, faszionistek i nastolatek bez pomysłu na to, czego mogłyby chcieć od życia. Chcę, żeby młode dziewczyny miały pozytywne i wspierające wzorce, namacalne przykłady na to, jak wiele fajnego można zrobić ze swoim nastoletnim i dorosłym życiem, gdy jest się przedsiębiorczym. I nie chodzi mi o to, by zaszczepiać w kimkolwiek rywalizację czy ambicję do tego, by np. tworzyć wielki biznes. Ja w ogóle nie postrzegam przedsiębiorczości w kategoriach biznesowych. Dla mnie przedsiębiorczość oznacza proaktywne działanie i branie życia we własne ręce. Uważam, że można być licealistką, pracować na etacie albo być mamą wychowującą w domu dzieci i jednocześnie być bardzo przedsiębiorczą. To jest to, co chcę promować – proaktywność i wychodzenie do życia z tym, co chcemy od niego dostać.
Kiedyś przeczytałam niesamowity wiersz o tym, że życie daje nam dokładnie tyle, o ile prosimy – jest bardzo sprawiedliwym dawcą. Jeśli poprosisz o dużo i będziesz na to pracować – czyli robić to, co chcesz i w swoim tempie iść w stronę tego, co chcesz – to właśnie to dostaniesz. Jeśli poprosisz o grosze i rozłożysz bezradnie ręce, właśnie z tym skończysz dzień.
Od kiedy pamiętam powtarzałam, że będę chciała podróżować, że będę chciała wykonywać prace, które będą mnie cieszyć i że nigdy nie będę pracować tylko dla pieniędzy. Można powiedzieć, że w wieku 27 lat jeszcze niewiele wiem o życiu i niewiele przeżyłam. A jednak, póki co, mogę powiedzieć, że w moim dorosłym życiu mam dokładnie to, co powtarzałam, że chcę mieć.Dlaczego? Bo mam szczęście? Pewnie to też, ale ważniejsze jest, że cały czas aktywnie w tym kierunku dążę. Prawie każda moja decyzja aktywnie wiedzie mnie w stronę takiej wizji życia, jakie chcę prowadzić. Tylko tyle i aż tyle. Ale właśnie tak rozumianego kierunkowego działania większości z nas brakuje, bo nie w taki sposób się nas kształtuje. Tym bardziej więc chciałabym napisać jedną z moich książek właśnie dla dziewczyn w bardzo młodym wieku – żeby już wtedy wiedziały, jak wiele zależy od nich.
Podczas pisania odwołuję się nie tyle do rozumu, co do serca. Tak swojego, jak i moich czytelniczek. Dlatego też ten konkretny cykl książek piszę dla kobiet. O ile mogę się domyślać, co czuje kobieta na różnych etapach swojego życia, o tyle nigdy nie będę w stanie w 100% zrozumieć tego, w jaki sposób faceci doświadczają świata. A chcę pisać tylko o takich rzeczach, które czuję, i w których potrafię być do końca wiarygodna,
Coś w tym jest, ja bardzo chciałam zbudować portal Zmiany w Życiu. Zatem nie pozostaje mi nic innego jak prosić, aby jak najszybciej na portalu były miliony czytelników, którzy z nami zmienią swoje życie na lepsze.
Rozmawiała Anna Węgrzyn