Rodzic doskonały nie istnieje

“Wystarczająco dobrzy rodzice nie chcą, by dzieci ich uwielbiały. Umieją znieść zarówno to, że są idealizowani, jak i to, że są nienawidzeni. I mają nadzieję, że w końcu dzieci zobaczą w nich to, kim naprawdę są. Zwykłymi ludźmi” – Donald Winnicott

 W obecnych czasach, kiedy wszystko musi być profesjonalne, jak najwyższej jakości i na czas, trudno się obronić przed impulsem – ja też muszę taki być. Idący z duchem czasu, przygotowany, pewny siebie, wyedukowany i wszechstronny. Fala ta nie oszczędza młodych rodziców, którzy czują coraz większą presję, by wiedzieć „więcej i lepiej”. Dużo czytać, chodzić na kursy, tak by wreszcie zamienić się w specjalistów wykwalifikowanych w wychowaniu dziecka. Przeładowani teorią, tysiącem wskazówek i dobrych rad, zestresowani, koncentrują się na analizie: czy dobrze robię, ile dziś błędów popełniłem, może powinienem inaczej, on za mało je, jeszcze nie chodzi, dlaczego tyle płacze? W tym gąszczu informacji gubią istotę rodzicielstwa, czyli budowanie więzi i bycie ze swoim niepowtarzalnym dzieckiem, które ma własne potrzeby, własne tempo rozwoju i własne tworzące się „ja”. Zapominają, że mają wspaniałego i wystarczającego przewodnika w sobie – intuicję i miłość. Co więcej, mają możliwość obcowania z istotą, która nie tylko mówi, lecz czasem nawet krzyczy o swoich potrzebach. Trzeba jednak chcieć je usłyszeć, spróbować zrozumieć i pozwolić sobie się tym posłużyć. Nowo narodzone dziecko pragnie przede wszystkim autentycznych i stabilnych, ale też elastycznych rodziców. Takich, którzy zapewnią ciepło, bezpieczeństwo i pełne miłości ramiona, na miarę swoich zasobów i możliwości. Warto więc zatrzymać się i określić te możliwości, bo „z pustego i Salomon nie naleje”. Ważne jest, by prześledzić swoją historię i dzieciństwo, po to by mieć większą wiedzę o sobie, o tym czego doświadczyliśmy w relacji z naszymi rodzicami i co możemy – czasem nieświadomie – powtórzyć w relacji z naszymi pociechami. Zachęcam, by skonfrontować się z modelem wychowania naszych rodziców. Zobaczyć, co dostaliśmy a czego nie, co było dla nas ważne, a co chcielibyśmy zmienić w swoim postępowaniu wobec dzieci. Tak, by móc stopniowo budować własne rodzicielstwo oraz szukać tych wskazówek i pomysłów, które są w zgodzie z naszymi wartościami.

 Mnie bliskie jest podejście francuskiej psychoanalityczki i pediatry Dolto Francoise, która podchodziła z ogromnym szacunkiem do dzieci i uważała, że dzieci wiedzą i rozumieją więcej, niż na pierwszy rzut oka nam się wydaje. Podkreślała, że bardzo ważne jest to, by traktować dzieci poważnie, mówić im prawdę, pytać: „Co ty o tym myślisz”. Dzieci wiele nam powiedzą, ale trzeba ich wysłuchać i zrozumieć ich motywację. „Dziecko, które reaguje w nietypowy sposób, zawsze ma ku temu powody” – powtarzała Dolto. Zadaniem rodzica jest odkrycie co się stało i co dziecko chce nam przekazać, czy to za pomocą komunikatów werbalnych, czy niewerbalnych. Ważne są więc uważność i podążanie za małą istotką, zwłaszcza że opiekunowie stanowią na początku przedłużenie i odzwierciedlenie dziecka. Bez nich dziecko nie jest w stanie nic zrobić samo ani uzyskać zaspokojenia. Sprawują więc nad dzieckiem nie tylko opiekę fizyczną, lecz przede wszystkim emocjonalną. To dzięki nim poznaje ono świat, uczy się wyrażać i identyfikować emocje.  

Rodzice pomagają dziecku zauważyć i opanować uczucia, przywracają równowagę w organizmie dziecka. Trzeba jednak pamiętać, że nie tylko Ty dostosowujesz się do dziecka – ono również dostosowuje się do Ciebie. Koordynacja między Wami i wzajemna znajomość siebie pozwalają nawiązywać trwałe i silne więzi, doświadczać innych i wzajemnie na siebie reagować. Twoje dziecko nie rodzi się z konkretnymi umiejętnościami, tak jak i Ty nie jesteś z miejsca ukształtowanym rodzicem. Nie możesz więc oczekiwać, że dziecko będzie rozumiało, co powinno robić, że będzie działało świadomie i dojrzale. Tak jak Ty uczysz się być rodzicem, tak ono uczy się siebie i świata, a nauczycielem jesteś Ty. Ważne, by nie posiłkować się wyłącznie dydaktyką – znacznie trafniejsza dla tego etapu rozwoju zdaje się praktyka. Bycie z maluchem, przytulanie go, głaskanie, cieszenie się na jego widok i okazywanie miłości. Bo im więcej pozytywnych doświadczeń na wczesnych etapach życia dziecka, tym więcej tworzy się u niego połączeń neuronów. Mózg staje się bardziej wydajny i dziecko jest w stanie rozwinąć dzięki temu więcej funkcji i zdolności, szczególnie tych dotyczących kompetencji społecznych. 

Zestresowany i napięty rodzic to zestresowane dziecko. Rodzic emocjonalnie nieobecny, zanurzony w swoich trudnościach, a więc niebędący w stanie zapewnić dziecku stałej regulacji i wsparcia, sprawia, że dziecko czuje się opuszczone i doświadcza niepokoju. Jest napięte i przestymulowane, bo nie potrafi samo się uspokoić. W rezultacie zarówno rodzice, jak i dziecko wpadają w tę samą pułapkę. Bez doświadczenia wsparcia, nie są w stanie skutecznie opanować stresu.

Ogromne znaczenie ma więc dla maluchów obecność spokojnych, stabilnych i dostępnych emocjonalnie rodziców. Rodziców, którzy pozwalają sobie być „zwykłymi ludźmi”, takimi, którzy mają swoje ograniczenia, widzą je i akceptują. Rodziców, którzy potrafią zadbać także o siebie i o swoje potrzeby. Pokazując dziecku, że potrzebujemy czasu i przestrzeni dla siebie, uczymy je, że nie jest samo na świecie. Co więcej, dajemy mu przestrzeń do uczenia się samodzielności i do doświadczenia, że każdy może mieć swoje sprawy. Z mojej perspektywy nie da się być „podręcznikowym” i doskonałym rodzicem, nie tracąc naturalności i spontaniczności. A nie ma chyba nic bardziej cennego w relacjach z dziećmi niż szczerość i prawdziwość oraz przekonanie i pewność, że to co robimy jest z naszej perspektywy dobre.

 Dzieci potrzebują więc zrównoważonej miłości. Takiej, która daje granice, ale w ramach tych granic pozwala na wolność. Takiej, która uczy radzenia sobie z frustracją, bo nie wszystkie zachcianki dzieci zostaną spełnione. Takiej, która pozwala na wyrażanie różnych emocji, zarówno tych przyjemnych, jak i tych trudniejszych. Takiej zarezerwowanej dla „zwykłych ludzi”, gdzie można się posprzeczać i na siebie zezłościć, bez obawy, że relacja się zniszczy. Bo oprócz złości, jest też ta druga strona medalu – miłość, troska i zaangażowanie.

Avatar
Dominika Wernio

Kim jestem i co robię: Jestem psychologiem i psychoterapeutą. Od kilku lat zajmuje się psychoterapią osób dorosłych, poradnictwem dla rodziców, psychoterapeutyczną pomocą okołoporodową oraz psychoedukacją młodzieży. Na co dzień słucham i towarzyszę ludziom w poszukiwaniu i rozumieniu źródeł ich aktualnych problemów , tak by mogli żyć spokojniej i pełniej. To dla mnie duże wyzwanie ale i przywilej by móc być z drugim człowiekiem, poznawać jego świat, jego przeżycia, jego niepowtarzalność. Dlaczego tu jestem? Jestem  tutaj, bo wciąż zadziwia mnie i zachwyca bogactwo życia wewnętrznego człowieka. Jestem  tutaj bo wierzę, że życie wciąż wychodzi nam naprzeciw, stawia przed nami różne możliwości i popycha do zmiany. Dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem chciałabym zainspirować Państwa do rozwoju i do spojrzenia na swoje życie z innej perspektywy. Z czego jestem dumna w moim życiu: Jestem dumna z  tego, gdzie udało mi się dotrzeć. Moje słabości: Czasem chcę zrobić za dużo rzeczy w jednym czasie. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: Rozmowa. Największa zmiana w moim życiu: Te zmiany wciąż się dokonują. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.