Zmiany towrzarzyszą nam każdego dnia, jednak kiedy cztery lata temu robiłam analize rynku, przed założeniem magazynu Zmiany w Życiu, wtedy nie mówiło się o zmianach tak wprost. Lęk przed zmianą był znaczne większy niż dzisiaj. Teraz portal odwiedza blisko 200 000 czytelników miesięcznie, a odwagi do zmian nabiera coraz więcej osób. Promujemy świadomy styl życia i dbanie o siebie, uczymy zmiany nawyków, pokazujemy jak zwiększyć poczucie własnej wartości. Dla mnie ważne są te zmiany, które wypływają głęboko z naszego wnętrza, z naszych potrzeb i ze zrozumienia życia i sytuacji, nie te chwilowe, pod wpływem emocji.
Dlatego z przyjemnością prezentuję dzisiejszego gościa Zmian w Życiu. Karolina Vicart to żywa inspiracja i dowód na to, że wszystkie ograniczenia są w naszej głowie. Nie chodzi o brak pieniędzy, zdrowie, bogatych rodziców, wsparcie innych i sprzyjające okoliczności, lecz o naszą wewnętrzną determinację, zaufanie do siebie i ogromną chęć.
Przeczytajcie niezwykłą historię dziewczyny, która po trzech latach walki z chorobą wzięła rower, nie mając pieniędzy, postanowiła ruszyć przed siebie z San Francisco.
Zapraszam!
Anna Węgrzyn
Jaka jest intencja Pani podróży?
W skrócie: chcę zachęcić więcej kobiet i dziewczyn do SPEŁNIANIA MARZEŃ i ODWAŻANIA SIĘ.
Wersja dłuższa: chcę pokazać i udowodnić, że:
1. Każda kobieta może być solo, kimkolwiek-chce-być.
Większość świata nie skrzywdzi ani nie zabije. Nawet jeśli znajdujemy się w delikatnej sytuacji (na przykład jesteśmy bez kasy), większość ludzi nie pozostawi nas umierających na poboczu drogi, tylko pomoże i wesprze. Nie bójmy się więc wyjść z chaty i porozmawiać z obcym!
2. Każdy może robić, co-mu-się-tam-zamarzy, niezależnie od kondycji czy innych przeszkód.
Zdecydowałam się na tę wyprawę po trzech latach walki z chorobą, która zrujnowała mi zdrowie, życie prywatne i zawodowe oraz spowodowała czterdziestokilogramową nadwagę. Oprócz tego targam ze sobą maszynę do oddychania (CPAP), aby nie zadusić się na śmierć we śnie. I idę naprzód. Jeśli nie daję rady wjechać na górki i pagórki, po prostu wchodzę na nie. Skoro ja mogę, KAŻDY MOŻE!
3. Nie trzeba być bogaczem, aby spełniać swoje marzenia.
Wyjechałam z zerową ilością pieniędzy i jak dotąd wydałam… zero. Zero dolarów, zero euro. Jak to możliwe? Żyję zarówno z ludzkiego marnotrawstwa (ilością dobrego jedzenia wyrzucanego na śmieci można byłoby wykarmić naród), jak i ludzkiej szczodrości. Rower kupiłam za sto dolarów w kolektywie w San Francisco; jest na mnie trochę za mały i nie ma wystarczającej liczby przerzutek, ale kto powiedział, że pod górkę nie mogę po prostu wchodzić pieszo, prawda? Można? MOŻNA!
Przez lata odkładałam rzeczy „na później”: aż będę piękniejsza, chudsza, bogatsza i z lepszym sprzętem. Gdy nagle zachorowałam, moje życie brutalnie się zatrzymało, a ja byłam niedaleka od tego, aby definitywnie je zakończyć. Moje główne przesłanie brzmi: KONIEC Z ODKŁADANIEM ŻYCIA NA PÓŹNIEJ! SPEŁNIAJMY MARZENIA! NA PRZEKÓR ŻYCIU, jeśli trzeba!
Skąd w Pani takie pokłady siły i odwagi?
Dobre pytanie…
Od zawsze lubiłam przygody, podróżowanie, rower. Od zawsze, odkąd pamiętam, marzyłam o wyjeździe do Stanów. Jednym z powodów mojego ubiegania się o narodowość francuską była nawet wizja łatwiejszego otrzymania wizy (Francuzi mogą przebywać w USA bez wizy nawet do dziewięćdziesięciu dni!).
Kiedy po zdiagnozowaniu u mnie bezdechu sennego pod koniec listopada 2016 w końcu zaczęłam czuć się lepiej, chciałam zrobić coś, co pozwoliłoby mi wrócić do formy i odzyskać zdrowie i radość życia zabrane przez chorobę. Podróż przez Stany była jedną z ostatnich rzeczy, która – mimo permanentnego zmęczenia spowodowanego chorobą – wywoływała we mnie iskierkę entuzjazmu.
Siłę czerpię więc ze spełnienia odwiecznego marzenia.
Odwaga… Nie trzeba być odważnym, jeśli wiesz, że świat jest pełen dobrych ludzi (mam na to fotograficzne dowody na mojej „Hall of Fame of people helping people” – Panteonie Sławy Ludzi Pomagających Ludziom). Wbrew temu, co nieustannie słyszymy w TV, radiu i gazetach, napady, morderstwa, gwałty są aktami popełnianymi przez niewielki odsetek ludzi. Większość ludzi jest dobra – nie zabije, nie skrzywdzi, lecz pomoże i nie zostawi nas konających na poboczu drogi. Zatem żadna odwaga, tylko determinacja: skoro tak sobie zamierzyłam, to tak właśnie zrobię.
Jakie uczucie towarzyszy Pani najczęściej?
Frustracja, że nie mam kiedy opisywać wszystkiego, co mi się przytrafia. Zwykle przez cały dzień jadę na rowerze, a wieczorem i rano spędzam czas na rozmowach z interesującymi ludźmi. Najczęściej piszę po nocach, między 23.00 a 3.00 na ranem, a potem jadę po pięciu godzinach snu. Zmęczenie i głód to kolejne uczucia, które najczęściej mi towarzyszą.
Jak do tej pory zmieniła Panią ta podróż?
Stałam się – i wciąż się staję – silniejsza. Zaczęłam od pokonywania trzydziestu kilometrów dziennie i wchodzenia pieszo na wszystkie górki i pagórki. Obecnie pokonuję średnio sto dziesięć kilometrów i jestem w stanie wjechać na każdą górę (z długimi przerwami co trzy minuty, ale przecież z nikim się nie ścigam).
Czego nauczyła się Pani o sobie?
Że nie wszystko muszę mieć teraz, natychmiast. Że jestem w stanie poczekać lub obejść się bez. Że nie potrzebuję tak wiele, żeby przeżyć i odczuwać zadowolenie. Że lepiej jest mi ze sobą, kiedy mam cel i ruszam się, zamiast konsumować współczesną kulturę. Że mogę wiele, jeśli jestem zdeterminowana (i w pełni zdrowia). Że mogę prosić i nie muszę być samowystarczalna.
Ostatnio wpadłam na fajny pomysł: chcę zebrać taką samą liczbę lajków mojej strony na FB, ile kilometrów przejechałam. Marzy mi się dziesięć tysięcy, więc możliwe, że będę musiała dodać trochę kilometrów do przewidzianej przeze mnie trasy (San Franisco => Trans Am Bike Trail => New York City). Jeśli będzie trzeba, dokręcę brakujący tysiąc, jeżdżąc w kółko po Central Parku.
Strona Karoliny: www.thatcyclingchick.com
Facebook: www.facebook.com/thatcyclingchick
Instagram: www.instagram.com/that_cycling_chick
Rozmawiała Wiktoria Mastyna-Szcześniak, redaktor prowadząca