Jakiś czas temu na ladzie osiedlowego sklepu moją uwagę przykuło ciekawie wyglądające opakowanie z hasłem “Zmiany Zmiany”. Zaciekawiona, postanowiłam natychmiast sprawdzić cóż to i kto za tym stoi. Produkt okazał się pysznym batonem, pełnym zdrowych składników, takich jak daktyle, figi, orzechy nerkowca, migdały, słoneczniki i płatki kokosowe… Zdrowy, bezcukrowy, bezglutenowy, z ogromną dawką energii. “Zmiany Zmiany” polubiłam jeszcze bardziej, gdy dowiedziałam się, że powstanie marki jest wynikiem czyjejś cudownej zmiany życiowej. Postanowiłam dotrzeć do twórców batonów – Agaty Golonki i Filipa Stefańskiego – i zapytać ich o szczegóły. Zapraszam do zapoznania się z ich fantastyczną historią, a potem do odpowiedzenia samemu sobie na pytanie: co czuję, kiedy idę do pracy w poniedziałkowy poranek?
– Anna Węgrzyn
Zmiany Zmiany to dwoje przyjaciół, którzy postanowili zmienić coś w swoim życiu. Dlaczego zdecydowaliście się robić wegańskie batony?
Filip: Od zawsze jestem wielkim fanem słodyczy. Kilkanaście lat temu przeszedłem na dietę wegańską i wtedy zacząłem szukać słodyczy, które na takiej diecie mógłbym jeść. Podczas podróży po Europie odkryłem, że w Niemczech czy Anglii jest ich bardzo dużo, ale w Polsce nikt jeszcze czegoś takiego nie robił. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby samemu się za to wziąć.
Czym zajmowałeś się wcześniej?
Filip: Z wykształcenia jestem cybernetykiem ekonomii, nigdy nie miałem nic wspólnego z gastronomią, poza tym że od dłuższego czasu zajmuję się odżywaniem samego siebie. Jeszcze do niedawna równolegle pracowałem na etacie w biurze, a pomysł batonowy realizowaliśmy po godzinach.
Agata: Ja zajmowałam się nauczaniem języka angielskiego w szkołach prywatnych, przez pewien czas pracowałam w wydawnictwie. W którymś momencie ścieżki moje i Filipa się splotły i postanowiliśmy, że warto pójść w tym kierunku – zrobić coś po swojemu od samego początku.
Wiem, że ważną częścią waszego życia jest aktywny wypoczynek, lubicie wyjeżdżać, chodzić po górach…
Agata: Tak, lubimy gdzieś wyjechać, spędzić trochę czasu w innym miejscu niż to, w którym jesteśmy na co dzień. To nie muszą być bardzo dalekie podróże – zwykły wypad nad polskie morze czy w góry to dla nas fajna odskocznia.
Filip: Szczególnie teraz, kiedy nie mamy zbyt wiele wolnego czasu – nieustannie marzymy o tym, że gdzieś jedziemy, a czasem faktycznie udaje się to zrobić.
I wtedy wasze batony się sprawdzają?
Filip: Zdecydowanie tak. Mówimy o nich “batony z energią”, bo tej energii jest w nich bardzo dużo – nawet więcej, niż myśleliśmy. Dostajemy informacje od biegaczy, kolarzy, ludzi którzy chodzą na ścianki wspinaczkowe, że batony faktycznie świetnie działają przed i po treningu, że jest w nich na tyle dużo energii, by całkowicie pokryła zapotrzebowanie tych, którzy żyją bardzo aktywnie. Nie potrzeba nic więcej, żadnych sztucznych składników – wystarczy mieć batona i już.
Jak wyglądały przygotowania do produkcji? Nie oszukujmy się, polskie prawo jest bardzo wymagające jeśli chodzi o gastronomię, trzeba się zmierzyć z wieloma przepisami prawnymi… Nie zniechęciło was to?
Agata: Nie było łatwo, zwłaszcza że tak jak wspominaliśmy, wcześniej nie mieliśmy z branżą spożywczą nic wspólnego. Wielu rzeczy uczyliśmy się w trakcie, metodą prób i błędów. Bywało ciężko, były zwątpienia i momenty kryzysowe, kiedy okazywało się, że coś jest nieodpowiednie z punktu widzenia prawa albo musimy za coś zapłacić trzy razy więcej niż planowaliśmy. Takich momentów było sporo, ale kiedy wreszcie wszystko udało nam się dopiąć, od razu dostaliśmy odzew od ludzi i to dało nam kolejną solidną dawkę energii. Nasze batony dają energię – nie tylko w tym żywieniowym sensie (śmiech).
Filip: Kiedy wysyłamy dobrą energię w świat, to ona do nas wraca – jakkolwiek enigmatycznie by to nie brzmiało. Podczas targów żywieniowych bardzo dużo osób podchodzi do nas, mówi nam że batony są smaczne i że faktycznie działają. Dzieje się tego na tyle dużo, że w końcu podjąłem decyzję o rezygnacji z pracy w biurze.
Skąd pomysł, by robić właśnie batony? Przecież jest wiele innych produktów, które także dają energię.
Filip: Od dawna uważam, że batony to najlepsza rzecz na świecie. Kiedy byłem mały, jadłem tylko i wyłącznie słodycze. Później pojawiła się w moim życiu dieta roślinna i zacząłem poszukiwać wegańskich smakołyków – okazało się, że takie słodycze można robić, w Anglii widziałem bardzo dużo wegańskich batonów, w zdrowych i niezdrowych wersjach. Jeśli chodzi o przekąski, batony to według mnie najlepsza opcja.
Agata: Ja z kolei nigdy nie byłam fanką słodyczy i przez całe życie miałam z nimi mało wspólnego, może dlatego, że w moim domu rodzinnym zawsze było ich dużo i trochę się nimi przejadłam. Mnie zachęciło to, że nasze batony są bardzo zdrowe – mają same dobre składniki i zero sztucznych dodatków.
Zaczynaliście od zera i wszystkim zajmujecie się sami – wiem, że na początku sami ugniataliście batony…
Agata: Tak, zaczynaliśmy od kompletnego zera, nie wiedząc jak je ugniatać, jakie maszyny wykorzystywać. Na początku spędzaliśmy noce i dnie na miejscu produkcji, a produkcja była całkowicie manualna – używaliśmy naszych rąk nawet do wyrabiania masy i pakowania, bo na samym początku nasze batony miały ręcznie robione opakowania, zszywane na maszynie – niestety nie spotkały się z przyjaznym przyjęciem Sanepidu (śmiech). Z biegiem czasu stwierdziliśmy, że musimy pójść z tym do przodu, trochę ułatwić sobie życie, bo przecież nie chodziło nam o zarywanie nocy… Wiele miesięcy zajęło nam dojście do tego, jakie maszyny powinniśmy zakupić, jaki papier wykorzystać do opakowań. Teraz wygląda to trochę inaczej – mamy ekipę, która nie tylko nam pomaga, ale i w 100% wierzy w nasz produkt.
Jak myślicie, jakie cechy charakteru przydają się w sytuacji, kiedy postanawiacie zostawić to co jest i spróbować czegoś diametralnie innego? Czy wcześniej w życiu dokonywaliście jakichś zmian, czy to było pierwsze takie wyzwanie?
Agata: Zmian było dużo i to na różnych polach. Filip dużo podróżował i często zmieniał miejsca zamieszkania, ja trochę zmieniałam w swoim życiu zawodowym, bo zawsze chciałam robić coś, w co wierzyłabym w 100% i co od początku do końca byłoby zależne ode mnie. Nie dały mi tego ani szkoła, ani wydawnictwo. Nagle pojawiła się opcja z batonami i wyszło. A jeśli chodzi o cechy charakteru, w tym przypadku na pewno zaprocentowała wytrwałość, dzięki której nie porzuciliśmy tego pomysłu w połowie.
Był taki moment, że chcieliście go porzucić?
Agata: Tak. Byliśmy przemęczeni, wszystko się przedłużało, przestawało wystarczać środków… Myśleliśmy, że doszliśmy do granicy, ale w tym momencie zadzwoniła do nas znajoma, która prowadzi restaurację – dowiedziała się, co robimy i bardzo chciała mieć nasze batony u siebie. Doszliśmy wtedy do wniosku, że skoro w takim momencie, kiedy mieliśmy dość, dostaliśmy informację o tym, że ktoś je chce, to musimy się spiąć i doprowadzić sprawę do końca.
Filip: Z perspektywy czasu już wiemy, że musi tak być. Nie da się zrealizować pomysłu w dwa dni. Najtrudniej było, kiedy już chcieliśmy wystartować, powiedzieć o sobie całemu światu, a wtedy okazywało się, że jeszcze nie możemy tego zrobić, że coś jeszcze trzeba poprawić. Sygnały, które dostawaliśmy od ludzi, pozwalały nam to dalej ciągnąć. Było ciężko, ale wiedzieliśmy, że ludzie chcą kupować nasz produkt i kiedy wreszcie ruszyliśmy z promocją, świat nagle zwariował. To było super doświadczenie.
To pokazuje, że można zacząć coś zupełnie nowego, coś czego się nigdy wcześniej nie robiło, ale jeśli się bardzo chce, jeśli są determinacja i pasja, to wszystko sprzyja, żeby się udało.
Filip: Tak, trzeba się trzymać obranego kursu, bo warto. My nie mieliśmy żadnego doświadczenia, bazowaliśmy na własnych doświadczeniach i na tym, co nam smakuje. Myślę, że wszystko da się zrobić, po prostu trzeba się na tych skupić i ciach! – uda się.
Planujecie wprowadzić kolejne smaki batonów?
Filip: Tak, to już się dzieje. Wcześniej, kiedy jeszcze pracowałem w biurze, miałem dużo mniej czasu by skupić się na rozwoju strategii, teraz widać już światełko w tunelu. Nie mamy jeszcze konkretnej daty jeśli chodzi o nowe smaki, ale myślę, że już niebawem wystartujemy.
Myślę, że odnieśliście ogromny sukces – zaczęliście we wrześniu, a już jest o was bardzo głośno.
Filip: Sami nie możemy uwierzyć w to, że ludzie sami się do nas zgłaszają, że nasze batony są już dostępne w ponad 100 miejscach. Pojawiają się w miejscach, o które od początku nam chodziło: w sklepach ze zdrową żywnością, kawiarenkach, na ściankach, w siłowniach, w klubach fitness…
Trafiliście ze swoim produktem na dobry moment – dla coraz większej liczby ludzi bardzo ważne staje się to, by bardziej świadomie się odżywiać.
Filip: Tak, widać że ludzie poszukują zdrowszych zamienników produktów, które już znają, ale też tych zupełnie nowych. Kilkanaście lat temu to było nie do pomyślenia, w tamtych czasach nie można było kupić podstawowych wegańskich produktów. Obserwuję rewolucję, która zachodzi w Warszawie – otwiera się coraz więcej knajp, które chwalą się tym, że podają dania wegańskie albo bezglutenowe.
1% dochodu z batonów oddajecie na stowarzyszenie Otwarte Klatki. Skąd taki pomysł?
Agata: Otwarte Klatki to stowarzyszenie działające na rzecz praw zwierząt – zajmują się rozpowszechnianiem informacji dotyczącej hodowli przemysłowej. Staraliśmy się wspierać ich od dawna, samą swoją obecnością i pomocą przy kampaniach. Stwierdziliśmy, że skoro batony będą nam przynosić jakąś korzyść finansową, to część z niej chcielibyśmy oddać komuś, kto według nas robi dobre rzeczy i potrzebuje finansowego wsparcia. Otwarte Klatki były dla nas oczywistym wyborem.
Wiele osób zastanawia się nad tym, w jaki sposób dokonać zmiany w swoim życiu. Co doradzilibyście tym, którzy chcieliby zostawić swoje dotychczasowe życie i zacząć coś nowego?
Filip: Jeśli im coś nie pasuje, to niech to zmienią. Brzmi banalnie, ale po prostu trzeba przestać się zastanawiać i zacząć to robić. Miałem wiele różnych pomysłów, część z nich udało mi się zrealizować, część nie, bo pozostały na etapie myślenia „co by było, gdyby…“. Trzeba po prostu działać, nie zastanawiać się nad tym, bo często nie ma wiele do stracenia.
No właśnie, warto zadać sobie pytanie, co najgorszego może się stać. Praca na etacie wiąże się z pozornym ale jednak z poczuciem bezpieczeństwa, związanym chociażby z comiesięczną pensją.
Filip: Zawsze są dwie strony medalu, zawsze żeby móc działać trzeba z czegoś zrezygnować. To chyba jest w takich zmianach najtrudniejsze: pozbycie się czegoś, co jest pewne i regularne, odcięcie źródła dochodu, poświęcenie czasu – bo w pewnym momencie ten czas staje się najważniejszy, żeby móc dalej się rozwijać. W którymś momencie trzeba podjąć decyzję, że albo się to robi na 1000%, albo w ogóle. Z półśrodków nic dobrego nie wynika.
Skąd pomysł na nazwę Zmiany Zmiany?
Filip: To wyszło trochę „ot tak“, ale jednocześnie zgrało się ze wszystkim, co się u nas dzieje. I w moim, i w Agaty życiu zawsze bardzo dużo się zmieniało – to pierwsze „zmiany“. Z drugiej strony robimy batony roślinne, bez konserwantów – zmieniamy spojrzenie na to, czym jest baton. Pokazujemy, że to nie muszą być czekolada i orzeszki z kiosku za 2 zł, że ten baton może być czymś zupełnie innym, co ma w sobie odpowiednio dużo energii, co naprawdę zaspokaja głód. Za naszymi batonami stoją więc dwie zmiany i z tego wzięła się nazwa.