Z wykształcenia jestem nauczycielką nauczania początkowego. Przez wiele lat (17) pracowałam w szkole. Przyglądałam się dzieciakom jak rozwijają swoje skrzydła i wyfruwają z gniazd. Zmagałam się z problemami szkolnego codziennego dnia. Setki rozmów z uczniami i ich rodzicami. Mnóstwo sprawdzonych zeszytów, poprawionych błędów, otartych łez, zapamiętanych uśmiechniętych twarzy. Lekcja za lekcją. Kolejne przekazywane wiadomości i pomoc w zdobywaniu nowych umiejętności.
Nadeszły zmiany. Bardzo konkretne ? zmiana miejsca zamieszkania. Dojazd do pracy zajmował ok. 40 minut w jedną stronę. Do pracy przyjeżdżałam już zmęczona. Zmęczenie towarzyszyło mi non stop. Pojawiło się wypalenie.
Z drugiej strony zaczynał powstawać nasz ogród przy domu. Każda posadzona roślina, która postanowiła zostać z nami na dłużej (przyjęła się) cieszyła moje oko. Ogrody mnie oczarowały. Zieleń, praca w ogrodzie ? to był relaks. Oderwanie od rzeczywistości, a jednak wykonywanie bardzo przyziemnych czynności ? tuż przy ziemi: kopanie, plewienie, sadzenie. Opanowało mnie całkowicie. Bzik ogrodniczy zawładnął mną.
Myśl o zmianie zaczęła kiełkować, jak zasiane przeze mnie nasionko. Trwało to ok.3 lat. Rozpatrywanie za i przeciw. Długie wieczorne rozmowy z mężem.
Nadszedł idealny moment. Kończyłam pracę z klasą 3. W nowym roku szkolnym miałam objąć swoją opieką i nauczaniem pierwszaków. Tak się jednak nie stało. Podjęłam decyzję, którą poparł mój mąż. Bez niego nie doszło by do tego. Zwolniłam się z pracy w szkole. Koleżanki, koledzy byli zdziwieni, a zdziwienie ich było tak wielkie, jak w przypadku księdza porzucającego swoją drogę powołania.
Miałam w zanadrzu umówioną pracę. Już wcześniej rozpoczęłam przekwalifikowanie się. Wiedziałam, że czas ucieka. Prefix się zmienił właśnie na 4. Jestem dojrzałą kobietą. Mam dwójkę dzieci (7 i 9).
Nowa praca. Jeden dzień. Nie to. Myśl, myśl, myśl i działaj. Jest. Praca. Dostałam szansę. Pracowałam ciężko przy zakładaniu ogrodów, pielęgnacji. Taki miałam plan. Poznać tę pracę od podszewki. Pot spływający po plecach. Kolejne szkolenia wyjazdowe. Wysiłek. Zarwane rodzinne weekendy. Ale prę do przodu. Tym razem w pracy wytrzymałam tak długo, jak sezon ogrodowy pozwalał.
Wiosna. Znowu zmiany. Inna praca. Ogrodowo, nie do końca. Edukacja przyrodnicza. Warsztaty prowadzone dla dzieci w terenie. Ciekawe, ale nie do tego dążyłam. Znowu kursy, szkolenia i praca. Byle do przodu.
Zmiana. Kolejna, tak, tak. Najtrudniej było zrobić pierwszy krok. Ale nie mogę cały czas tłumaczyć się, że jeszcze muszę się douczyć, pojeździć na kursy itp. itd. Chcę projektować ogrody. Trudna sprawa, ale mnie rajcuje. Dążę do tego krętymi drogami.
Nowa decyzja. Trzeba całkowicie wziąć sprawy w swoje ręce. Własna działalność. Jeszcze nie zdążyłam o tym dobrze pomyśleć, a już pojawił się pierwszy klient, i kolejny, i kolejny. Mam pierwszych klientów, a jeszcze nie zaczęłam działać. To mnie przekonuje i utwierdza w dobrym kierunku działania.
Gdzie teraz jestem? W domu. Przygotowuję plan działania. Wymyślam nazwę dla MOJEJ firmy. Cały czas się uczę. Wiosną muszę być zwarta i gotowa. Dla ogrodników to początek intensywnych działań. Jestem dobrej myśli.
Ogrodniczka