Zmiana: Znaleziona

Długo się zastanawiałam, czy warto mówić o sobie, czy może nosić w sobie to co przeszłam, ale dziś obejrzałam na Waszej stronie film pt. „Czy nie chcesz więcej od życia?” i on mnie zmotywował. Myślę, że jest sporo ludzi którzy walczą sami ze sobą, tak jak ja i chcę im powiedzieć, że WARTO podjąć walkę o siebie, o swoje życie i swoje marzenia. Postaram się krótko opowiedzieć swoją historię… na moje dzieciństwo duży wpływ miała moja babcia, z którą byłam bardzo związana emocjonalnie. Wychowywała mnie tak jak potrafiła najlepiej, tak jak ją ukształtowało życie, bieda, wojna, małżeństwo, a potem samotne macierzyństwo (babcia owdowiała kiedy moja mama miała 3 lata), dużo było w niej lęku i obawy o dzień następny. Nieświadomie „sprzedała” mi swój strach i to, że posiadanie męża i dziecka zapewni mi stabilność i bezpieczeństwo. Przekazała mi swoje wartości… dziś już wiem, że ani babcia, ani rodzice wówczas nie zdawali sobie sprawy z tego, jak wrażliwą jestem osobą… jak można się domyślać dzieciństwo i młodość spędziłam na ciągłych zakazach, że nie mogę czegoś robić, bo coś mi się stanie. W młodości bardzo chciałam nauczyć się jazdy konnej, niestety nie udało się, bo coś mogło mi się stać, podobnie było z nauką tańca. Nie umiałam się bronić przed tymi zakazami i potulnie wszystko znosiłam… odkąd pamiętam towarzyszył mi strach i lęk. Wtedy nie było popularne chodzenie do psychologa, a rodzice tłumaczyli sobie mój lęk, że to jest normalne, bo każdy się czegoś boi. Dziś wiem, że to nie był normalny lęk. Bardzo młodo wyszłam za mąż i urodziłam fantastycznego syna, nieświadomie podobnie jak babcia „sprzedałam” mu swój lęk. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że strach i lęk to coś złego, przyjęłam za normę, że taka jestem. To był błąd… Nikt z rodziny, ani mój mąż nie uważali mojego zachowania i postępowania za złe. Miałam swoje humory, często się wściekałam, że nie jest tak jak ja chcę, a może inaczej, że nie jest tak jak chce moja „chora ówczesna wyobraźnia”, dużo płakałam, byłam nerwowa, do męża miałam pretensje, że nie jest taki a nie inny. Wszystko to co działo się wokół mnie było odzwierciedleniem mojego „chorego ja”, wszystko to czego się bałam, dostawałam. Prawdą jest, że to co nas otacza jest lustrzanym odbiciem naszego wnętrza. Prawdą jest to, że w życiu dostajemy to czego naprawdę się boimy. Prawdą jest to, że przez swój strach, lęk, złość niszczymy swój i swoich bliskich świat. Prawdą jest to, że to my kształtujemy to co nas otacza. To nie są puste slogany, czy czyjeś tam „widzimisię”, proszę mi wierzyć, że tak jest. Piszę to z całą odpowiedzialnością, bo to przeszłam. Przeżyłam walkę z samą sobą o prawdziwą „ja” i dziś wiem, że wygrałam i idę dalej, bo życie jest drogą na której spotykamy różnych ludzi, którzy czasem nas krzywdzą i ranią tak, że ból jest nie do wytrzymania.. ale też spotykamy ludzi którzy dają nam tyle wiary, ciepła, zrozumienia czy miłości, że dostajemy niebiańskich skrzydeł na których z wiatrem lecimy.

Wracając do mojej przemiany… rozwiodłam się 7 lat temu, powodem było nadużywanie alkoholu przez mojego męża (w dzieciństwie bałam się się pijanych mężczyzn, w domu też różnie bywało i dostałam męża nadużywającego alkoholu) zrobiłam to w najgorszym momencie swojego życia, kiedy to lęk pchał mnie do rzeczy irracjonalnych… popełniłam wówczas wiele, bardzo wiele błędów… dziś żałuję niektórych decyzji, nie mam też pretensji do najbliższych, że mi nie pomogli. Pamiętam dzień w którym podjęłam decyzję o zmianie. To były moje 40 urodziny. Siedziałam przy stole u rodziców i poczułam, że muszę walczyć, że coś jest nie tak z moim życiem, że to uczucie ciągłego strachu mnie dobija… nie zdawałam sobie sprawy jak ciężka i żmudna będzie to walka, ale podjęłam ryzyko. Dziś nie żałuję podjętego wyzwania. W walce samej z sobą pomogła mi wiara w Boga. Zawsze sobie powtarzam „Panie Boże nie proszę o wiele, tylko o siłę bym mogła realizować swoje cele”. Były dni kiedy bałam się wyjść z domu i wbrew sobie wychodziłam. Pamiętam jak bałam się ludzi i zarazem pragnęłam ich towarzystwa, ale nigdy nie chciałam być w centrum uwagi. Były dni pełne łez i gapienia się w tv bez sensu i w tym wszystkim był mój dorastający syn i moja bezradność. Któregoś dnia popatrzyłam na syna i zrozumiałam, że jest bardzo podobny do mnie i to mnie przeraziło. Dotarło do mnie, że nie chcę, aby on tak żył. Zaczęła się ciężka praca nad sobą, zresztą ona trwa do dziś, bo nic nie jest nam dane na stałe. Trzeba się cały czas rozwijać i pracować nad sobą, walczyć ze swoimi słabościami. Moi drodzy trzeba w sobie znaleźć cel (u mnie był syn), potem wewnętrzną siłę, a potem krok po kroku konsekwentnie iść do przodu. Walkę podejmujemy od prozaicznych małych spraw, każdy dzień jest nam dany raz i każdy dzień należy wykorzystać na maksa. Ważne jest tu i teraz, bo to co teraz kształtuje nasze jutro. Zapomniałam o najbardziej istotnej rzeczy jaką jest przeszłość. Otóż przeszłości nie zmienimy, ona nas doprowadziła do tu i teraz, z przeszłością należy się pogodzić. Chodzi o to, by znaleźć w sobie moc i przyznać się do popełnionych błędów, wybaczyć tym którzy nas zranili, bo ich postępowanie też z czegoś tam wynikało. To jest bardzo bardzo trudne, ale możliwe. Wiem, bo to zrobiłam. Przeszłość jest jakby naszym nauczycielem, odnośnikiem, że nie należy tak a tak postępować, bo skutki mogą być opłakane. Nauczmy się zadawać sobie pytania i słuchać odpowiedzi, ona naprawdę przychodzi… czasem szybko, czasem wolno. Wszystko w naszym życiu ma swoje miejsce, czas i porę, to też się sprawdza. Podobnie jak to, że dostajemy tyle ile potrafimy unieść.

Miało być krótko, a wyszło długo. Praca nad sobą przyniosła taki efekt, że dziś jestem osobą bardzo kontaktową, spokojną i cierpliwą. Pracuje zawodowo i w wolontariacie. Dzięki temu, że zmieniłam siebie, moje otoczenie też nabrało innej barwy. Syn studiuje i pracuje, jest w udanym związku z fantastyczną dziewczyną, ja chodzę po ulicy z uśmiechem na twarzy i spełniam swoje marzenia… w tym roku nauczyłam się tańczyć tanga, zwiedzałam Polskę poznając ciekawych ludzi. Wierzę, że to co daję wraca do mnie, wierzę, że mój Anioł Stróż jest przy mnie, a Pan Bóg prowadzi jasną drogą. Jeśli moja historia da siłę do walki choć jednej osobie to będę bardzo szczęśliwa. Każdego dnia dziękuję za wszystko co mam, to też się sprawdza. Bez moich rodziców, bez przyjaciół i wiary w to że mogę, mój los pewnie byłby zupełnie inny. W dawaniu sobie rady z codziennością pomogły mi też sentencje i artykuły pojawiające się na Waszym portalu. Wiara czyni cuda, to też prawda:)

pozdrawiam
Znaleziona:)

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.