Bliskość w czasach koronawirusa – cz. 1
Czy Wam również rzuciły się w oczy prognozy ekspertów przepowiadające po kwarantannie falę porodów albo przeciwnie – rozwodów? Aby zminimalizować ryzyko wystąpienia tych drugich, zapoznajcie się koniecznie z pierwszą częścią mojego artykułu, z którego dowiecie się, jak za pomocą rozmowy budować bliskość w związku. Bliskość na co dzień, ale również w szczególny sposób w trakcie epidemii.
Zatem po pierwsze: rozmawiać.
A co jeszcze możemy zrobić, aby w czasie bycia razem, być bliżej siebie niż dalej?
Po drugie: nie odwracać od siebie wzroku…
Ponad dwie dekady temu przeprowadzono eksperyment mający prowadzić do zakochania się w sobie par w nim uczestniczących. Po 45 minutach rozmowy, polegającej na naprzemiennym zadawaniu i odpowiadaniu na 36 pytań, test ten miał zakończyć się patrzeniem sobie w oczy przez 4 minuty. Nie krócej, nie dłużej. W opisie badania jego autor dr Arthur Aron wyjaśnia, że rozwój relacji międzyludzkich opiera się na postępującym, wzajemnym i osobistym procesie odsłaniania się przed drugą osobą, natomiast przeciągłe patrzenie w oczy jest bardzo atawistyczne i dla ludzi jest to znak wchodzenia we flirt. Wyniki eksperymentu pokazały, że taką „metodą” rzeczywiście można doprowadzić do rozbudzenia uczucia i zakochania się obcych sobie wcześniej ludzi. A gdyby tak wykorzystać ten patent w parach z dłuższym stażem?
…przynajmniej przez 4 minuty!
Ile razy w ciągu dnia spotykamy się wzrokiem ze swoim partnerem? Zwykle łapiemy kontakt wzrokowy w czasie rozmowy lub zdawkowego przekazywania sobie informacji. Nawykowo robimy to jednak częściej z szacunku do rozmówcy niż z chęci poflirtowania czy zaciekawienia.
Zastanówmy się przez chwilę: czy wiecie, jak wyglądają oczy Waszych partnerów, gdy są szczęśliwi? Jak błyszczą, gdy oddają się swojej pasji? Jak tracą blask, gdy są przygnębieni?
Dostrzegacie te fizyczne różnice? Czy potraficie odróżnić, kiedy Was naprawdę słuchają, a kiedy myślami są daleko, pomimo że „prawidłowo” utrzymują kontakt wzrokowy? Widzicie, jak powiększają się źrenice, kiedy są czymś żywo zainteresowani lub pobudzeni?
Nasze spojrzenie to element mowy ciała. Bliskie sobie osoby potrafią wyczytać z oczu partnera więcej niż przypadkowi rozmówcy. Dlatego w budowaniu bliskości ważne jest, aby na bieżąco się sobie przyglądać. Dosłownie. Z ciekawością, z troską, z zachwytem, z szacunkiem. A czasem zaczepnie, zapraszając do bliskości fizycznej.
Po kilku okołoświątecznych wideorozmowach z członkami własnej rodziny i przyjaciółmi, z którymi nie mogłam spotkać się osobiście, przypomniałam sobie znakomite podsumowanie takiej namiastki kontaktu przez prof. Katarzynę Popiołek: „Ja wiem, że można przez Skype’a. Ale to nie jest wymiana spojrzeń. To jest: ja widzę Ciebie, Ty widzisz mnie”.
Doceńmy więc możliwość spojrzenia sobie w oczy w tradycyjny, najbardziej ludzki sposób z tymi osobami, z którymi jednocześnie chcemy i możemy być blisko właśnie teraz.
Po trzecie: wspólnota uczuć i przeżyć – czyli dwa światy stają się jednym
To, że jesteśmy razem, nie znaczy, że robimy coś wspólnie. I odwrotnie – to, że coś robimy razem, nie oznacza jeszcze, że traktujemy to przeżycie jako wspólne. Mam tu na myśli codzienne i niecodzienne obowiązki i przedsięwzięcia, w których moglibyśmy brać udział samemu, ale decydujemy się realizować je we dwoje.
Znów zacytuję prof. Popiołek: „Wspólny czas to wspólne doświadczenia, które nas zbliżają, wspólny czas to doznawanie różnych wibracji, to wymiana uśmiechów, to wymiana zapachów, bo jesteśmy dziećmi natury… To, że wspólnie spędzamy czas, choćby chwilę jesteśmy razem, to nam dostarcza przeżyć, których nie doznamy inaczej”.
Wspólne uprawianie sportów, wspólne zainteresowania – czasem zupełnie zwyczajne, nie muszą być od razu ekstremalne. W czasie domowej kwarantanny z zawężonym polem do eksploracji mamy wyjątkową okazję do poszukania wspólnego hobby. Niektóre pary lubią razem gotować, inne chodzić po górach, jeszcze inne oglądać filmy sensacyjne. Wspólnota przeżyć i te same upodobania pozwalają podtrzymać szczególną więź. Są pary, które spotykają się co wieczór na słuchanie muzyki w zupełnym milczeniu i w ten sposób odpoczywają po całym dniu.
Z perspektywy czasu obserwujemy, że wspólne doświadczenia bardzo jednoczą. Pozwalają zachowywać w pamięci to, jak wiele nas łączy, ile razem przeszliśmy. To z kolei traktujemy jako potwierdzenie słuszności swojego wyboru: jest nam ze sobą dobrze, skoro mimo przeszkód nadal jesteśmy razem i chcemy tę wspólną wędrówkę przez życie kontynuować.
Wspólnych doświadczeń szczególnego rodzaju dostarcza rodzicielstwo. Jest wiele momentów, w których matka i ojciec biorą udział osobno z dzieckiem, i drugie tyle ich wspólnych chwil. Wystarczy spojrzeć na rodzinę, w której dziecko właśnie zrobiło coś, z czego rodzice są dumni. To jest duma każdego z nich z osobna, ale również wspólne poczucie dokonania czegoś wielkiego. Ich porozumiewawcze spojrzenia zdają się mówić: „Tak, to wspaniałe dziecko to nasz syn/ nasza córka, to nasze dzieło, to my powołaliśmy je do życia i przekazaliśmy mu wszystko, co najlepsze!”. Choć to nie reguła, część par uważa, że pomimo ogromnych wyzwań, posiadanie dziecka je do siebie zbliżyło ze względu na wspólne intensywne pozytywne przeżycia.
Mówiąc o byciu razem, nie sposób pominąć bliskości fizycznej jako przyjemnej i zarazem skutecznej drogi do wzmocnienia więzi. Dodatkowym plusem jest to, że podczas aktywności seksualnej, a nawet samego tylko przytulania, wydzielają się hormony, które działają jak wzmacniacz – podtrzymują efekt więziotwórczy na dłużej, już bez naszego świadomego udziału. Lubię mówić o fizycznym aspekcie bliskości jak o leku o przedłużonym działaniu. Daje efekt nie tylko bezpośrednio po zażyciu, ale substancja (dobro)czynna uwalnia się jeszcze przez jakiś czas.
Po czwarte: swój kawałek podłogi i osobność we dwoje
Moja klientka zachwyciła mnie ostatnio opowieścią o swoim mężu. Podczas gdy różni ludzie dość szybko ją nudzą, jej mąż niezmiennie budzi jej zachwyt. Dlaczego? Bo ciągle się rozwija, uczy, słucha podcastów na różne tematy niezwiązane z pracą, i w najmniej spodziewanym momencie zaskakuje ją pytaniem: „A wiedziałaś o tym, że…?!”, a następnie z wypiekami na twarzy przytacza różne fragmenty z zasłyszanej niedawno audycji. „I wie pani co? Jestem przekonana, że on mi się nigdy nie znudzi!” – dodała.
To doskonały przykład na odrębność w związku. Wspólne życie, w którym jest miejsce na osobny świat każdej ze stron. Mamy tu dwie korzyści. Po pierwsze oboje mają swoją prywatność, przestrzeń do rozwijania swoich zainteresowań bez konieczności chodzenia na kompromisy. Po drugie odmienne upodobania i zakres aktywności sprawiają, że drugi człowiek pozostaje dla nas ciekawy. Zwłaszcza po latach bycia z partnerem ważne jest, aby podtrzymać naszą fascynację, która nie jest już oczywista w kolejnych fazach związku. Rozwijajmy się więc, eksplorujmy różne światy, inwestujmy w siebie – a zaprocentuje to podwójnie.
Trzeba też przyjąć taką ewentualność, że jedno z partnerów będzie miało hobby, które w żaden sposób nie będzie interesowało drugiego. W takich sytuacjach w dobrych związkach można sobie pozwolić na szczerość i zachęcić do poszukania w kręgu znajomych osoby, która podzieli entuzjazm partnera. Jednak nawet i w takich przypadkach drugie połówki potrafią się zachwycać zaangażowaniem i sercem wkładanym przez partnera w jego „bezsensowne hobby”.
Wiele par potrafi cieszyć się wspólnym czasem, oddając się osobnym przyjemnościom. Leżą sobie razem, on słucha muzyki, a ona czyta książkę. On ogląda film, a ona maluje paznokcie. Bo w końcu: „Osobność jest całkiem miła, kiedy jesteśmy razem”, jak rzekł A.A. Milne ustami Kubusia Puchatka do Krzysia („Kubuś Puchatek” A.A. Milne).
Po piąte: brać z zaskoczenia i… rozpieszczać!
Podczas gdy w zabieganym życiu warto dbać o rytuały, aby nie mijać się totalnie i zapewnić sobie minimum kontaktu, to w czasie domowej kwarantanny lepiej sprawdzą się spontaniczne inicjatywy. To takie drobnostki jak zaczepianie się w ciągu dnia. Na przykład mąż przechodzi koło czytającej książkę żony i kładzie swoją dłoń na jej ramieniu, nie odrywając przy tym partnerki od czytania. Albo przytulanie partnera podczas mijania się w drzwiach. Czy też seks w niecodziennych porach lub miejscach. Podtrzymanie namiętności i zainteresowania sobą partnerów spędzających dużo czasu razem bywa wyzwaniem, dlatego warto co jakiś czas przełamać rutynę. Warto też celebrować wybiórczo zwykłe wydarzenia dnia codziennego, aby podnieść ich rangę i przeżyć bardziej świadomie.
Pewien pan zawsze podczas wizyty w sklepie kupował żonie jej ulubione smakołyki. Chociaż z czasem się do tego przyzwyczaiła, ciągle było jej miło, że o niej pamiętał i chciał jej zrobić przyjemność, pomimo że tej pozycji nigdy nie było na liście zakupów.
To są też te wszystkie kwiaty bez okazji, SMS w środku dnia z pracy, przygotowanie posiłku, zrobienie za kogoś jakiejś robótki domowej. To wszystko są sygnały dla partnera: myślę o Tobie, jesteś dla mnie ważny. A poczucie, że jest się kimś ważnym, szanowanym i kochanym jest czymś, co nie nudzi się nigdy.
Wykorzystajmy czas kwarantanny na poprzyglądanie się naszemu związkowi. Sprawdźmy, co wzmacnia, a co osłabia bliskość. Rozmawiajmy, patrzmy sobie w oczy, zachwycajmy się sobą, róbmy różne rzeczy razem, a inne osobno, i zaskakujmy się! Dowiemy się wówczas, jak wiele wspaniałości umykało nam na co dzień, gdy świat stał przed nami otworem, a my poszukiwaliśmy na zewnątrz tego, co mieliśmy tuż obok.