Mały Tomek podekscytowany tym, co miało się dziś wydarzyć, zrezygnował nawet z gry w piłkę z kolegami.. Siedział cały rozemocjonowany i czekał…. Na stole leżały papiery, kredki, flamastry, bibuła, klej i listewki. Drzwi skrzypnęły i do pokoju wszedł jedyny brakujący element układanki – tata! Prace nad latawcem wystartowały!
Przez kolejne wieczory wspólnie pracowali przy oświetlającej stolik lampce. Nie było jednak tak łatwo, jak się mało wydawać. Najpierw okazało się, że kolory flamastrów przebijają się na drugą stronę kartki. Potem Tomek niechcący wylał na cały projekt herbatę. Płakał godzinę wtulając się w ojca, który tłumaczył mu, że takie wypadki zdarzają się nawet najlepszym inżynierom. Jednak największy dramat wydarzył się wtedy, kiedy Tomek zobaczył, że jego piękny kolorowy latawiec zamiast wisieć na ścianie, leży cały podarty na podłodze, a nad nim stoi kot. Chłopiec obraził się na kota i cały świat. Sytuację uratował dopiero tata, obiecując budowę dwa razy większego latawca.
Plaża była zupełnie pusta i wiał silny wiatr. Słońce dumnie oświetlało rysunek smoka, a latawiec podskakiwał i wywijał najprzeróżniejsze figury w powietrzu. Brzdęk… pękła linka podtrzymująca latawiec… a ten zaczął się wzbijać coraz wyżej. Tata zamarł, a do oczu malca napłynęły łzy. Jednak zanim spadła pierwsza z nich, kąciki jego ust – z trudem – uniosły się do góry, po czym wyszeptał:
„To nic. Teraz znowu będziesz musiał do mnie przychodzić wieczorami, żeby zbudować kolejny.”