Przejdź do treści

Zmiany w Życiu

Strona główna » Emilia Żurek Jak najdalej od narzekania

Emilia Żurek Jak najdalej od narzekania

Emilia Żurek – psychosomatoanalityk, coach i mentor tłumaczy związek organizmu z emocjami. Expert w międzynarodowych projektach unijnych w zakresie coachingu.

Dlaczego warto słuchać siebie i swojego ciała? Jak zaprzyjaźnić się z emocjami, aby wspierały nas w działaniu, a nie blokowały?

Według mnie rozwijanie świadomości siebie, swoich przeżyć, zachowań, reakcji ciała pozwala na zarządzanie emocjami, sobą. Człowiek świadomy może zarządzać swoimi emocjami. Nie należy od nich uciekać, są częścią naszego życia. Ważne, by wiedzieć, w jaki sposób zareagować i w którym momencie, aby nas wspierały. Jeżeli ktoś nigdy nie wyraża złości, to wcale nie oznacza, że jest idealny. Tłumiona złość niesie swoje negatywne konsekwencje. Istotne jest, w jakiej formie jest ta emocja wyrażana – czy w sposób agresywny, czy w formie refleksji, pytania: „co mnie tak naprawdę irytuje?”. Krótki przykład: zgłosiło się do mnie małżeństwo z nietypowym problemem – gdy mężczyzna zasiadał do komputera, żona za jakiś czas odczuwała silne bóle żołądka. Badania lekarskie nie wykazały żadnych zmian chorobowych. Po analizie para wyjaśniła sobie: żona była miesiącami zła na męża, że ma swój świat, swój komputer, a ona nie ma nic dla siebie, nie chciała też nauczyć się obsługi komputera, tylko wciąż krytykowała jakie to zło – internet. Nigdy, dla tak zwanego świętego spokoju, nie mówiła nic o swoich odczuciach, emocjach. Ciało zareagowało na niewyrażoną złość bólami somatycznymi żołądka. Dzisiaj, po latach, wspominają tamte wydarzenia z rozbawieniem. Nauczyli się mówić o wszystkim, bóle żołądka minęły bezpowrotnie, a żona z mężem prowadzą sklep internetowy. Jeśli mamy życiowy skrypt, w którym nauczono nas: masz być miły, uśmiechaj się itd., to możemy mieć problem z wyrażaniem wszystkich emocji. Jest cała gama przeżyć i człowiek powinien zaakceptować wszystkie emocje. Najczulszym papierkiem lakmusowym naszych przeżyć i emocji jest ciało. António Damásio w swoich badaniach laboratoryjnych wykazał, że ciało zapisuje emocje po 200 milisekundach, a świadomy umysł dopiero po 900 milisekundach. Ten zapis emocjonalny w ciele nazywa się engramem somatycznym. Każde przeżycie emocjonalne jest błyskawicznie zapisywane w naszym ciele, a utrwalona i powtarzająca się emocja prowadzi do objawów psychosomatycznych. Zdarza się, że gdzieś nas jakieś miejsce boli, nie są to zmiany chorobowe, a jednak od czasu do czasu pojawia się ból. Prawdopodobnie ten ból przypomina o sobie w podobnych sytuacjach życiowych, chociaż sobie tego nie uświadamiamy. W somatoterapii stosuje się odpowiedni masaż bolącego miejsca, który pozwala na przypomnienie sobie emocji wpisanej w to miejsce ciała. Jedną z przyczyn bólów migrenowych może być tzw. sztywne myślenie, niepozwalanie sobie na zmiany, na przyjęcie innego punktu widzenia. Bardzo dużo problemów w społeczeństwie, z mojego punktu widzenia i z mojego doświadczenia, dotyczy relacji międzyludzkich. I to relacji rodzice-dzieci, między rodzeństwem, między rodzinami dalszymi, bliskimi, w relacjach partnerskich, kobiet, mężczyzn, partnerów, partnerów partnerów… Zapytałam kiedyś dziewczynkę, czy często spotyka się z babcią i dziadkiem. „Proszę pani, ja mam pięć dziadków i babciów”. To jest znak naszych czasów. To dziecko powinno umieć emocjonalnie w jakiś sposób funkcjonować. Pogodzić tych „babciów i dziadków”. Mama jest zawsze jedna… Powiedzmy, że tata się zmieniał w tych relacjach, a dziewczynka ma problemy z funkcjonowaniem w grupie rówieśniczej i problemy ze skórą. W poradniku Wpływ stresu na skórę napisałam więcej o tym problemie. W somatoterapii pracujemy z ciałem, aby odblokować emocje, poznać je, uwolnić się od nich i odwrotnie – pracujemy z emocjami, żeby poprawić funkcjonowanie ciała. Doskonałe efekty można zaobserwować w pracy z osobami chorymi na łuszczycę.

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Można powiedzieć, że za każdą emocją stoi organ?

Za każdą, która się powtarza, stoi organ, ale i miejsce w ciele. Jeżeli jest powtarzalna, to zapisuje się w naszym ciele, w postawie, w naszej twarzy. Patofizjonomika zajmuje się odczytywaniem z twarzy sygnałów tego, co dzieje się z ciałem, ze zdrowiem. Podkreślam jednak, że to jest tylko sygnał. Ciało mówi jak się czujemy, jak myślimy, co dla nas jest ważne. Pracując z ciałem poprawiamy jakość życia. Jeśli czujemy się smutni, popatrzmy w lustro i uśmiechnijmy się nawet „na siłę”, a mózg odczyta sygnały ciała i możemy poczuć się lepiej. Ciało to nasza fizyczna kreacja, bez niego nie ma nas w tej rzeczywistości. Literatura podaje, że 80% zmian chorobowych ma podłoże psychosomatyczne. Doktor medycyny, psychiatra Richard Meyer, twórca somatoterapii – psychoterapii ciała, stworzył dziedzinę nauki somatologię, która zajmuje się ciałem we wszystkich aspektach. Ciało mówi, wyraża, czuje. Miałam szczęście poznać metodę bezpośrednio od twórcy w jego szkole w Strasburgu.

Zdarza sie, że ktoś nam mówi “a co u ciebie bo widzę, że nie tak wyglądasz”, bliscy zauważają. To pokazuje, że rzeczywiście jeżeli mamy jakiś problem czy emanujemy radością, to gdzieś jest to widoczne w ciele…

Tak, przecież wiadomo, że ludzie zakochani mają iskrzące oczy, lepiej się czują, twarz jest promienna, a osoby, które koncentrują się na przeszłości są smutne. Zawsze mówię, żeby nie udawać. Jeżeli wystąpił jakiś problem, to możemy poszukać jego rozwiązania. Jeśli go nie znajdziemy, to trzeba nową sytuację zaakceptować, nauczyć się z nią żyć. Buntowanie się przeciwko sobie nie prowadzi do niczego, ani do rozwiązania, ani do dobrego samopoczucia.  

W twojej książce Flirt z samym sobą zachęcasz do poszukania odpowiedzi na pytanie: jak nie bać się zawierzyć życiu. Myślisz, że polskie społeczeństwo ma z tym problem, żeby sobie zawierzyć?

Tak, bo zawierzenie sobie to też odpowiedzialność. Mam możliwość porównania naszego społeczeństwa z innymi. Nie twierdzę, że u nas wszystko jest złe, a gdzieś indziej wszystko dobre. U nas jednak przez pokolenia przyzwyczailiśmy się, że ktoś decyduje za nas i bierze za nas odpowiedzialność. My w razie trudnej sytuacji możemy narzekać i odpowiedzialność zrzucić z siebie, powiedzieć „decydował ktoś inny, ja tylko wykonywałem polecenia”. Wolność to też zwiększona odpowiedzialność za swoje życie.

“Nie moja wina”. Czyli główna obawa może polegać na strachu przed odpowiedzialnością?

Tak.

Bo tylko my siebie znamy najlepiej?

Nikt nie może wiedzieć lepiej od nas samych – kiedy czujemy się komfortowo, jesteśmy wolnymi wewnętrznie ludźmi. Może nam się wydaje, że tak nie jest albo nie chcemy, żeby tak było. Wolność to wybór i odpowiedzialność za skutki decyzji.

Tak, a my tymczasem jesteśmy przyzwyczajeni do malkontenctwa. Kiedy coś idzie nie tak jak trzeba, to zamiast wziąć na siebie odpowiedzialność i działać, wolimy zatrzymać się w miejscu i trochę sobie poprzeżywać, ponarzekać.

Naprawdę żyję ponad pół wieku i nie rozumiem, co to znaczy wstać i mieć zły dzień. Bo jeżeli wstaję i mam jakieś sprawy do rozwiązania, to je rozwiązuję – dlaczego to ma być zły dzień. Jeżeli tak sobie programujemy, to tak później mamy. Reasumując, najpierw warto zacząć dobrze dzień. Jeżeli na koniec dnia okaże się, że nie wszystkie rzeczy nam wyszły, to potraktujmy to jako lekcję życiową: co mogę następnym razem zmienić? A nie myśleć od razu w kategoriach klęski. Nie mówię, żeby uciekać w idealistyczny świat. Realnie ocenić. Bo jeżeli jest problem to albo go akceptujemy, albo uczymy się go rozwiązać. A nie żyjemy tak, że np. ktoś nam coś powiedział o 11 rano, a my to przeżywamy o jeszcze o 23. Oczywiście możemy o tym myśleć jeszcze następne 5 dni. Jeżeli coś było przykre zastanówmy się – z czego to wynikało? Skąd? Jak wyciągnąć wnioski? I jeśli ktoś ma rację to zgoda, jeśli nie ma – to po prostu to wyrzucić. Dobrze mieć takie pudełko z napisem  “Archiwum” i coś, co nie jest nam już potrzebne w życiu, a możemy do tego spojrzeć jako do naszego doświadczenia, do tego archiwum wrzucić.

Jesteś specjalistką od relacji w związkach, w parach, ale również od relacji rodzinnych. Wydaje mi się, że mamy taką tendencję do spełniania oczekiwań innych, szczególnie rodziców, a jak zrobimy coś dla siebie to często wpędzają nas w poczucie winy. Czy jest jakiś sposób, żeby łatwiej było wypracować te relacje, żeby rodzice lub przyjaciele nie czuli się odrzuceni, ale jednocześnie rozumieli, że mamy prawo do własnego życia, decyzji, marzeń, np. w Święta? Pakujemy samochód i dzieci, jedziemy na Święta, śpimy gdzieś na kozetkach, jemy dwie kolacje wigilijne w pośpiechu i po tych dniach „odpoczynku” jesteśmy przemęczeni, przejedzeni (bo nie wypada odmówić teściowej), ale jakbyśmy nie pojechali na święta, to by się rodzice obrazili.

Uważam, że jako naród z jednej strony podtrzymujemy tradycje, ale z drugiej strony ulegamy presji tej tradycji. Według mnie wszystko kształtuje się według tzw. skryptów życiowych, czyli tych pierwszych relacji, które dorośli przekazują wychowując dzieci. Przystosowane dziecko orientuje się w pewnym momencie, że najwięcej zyska wtedy, kiedy się podporządkuje, albo kiedy spełnia oczekiwania innych – w ten sposób uczy się tłumić wyrażanie swoich potrzeb. Później, jako człowiek dorosły, nie ma odwagi sprzeciwić się komuś, powiedzieć o swoich pragnieniach. Wiele osób, z którymi rozmawiam, jest bardzo nieszczęśliwych, bo spełnia te oczekiwania przez całe życie, rzadko wyraża swoje potrzeby.  Podam konkretny przykład rodzinny, dla mnie już kultowy. Rodzina spotykała się w każdą niedzielę na obiedzie. Młodzi przychodzili do mnie i mówili: „w każdą niedzielę jedziemy do rodziców na ten obiad, bo nie chcemy, żeby się obrazili”. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, aby rodzice mogli się obrazić, ale myślę: “może tak jest”. Tak się złożyło, że rodzice byli w coachingu biznesowym u mnie i mówili: „chcielibyśmy czasem wyjechać, ale trudno, taka jest nasza tradycja, że co niedzielę spotykamy się z dziećmi i nie możemy”. Więc zaprosiłam wszystkich. Mówię, że dzisiaj chciałabym porozmawiać o tym niedzielnym obiedzie. Może proszę mnie zaprosić. Najpierw wszyscy byli skonsternowani. W końcu padło pytanie: „chcemy się spotykać, ale czy to musi być w każdą niedzielę?”. Teraz się spotykają wtedy, kiedy chcą, kiedy uzgodnią termin i teraz są zadowoleni, wzmacniają więzi rodzinne. To była tylko kwestia wyrażenia swoich potrzeb, do tego konieczna jest otwartość, żeby obie strony były gotowe na wysłuchanie. Receptą na rozwiązanie trudnych, niewygodnych sytuacji są otwarte relacje: mówienie, słuchanie, akceptowanie potrzeb innych i wypracowywanie kompromisów. To naprawdę jest możliwe. Oczywiście zmiana może początkowo wzbudzić protest, niezadowolenie. Osobiście jestem za ewolucyjnymi, a nie rewolucyjnymi zmianami.   W analizie transakcyjnej Berne’a możemy wyróżnić “żaby” i “księżniczki”, czyli te osoby, które są podporządkowane i te osoby, które są szczęśliwe. Najwięcej ludzi żyje według tzw. skryptu banalnego. Nauczyło się podporządkowywać, a nie myśleć o swoich potrzebach, wykonywać po prostu to co trzeba. Ci ludzie rzadko ulegają jakimś uzależnieniom, chodzą do pracy, wracają, są poprawni, ale nie mają radości życia. Czasem nie wiedzą, czego sami chcą. Jeden z moich klientów świetnie prowadzi firmę. Kiedy zadałam mu pytanie: „czego pan potrzebuje? Jakie pan ma potrzeby?” zaczął mówić o rodzinie. „Nie, ja pytam o pana potrzeby”. Konsternacja. Jest takie narzędzie w coachingu odnowy – „8 systemów”, dzięki któremu możemy na zasadzie autorefleksji ustalić, w jakim miejscu jesteśmy w systemach naszego życia. Często widzę, że osoby mylą system rodzinny, partnerski i osobisty.  Człowiek zadowolony, spełniający swoje małe i duże marzenia czuje się rozluźniony, ciało wyraża giętkość myślenia, znikają napięcia mięśniowe, chód staje się lżejszy, mięśnie twarzy się rozluźniają, sama twarz staje się „jaśniejsza”, ton głosu nabiera łagodności. Osoba emanuje radością i wygląda młodo. Można mieć niewiele lat, a czuć się przygnębionym, samotnym i odwrotnie. Te postawy życiowe są widoczne w sylwetce, sposobie chodzenia, mówienia i wyrazie twarzy, oczu.

Ja bardzo często porównuję relacje do gry planszowej, w której nasz ruch na planszy powoduje ruch drugiej strony.

Dokładnie. Pamiętam sytuację, gdy klientka chciała popracować nad relacjami z teściową. Pierwszym moim zdaniem było stwierdzenie: “nie zmieniamy teściowej, to jest jej życie. Może pani popracować nad sobą”. Po około pół roku powiedziała: „nie wiem co się stało, ale moja teściowa jest fantastyczna i w ogóle wszystko wokół się zmieniło”. Jeżeli przebywamy z osobami, które są smutne, ciągle narzekają i nie chcą nic zmienić, to ten nastrój się nam udziela. Proponuję jak najdalej “uciekać” od takich ludzi. Nie chodzi o to, żeby lekceważyć  problem innej osoby. Jeżeli ktoś mówi: „mam taki problem, nie wiem co zrobić” – to usiądźmy, zobaczmy jak można go rozwiązać lub zaakceptować i nauczyć się z nim żyć. Mówi się o sile w bezradności. Niektóre osoby muszą komuś przekazać swoje niezadowolenie, wyżalić się i już czują się lepiej. Narzekanie to dla mnie takie wyrażanie niezadowolenia, np. “wszyscy są beznadziejni, nie da się nic zrobić… jestem gruba, nikomu się nie podobam” itd. Gdy mamy na coś wpływ podejmujmy działania, jeśli nie, akceptujmy fakty i bierzmy z życia to, czego potrzebujemy. Ktoś narzeka, że jest sam, jest smutny, a nic nie robi, by nawet wyjść z domu. Na sesji coachingowej spotkałam się z osobą z niepełnosprawnością fizyczną. Podczas sesji zaproponowałam ćwiczenie, aby wyobraziła sobie, że po cudownym śnie wszystkie jej problemy zniknęły i opowiedziała, jak wtedy by wyglądało jej życie (pracuję jakiś czas z tą osobą i wiedziałam, że mogę to ćwiczenie zaproponować). To, co usłyszałam, zawstydziło mnie, powiedziała: “niewiele by się zmieniło, ja jestem szczęśliwa, może trochę więcej bym mogła, ale ja teraz jestem szczęśliwa“. Taka postawa uczy nas wszystkich pokory. Przebywanie z osobami ciągle niezadowolonymi, nie mającymi motywacji, pełnymi „czarnowidztwa” powoduje obniżenie dobrego samopoczucia, utratę motywacji, bóle głowy, żołądka. Starajmy się przebywać z ludźmi, którzy nas motywują, są nawet niepoprawnymi optymistami, lecz dają siłę napędową i pamiętajmy, że radość należy odkryć w sobie, nikt nam jej nie da z zewnątrz.

Rozmawiała: Anna Węgrzyn

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *