Jak szybko znaleźć fajną pracę, czyli proces rekrutacyjny z odwróconej perspektywy

Według danych GUS Polak przeciętnie szuka pracy około 12 miesięcy. W co drugiej gazecie pełno jest dramatycznych historii osób, które bezskutecznie poszukują pracy, wysyłają setki CV, a zostają w efekcie zaproszone na zaledwie kilka rozmów rekrutacyjnych, z których zazwyczaj nic konkretnego nie wynika. No właśnie, wysyłanie CV – najczęściej jednego, zupełnie nie dostosowanego do potrzeb potencjalnego pracodawcy – jest najczęstszym i zarazem najmniej skutecznym sposobem znalezienia pracy. Dlaczego tak się dzieje?

Warto, jak zawsze zresztą, spojrzeć na problem z innej niż własna perspektywy, co oznacza w tym konkretnym przypadku perspektywę pracodawcy. Załóżmy, że firma X ma do obsadzenia wakat. Co robi najpierw dyrektor działu, w którym wakat powstał? Analizuje, czy któryś z pracowników jego działu albo całej firmy ma odpowiednie kompetencje (wiedzę, doświadczenie, umiejętności, postawy), aby móc objąć dane stanowisko. Jest to tzw. rekrutacja wewnętrzna, a ponieważ jest ona dość powszechna, zawsze warto aplikować nawet na mniej pożądane stanowisko do dobrych firm, bo w ten sposób właśnie najłatwiej dostać wymarzoną pracę. Załóżmy, że wśród pracowników własnej firmy pracodawca nie znalazł odpowiedniej osoby. Co dalej? Dalej właściciel rekrutacji poszukuje wśród osób, z którymi wpółpracuje (firmy zewnętrzne) i których jakość pracy ocenia wysoko. Coraz bardziej popularne wśród pracodawców staje się używanie tzw. referral fee. Jest to opłata, najczęściej w wysokości 500-1000 PLN, jaką pracodawcy płacą pracownikom za polecenie kandydata na określone stanowisko. Robią to coraz chętniej, ponieważ dostają w ten sposób osobę sprawdzoną, za którą ich własny pracownik poręcza dobrym imieniem. Nikt nie poleci przecież osoby, za którą musiałby się potem wstydzić. Znacząco obniża to czas i koszty rekrutacji.

Mając wszystko powyższe na względzie, zachęcam mocno moich klientów do tego, aby stworzyli i pielęgnowali własną sieć networkingową. Beata Kacpewicz w swojej książce “Networking w karierze” podaje zasadę 100-10-1, co oznacza, że 100 osób daje przeciętnie kontakt do 10 pracodawców, co daje przeciętnie jedną konkretną ofertę pracy. Pomimo że aż 40% Polaków przyznaje (dane z portalu absolvent.pl), że dostało pracę dzięki rodzinie i znajomym, cały czas na takim sposobie poszukiwania pracy leży cień czasów PRL-u pod nazwami “kolesiostwo”, “kumoterstwo” czy “ręka rękę myje”. Networking, do którego zachęcam, to jednak zupełnie coś innego – to proces, w którym poznajesz ludzi, wymieniasz się z nimi informacjami, służysz im wsparciem, dajesz… i to ty dajesz jako pierwszy, wnosząc wartość w życie innych i nie oczekując niczego w zamian. Zwrot przyjdzie zawsze, zazwyczaj później, od kogoś zupełnie innego, często w zwielokrotnionej formie.

Networking wymaga systematycznych działań, polega na pielęgnowaniu kontaktów, na byciu szczerze zainteresowanym innymi, to nie jest działanie, w którym jak trwoga to do Boga – czyli odzywam się po 2 latach do koleżanki, żeby pomogła mi teraz znaleźć pracę. Dlatego sieć kontaków warto budować dużo, dużo wcześniej niż dopiero w sytuacji kryzysowej, tak, aby kiedy do takowej dojdzie, móc z tej sieci skorzystać.

Mówiąc o poszukiwaniu pracy przez rodzinę i znajomych, warto pamiętać o jednej postawowej rzeczy – aby Cię polecano, potrzebujesz po pierwsze nauczyć się opowiadać przekonująco o swoich kompetencjach. Pamiętaj, że osoby te znają Cię głównie od strony prywatnej i najczęściej nie do końca wiedzą, czym się dokładnie zajmujesz w życiu zawodowym. Ponadto potrzebujesz mieć przygotowane referencje i CV, a także, co najważniejsze – musisz mieć jasną wizję tego, co chcesz robić i dlaczego. Znów zmiana perspektywy: przychodzi do Was kolega i mówi “nie wiesz może, czy ktoś nie szuka kogoś do pracy, chciałbym się gdzieś zaczepić”. Ja bym nie poleciła osoby, która chce się gdzieś “zaczepić”, poszukuje jakiejkolwiek pracy, byle by tylko była, a sama tak naprawdę nie wie, czego chce od życia, bo trudno byłoby mi zagwarantować swoim dobrym imieniem, że osoba ta będzie pracowała z pełnym zaangażowaniem, wykazując lojalność względem pracodawcy. Raczej obstawiałabym, że będzie rozglądać się wokół, szukając kolejnej lepszej propozycji. Dlatego przed wykonaniem telefonu z prośbą o pomoc warto dobrze się zastanowić, jakiej KONKRETNIE pracy szukamy i co nas wyróżnia na tle innych kandydatów. Tutaj przypominam o tzw. elevator speech – przygotowanej jednominutowej opowieści o sobie, ciekawej, żadnej sztampy, która mówi o naszym rozwoju, kompetencjach i zaangażowaniu w pracę.

Kolejnym krokiem, który zazwyczaj robią pracodawcy, jest zgłoszenie się do zewnętrznej firmy rekrutacyjnej – to wiąże się z określonymi kosztami, zazwyczaj od 1 do 3-miesięcznego wynagrodzenia pracownika – ale daje dostęp do większej puli kandydatów, minimalizując jednocześnie czas ich selekcji. Z tego powodu warto mieć swoje CV w bazie danych dużych agencji rekrutacyjnych, a także zaktualizować swój profil na Linkedin. Są to zazwyczaj dwa pierwsze miejsca, do których zaglądają rekruterzy poszukujący pracowników. Szukanie pracy jest też dobrym czasem, aby przyjrzeć się, jak budujemy swoją markę na rynku pracy. Proponuję wpisać w google swoje imię i nazwisko i zobaczyć, jakie wyniki otrzymamy. Warto też zobaczyć, co nasz profil w mediach społecznościowych może o nas powiedzieć – jakie informacje udostępniamy, co lajkujemy, co i w jaki sposób komentujemy. To wszystko składa się na naszą markę na rynku pracy.

Wracając do tematu – szacuje się, że w Polsce ponad 50% stanowią właśnie rekrutacje niejawne, dokonywane głównie przez headhunterów i agencje rekrutacyjne. Dzieje się tak z różnych powodów. Najbardziej oczywistym jest niechęć komunikowania w ten sposób konkurencji o mających nadejść zmianach organizacyjnych, kolejnym to, że poszukiwana jest osoba na stanowisko aktualnie zajęte. Rekrutacje ukryte mają dla pracodawcy także wiele korzyści wewnętrznych – pracownicy nie plotkują, nie spekulują, są więc bardziej efektywni i skoncentrowani na pracy.

Sposobem, z którego pracodawcy starają się korzystać najrzadziej, gdyż jest niezwykle kosztowny ze względu na niezbędną ilość poświęcanego mu czasu, jest zamieszczanie ogłoszeń o pracę. Znawcy rynku pracy twierdzą, że zaledwie 20, maksymalnie 30% ogłoszeń ogląda światło dzienne – to niewiele, prawda? A jak szukają zazwyczaj pracy pracownicy? Wysyłając CV na takie ogłoszenia. Skuteczność tej metody jest niewielka; wg. R. Bollesa, autora kultowego poradnika dla poszukujących pracy pt. “Jakiego koloru jest Twój spadochron?”, wynosi maksymalnie kilkanaście procent. Dlatego zanim rozpoczniecie poszukiwanie pracy, odwróćcie perspektywę i spójrzcie na ów proces oczami potencjalnego pracodawcy. A wtedy skupicie się na rozbudowaniu sieci kontaktów, zaktualizowaniu wiedzy branżowej, uzupełnieniu niezbędnych kompetencji, stworzeniu naprawdę dobrego profilu na Linkedin i oczywiście przygotowaniu CV, które będzie historią Waszego sukcesu, a nie zwykłą biografią. 

I ważna, naprawdę ważna rzecz na zakończenie – nawet mając pracę, z której jest się bardzo zadowolonym, warto cały czas trzymać rękę na pulsie: monitorować branżę, uczestniczyć w targach/konferencjach/imprezach, śledzić dyskusje/blogi, aktualizować swój profil, jednym słowem – konsekwentnie budować swoją markę na rynku pracy.

Avatar
Ewa Kawecka

Kim jestem i co robię: Jestem międzynarodowym coachem ICC oraz certyfikowanym doradcą zawodowym z czteroletnim doświadczeniem na stanowisku kierownika działu HR w międzynarodowej korporacji. Ukończyłam 2 kierunki studiów magisterskich w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz 2 kierunki studiów podyplomowych w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Obecnie jestem w trakcie 4-letniego szkolenia psychoterapeutycznego w Instytucie Analizy Grupowej Rasztów. Od 2011 r. pracuję jako coach przede wszystkim z menedżerami wysokiego i średniego szczebla, a także osobami prywatnymi, w tym przedsiębiorcami, osobami zakładającymi własne przedsięwzięcia biznesowe (start-upy), prawnikami, finansistami, HR-owcami marketingowcami, PR-owcami, handlowcami, nauczycielami, a także licealistami i studentami. Specjalizuję się w coachingu menedżerskim, coachingu kariery oraz doradztwie zawodowym. Zajmuję się również psychoterapią w nurcie psychodynamicznym pacjenta indywidualnego. Odkąd pamiętam uwielbiałam się uczyć, poszerzać wiedzę i własne horyzonty. Zawsze interesował mnie szeroko pojęty rozwój człowieka, także tego małego. Nie wyobrażam sobie, żebym kiedyś mogła przestać się rozwijać, osiąść na laurach i powiedzieć sobie “oto wiem”. Im dłużej żyję, tym mam większą świadomość, ile jeszcze przede mną do osiągnięcia. Bardzo lubię stwierdzenie, że z wiekiem coraz bardziej przypominamy samych siebie – czyli takich, jakimi jesteśmy w swojej głębokiej istocie. Ja tak się właśnie czuję, coraz bardziej podobna do siebie. Dlaczego tu jestem? Przeszłam długą drogę zmiany od pracy w korporacji jako kierownik działu ryzyka kredytowego poprzez zarządzanie działem HR do momentu, w którym jestem teraz – własnej działalności specjalizującej się w coachingu kariery, coachingu menedżerskim oraz psychoterapii pacjenta indywidualnego. Z czego jestem dumna w moim życiu: Dumna jestem, że działam pomimo lęku. Boję się, ale podejmuję ryzyko. Upadam i wstaję. Idę do przodu, cały czas wychodząc naprzeciw moim marzeniom.Moje słabości: Jestem niecierpliwa. Wiem racjonalnie, tak na rozum, że niektórych rzeczy w życiu nie można przyspieszyć, one muszą się zdarzyć we właściwym dla siebie miejscu i czasie, ale ja i tak chcę szybciej. To moja pięta Achillesa.  Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: Jak jest mi po prostu źle, potrzebuję porozmawiać z bliskimi mi osobami. Wygadać się, zostać usłyszaną. Koło ratunkowe z konkursów telewizyjnych pt. „telefon do przyjaciela” pomaga mi. Prawie zawsze. Największa zmiana w moim życiu: Największe zmiany w moim życiu miały miejsce w ciągu ostatnich 7 lat. Dzięki nim poznałam inną głębię, inną wrażliwość, inną perspektywę widzenia rzeczywistości. 

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.