Każdego dnia mamy jakieś zwyczaje, rytuały, obowiązki. Nie ruszamy się z domu bez zapakowanego drugiego śniadania, dzień zaczynamy od ulubionej kawy w ukochanym kubku, wieczorem biegamy lub idziemy na fitness, przed zaśnięciem czytamy, oglądamy coś na Netflixie albo bierzemy długą, relaksującą kąpiel po ciężkim i stresującym dniu.
Skrzętnie planujemy, omawiamy, obserwujemy, a czasem coś zmieniamy w naszych planach i obowiązkach, by było jak najbardziej optymalnie.
Każdego dnia towarzyszą nam emocje. Po przespanej nocy budzimy się pełni radości i energii, po południu w pracy, kiedy niepostrzeżenie spotkanie przeciąga się z minuty na minutę, jesteśmy spięci i może nawet trochę znudzeni, podczas 5-kilometrowej przebieżki czujemy się zadowoleni i ożywieni, a wieczorem okrywając się kołdrą, osiągamy stan błogości i relaksu lub jesteśmy pełni niepokoju czy irytacji.
Rano wstajemy i ruszamy do boju – coś odczuwamy, zauważamy jakieś emocje, mamy na nie czas lub machamy na nie ręką, bo nie są teraz ważne, bo chodzi o to, by było optymalnie. Czasem – a może nawet mówiąc odważniej – często nie poświęcamy uwagi na to, z czym teraz jesteśmy, co czujemy, jaka emocja jest w nas żywa, jaka potrzeba za nią stoi. Pomimo jej ignorowania ona ciągle tam jest i prędzej czy później da nam o sobie znać. I co teraz?
Niestety nie możemy jak na zakupach wybrać sobie ze sklepowej półki, które uczucia w nas są, co dla nas aktualnie jest OK i co możemy przyjąć, ale za to możemy zdecydować, co z nimi zrobić. Mamy na to wpływ, więc warto z tego skorzystać. Drogi są różne – spacer, medytacja, joga, spotkanie z coachem, psychologiem, bliską osobą, przelewanie myśli na papier czy płótno – ważne, by na nas działały – były właściwe i pomagały zrozumieć.
Mam taką myśl, że emocje posiadają funkcję adaptacyjną i niosą głębokie przesłanie, wskazówkę dla nas, co dzieje się w naszym życiu i co aktualnie jest w nas żywe.
Osobiście mam mocne przekonanie, że emocje, które w danej chwili odczuwamy, łączą się z potrzebami, które gdzieś głęboko w nas drzemią i chcą dać o sobie znać.
Z chwilą rozbrajania tego, co z nami się dzieje, akceptacji danego stanu, patrzenia na to i szukania powodu, spod powierzchni morza niewiedzy zaczynają wypływać potrzeby, które są nam bliskie, ale możemy ich nie dostrzegać. Kiedy zaczniemy patrzeć na emocje jak na wskazówki o nas samych i nie będziemy ich oceniać, a szukać w nich sposobu na zrozumienie, poszerzy się nam perspektywa i sposób spostrzegania.
Kiedy po raz kolejny denerwuję się na swojego partnera z powodu późnego powrotu do domu czy kolejnego spóźnienia na spotkanie o umówionej porze, to może być to dobra okazja do sprawdzenia, z czym to się dla mnie wiąże, co to mi „robi”. Na początku jestem zła, poirytowana i zawiedziona. Kiedy myślę sobie, z czym to się łączy, to na wierzch wypływa potrzeba szacunku do mojej osoby, mojego czasu i naszych wspólnych ustaleń. Zależy mi na tym, by mój mąż dotrzymywał słowa, by był odpowiedzialny, by trzymał się ustalonych zasad. Ale czy to na pewno wszystko? Mogłabym powiedzieć, że tak. Zasady zostały złamane i kropka. Jednakże kiedy złapię oddech, kontakt ze sobą, i zadam sobie pytanie: „co jeszcze w tym jest dla mnie ważne? O co tak naprawdę mi chodzi?”, to sięgając do mojego wnętrza, zaczynam czuć i odkrywać, że jest jeszcze coś… Moja złość przeplata się ze smutkiem, tęsknotą i poczuciem osamotnienia, które mówią mi o tym, że tak w głębi serca bardzo potrzebuję tych spotkań, bo zależy mi na bliskości i więzi z moim mężem. To dwie główne potrzeby, które są przykryte innymi, bardziej widocznymi.
Zatrzymanie się i złapanie kontaktu ze swoim wewnętrznym wszechświatem pozwoli nam zobaczyć prawdę o sobie i pokaże drogę do naszej autentyczności.
Uczucie gniewu, rozgoryczenia, zmartwienia czy wzburzenia to taka czerwona lampka, która jest dla nas sygnałem, aby się sobą zaopiekować i sprawdzić, z czym jesteśmy.
Nieprzyjemne uczucia takie jak te wymienione powyżej i te inne, które nie zostały przeze mnie zamieszczone w tekście, są po prostu ok. Mamy prawo je odczuwać. Nie zamiatajmy ich pod łóżko, nie zamykajmy ich w szafie, otwórzmy im drzwi i zobaczmy, co chcą nam powiedzieć. Potraktujmy je jak dobrych znajomych, którzy przychodzą do nas z troską i chcą nam coś ważnego o nas przekazać.