Nasze „Sekrety”
Pamiętam z dzieciństwa zabawę w „sekrety”. Wykopywało się w ziemi dołek, wsadzało do niego dziecięcy skarb, np. historyjkę z gumy Donald, jakiś fajny kwiat lub kamyk i przykrywało się je kawałkiem szkiełka. To wszystko przysypywało się ziemią i zdradzało lokalizację naszego „sekretu” tylko najbardziej zaufanym kolegom i koleżankom, którzy mogli podziwiać nasz skarb jedynie przez szybkę. Własny „sekret” był powodem do dumy.
Zapomniane skarby
Z tymi „sekretami” był tylko jeden problem. Wcześniej czy później, kiedy już wszystkim godnym taki „sekret” się pokazało i nie można już było nim zabłysnąć przed nikim więcej, odchodził on w zapomnienie. Pozostawał przesypany ziemią pod kawałkiem szkła do momentu, aż ktoś nieświadomy jego istnienia nie wzruszył tej ziemi unicestwiając w ten sposób naszą tajną skrytkę. Bywało i tak, że o miejscu naszego „sekretu” dowiadywał się ktoś niegodny, kto niszczył nasz „sekret” kradnąc z niego nasz skarb. Można zatem przyjąć, że los każdego „sekretu” był z góry przesądzony i nie było mu pisane przetrwanie.
„Sekrety dorosłych”
Jako dorośli nie zakopujemy już naszych skarbów pod szkiełkiem w ziemi. Nie oznacza to jednak, że nie tworzymy „sekretów”. Są nimi wszystkie nasze niespełnione marzenia i pragnienia, które zachowujemy tylko dla siebie lub zdradzamy paru najbliższym osobom. Ustawiamy je za szybami na naszych wirtualnych półkach, zerkając na nie od czasu do czasu, z żałością i poczuciem niespełnienia albo z nadzieją, że gdzieś, kiedyś wreszcie je spełnimy. Niestety często nie zauważamy tego, że z czasem te „półki nadziei” zamieniają się w kolumbaria naszego potencjału. Żyjemy nie będąc do końca sobą, nie spełniając się tak, jak byśmy mogli i zamykając za każdą taką szybką nasz „sekret” z częścią naszej życiowej energii. Niestety los tych „sekretów” jest równie przesądzony, podobnie jak tych dziecinnych, które pójdą w zapomnienie albo ktoś inny, komu o nich opowiemy, zrealizuje je jako część własnego życia.
Doskonale ten stan ujął David Deida w swojej książce „Błękitna prawda”: „Jesteś czymś więcej, niż pokazuje to twoje życie i … wiesz o tym. Kochasz bardziej… niż pozwalają ci związki i jesteś wspanialszy… niż sugeruje to twoja praca i kariera. W tajemnej głębi Istnienia jesteś nieskończony, twórczy, nieograniczony i… – jak się wydaje – kompletnie niezdolny, aby zaprezentować swoją pełną chwałę światu.”
Na całe szczęście w innej ze swoich książek „Droga pełniejszego mężczyzny” zdradza sposób, jak sobie z tym stanem poradzić: „To się nigdy nie skończy, więc przestań czekać, aż przyjdzie to lepsze. Poświęć od teraz minimum jedną godzinę dziennie, aby robić to, co odkładasz na później. Przestań czekać na ustabilizowanie swojej sytuacji finansowej lub na chwilę, kiedy twoje dzieci dorosną i opuszczą dom. Zrealizuj swoje zobowiązania i poczuj się wolny. Rób to, co naprawdę chcesz robić. Nie czekaj dłużej! Nie wierz w mit: „pewnego dnia, kiedy wszystko będzie wyglądało inaczej…”. Rób teraz to, co kochasz robić, na co czekasz, aby robić, lub to, po co się urodziłeś, aby robić. Przynajmniej jedną godzinę dziennie rób to, co po prostu kochasz robić – co w głębi serca czujesz, że powinieneś robić – pomimo codziennych obowiązków, które pozornie cię ograniczają.”
W tym kontekście warto też pamiętać o słowach Yogi Bhajana „To nie życie się liczy, ale odwaga, którą w nie wnosisz.” Zatem życzę Wam odwagi w spełnianiu Waszych marzeń i pragnień.