Są takie momenty w życiu, ktore na długo zapadają w pamięć. Dobrze pamiętam scenę z Na dobre i na złe, w której Olga Bończyk zaśpiewała Jego portret. W pamięci utkwiły mi jej uśmiech i spokój, pomyślałam: „to musi być niezwykle szczęśliwa i spełniona kobieta“. Dorosłe życie pokazało mi, że jest wiele czynników, które ten uśmiech i spokój dają, i jeszcze więcej takich, które nam go odbierają – dla każdego są z pewnością inne. Po latach z ogromną radością wybrałam się na spotkanie z Olgą Bończyk – aktorką filmową i teatralną, wokalistką, autorką płyty “Piąta rano”. Przywitały mnie ten sam uśmiech i spokój, jakby czas się zatrzymał… Zapraszam na spotkanie z cudowną kobietą i rozmowę o tym, że w życiu wystarczy być i zmieniać siebie, a nie świat.
– Anna Węgrzyn
Porozmawiajmy o zmianach. Czy uważasz, że życie to nieustające zmiany?
Wszystko się zmienia. Nie ma takiej rzeczy, która jest stała, może oprócz ludzi – ale oni też przychodzą i odchodzą. Wszystko ma swój czas i wszystko ma swój kres. Warto pogodzić się z tym, że wszystko przemija. Mnie nikt tego nie nauczył. Wyrosłam w domu, w którym rodzina jest rzeczą stałą – bez względu na to, co się dzieje, czy w związku jest dobrze czy źle, to rodzina musi trwać. Z dzisiejszego punktu widzenia nie wydaje mi się to dobre – jeśli naprawdę jest źle i naprawdę nie da się czegoś naprawić, to moim zdaniem lepiej się rozstać i poszukać dla siebie takiego miejsca i takiego człowieka, z którym po prostu będziemy szczęśliwi. Kogoś, z kim dożyjemy swoich starych dni w poczuciu miłości i wsparcia, a nie z towarzyszącymi podczas powrotu do domu myślami: „zaraz znowu powie mi coś przykrego – czym sobie na to zasłużyłem?“. Niczym! Zasługujemy wyłącznie na najlepsze rzeczy. Tylko od nas zależy, jakiego wyboru dokonamy.
Sama słyszałam to od mądrych ludzi już 10-15 lat temu – ale to, że wiedziałam, nie znaczy, że sama się do tego stosowałam. Wtedy jeszcze nie miałam z tym zgody. Dzisiaj oczywiście nadal nie wiem wszystkiego – dużo rzeczy wiem, ale jeszcze wielu nie umiem wprowadzić w swoje życie. Często zdarzają się w nim sytuacje, którym nie potrafię sprostać i muszę się wtedy cofnąć o kilka kroków, przypomnieć sobie te zasady i spróbować mimo wszystko przepuścić je przez swój własny filtr. Łatwo jest przeczytać kilkanaście książek i słuchać ludzi, którzy chcą nas pouczać czy terapeutyzować. Dużo trudniej umiejętnie z tego korzystać – czerpać z tego i umieć wprowadzić to w swoje życie w taki sposób, żeby być w zgodzie z samym sobą.
Każdy z nas jest inny. Warto poznawać różne punkty widzenia, ale czerpać z nich tyle, ile w danym momencie potrzebujemy i tylko to, co jest zgodne z nami.
To jest najlepsze podejście. Akurat teraz czytam kolejną książkę Osho – jego podejście jest szalenie trudne dla Europejczyków. Osho formułuje tezy, które z jednej strony są słuszne, ale z drugiej – z punktu widzenia człowieka żyjącego w naszej cywilizacji – powodują totalną niezgodę! Inaczej nas nauczono, panują u nas krańcowo inne zasady i inne zwyczaje. Osho twierdzi na przykład, że wszelkie religie są po to, by trzymać społeczeństwo na smyczy, by nim manipulować. Dziś się z tym zgadzam, ale jeszcze kilka lat temu jego filozofia była dla mnie nie do przyjęcia. Pierwszą jego książkę próbowałam przeczytać jakieś 2 lata temu i… nie byłam w stanie. Co chwilę się buntowałam, jego wizja jawiła mi się jako totalna anarchia. Po dwóch latach postanowiłam do niego wrócić. Pomyślałam, że powinnam czytać go z innej perspektywy, nie brać wszystkiego tak osobiście, spojrzeć przez pryzmat własnych doświadczeń – wtedy jest łatwiej.
Dokonywanie zmian to przejście z pozycji mistrza na pozycję ucznia. Warto zdać sobie z tego sprawę, wtedy rzeczywiście jest nam łatwiej odbierać świat z innej perspektywy.
Osho pokazuje na bardzo prostych, codziennych przykładach, że jesteśmy uwikłani w sieć schematów: myślenia, które zapędza nas w kozi róg i nie pozwala się rozwijać, czerpać z tego, co nam daje natura, korzystać z naszej intuicji. To wszystko jest nasz wybór. Oczywiście nie można też popadać w szaleństwo. Nie da się funkcjonować zgodnie z filozofią Osho w dzisiejszym świecie, bo skazujemy się na niebyt. Nie da się wyłamać z wszelkich prawideł prawno-społeczno-kulturowych. Traktuję jego dzieła jako zbiór wielu myśli i wniosków, które wyciągnął, patrząc na cały cywilizowany świat. Na ile gdzieś w tym wszystkim mogę mieć swoją prywatną odwagę, żeby uszczknąć coś dla siebie? Żeby spróbować dać sobie wolność? Bo on do niczego innego nie zmierza. Osho chce, żebyśmy jako ludzie poczuli się wolni, żyjąc tu i teraz, na miarę swoich warunków.
Czym jest wolność dla Ciebie?
Wolność jest dla mnie najwyższym dobrem każdego człowieka. Często patrzymy na innych i myślimy: ten to ma fajnie, nie musi robić tego czy tamtego… Nie – on po prostu to wybrał. Miał odwagę pójść dalej.
Ostatnio mój partner dość zaczepnie postawił taką tezę: gdy mały człowiek, po urodzeniu, nie mając jeszcze świadomości zostaje ochrzczony, potem uczy się religii, która wkłada mu do głowy różne tezy i dogmaty związane z tą kulturą – powinien do końca swych dni pozostać przy swej wierze, bronić jej i wyznawać z całej siły, bo to jest miarą naszego człowieczeństwa i tego, w jakiej kulturze się wychowaliśmy. To jest nasza tożsamość – urodziłeś się właśnie w tym kraju, więc bierz to z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nie potrafiłam sie z tym zgodzić. Bo czy rzeczywiście oświecony człowiek powinien bez względu na wszystko, tylko dlatego, że urodził się w konkretnym miejscu, tak skrajnie trzymać się tego co dostał, nawet kiedy nie jest tego do końca pewien? Czy nie powinno się mieć w życiu odwagi, żeby umieć powiedzieć: ja myślę inaczej? Nie chodzi o bunt wobec Boga, tylko o bunt wobec zasad, które przynajmniej mnie jawią się jako próba całkowitego opanowania i zmanipulowania społeczności w imię Boga czy różnych dogmatów, które zostały nam wtłoczone przez kulturę. Od wielu lat odczuwam na to niezgodę – nie chodzę do Kościoła nie dlatego, że nie wierzę w Boga, ale dlatego, że nie zgadzam się chociażby na klękanie i spowiadanie przed drugim człowiekiem, który uzurpuje sobie prawo, by mnie rozgrzeszać w imię Boga. To jakaś niedorzeczność. Religie często nakłaniają nas do inwestowania czasu, myśli i energii w rzeczy, które nie mają nic wspólnego z samorozwojem, a właśnie na nim moim zdaniem powinny polegać – na zagłębianiu się w sobie, komunikacji ze sobą i z zewnętrzną energią, na rozwijaniu siebie bez jakiejkolwiek ingerencji. Ja nikogo do niczego nie namawiam i nie chcę, by ktoś ingerował w moje sprawy. Każdy ma prawo być w swoim życiu na takim etapie, na jakim właśnie jest. Najważniejsze, by nie stać w miejscu.
Patrząc na twoje dokonania, myślę, że Ty zawsze żyjesz w zgodzie ze sobą.
To jest bardzo trudne!
No tak, ale żyjesz swoją pasją, kochasz śpiew i aktorstwo, i to właśnie robisz! Dbasz o swój rozwój osobisty, o świadome odżywianie, dużo by można jeszcze wymieniać…
Tak, ale nie jestem ortodoksem, nie strzelę sobie w łeb jak zjem pizzę (śmiech). Zdarzają mi się małe i duże grzechy. Po prostu w tym wszystkim próbuję odnaleźć siebie jako człowieka. Staram się żyć w zgodzie ze sobą, dbać o siebie i mądrze żyć. To oznacza również, że jeśli widzę jak ktoś pałaszuje pizzę, której dla własnego dobra raczej sobie odmawiam, ale w tym momencie nabieram na nią ogromnej ochoty, to w zgodzie ze sobą pozwalam sobie ją zjeść i nie robię sobie z tego powodu wyrzutów. Pozwalam sobie na robienie błędów. Godzę się z tym, że nie jestem idealna. Zdarzają mi się dni, kiedy jest mi źle i po prostu chcę sobie popłakać – mam wtedy gdzieś te wszystkie optymistyczne hasła, w zgodzie z którymi staram się zazwyczaj żyć.
Chyba właśnie na tym polega umiejętność prawdziwego poznania i kochania siebie – akceptowania siebie bez względu na stan, w którym się jest.
Uczę się tego. Od wielu lat słyszałam: „pokochaj najpierw siebie, a będziesz potrafiła kochać wszystkich“. Wyświechtany banał, który wszyscy znamy, ale jak trudno wprowadzić to w życie! Pod słowem „kocham“ jest ukrytych bardzo wiele rzeczy… Długo samej siebie nie kochałam, nie wierzyłam w siebie. Z dzieciństwa, z domu rodzinnego czy ze szkoły wynosimy mnóstwo przykrych zdarzeń i doświadczeń, które wyposażają nas w swoiste mechanizmy obronne. Podejmowanie złych wyborów, a potem lęk, że już do końca życia będę sama – skoro tyle razy mi się nie udało, to już zawsze tak będzie, widocznie na to nie zasługuję… Często tak myślałam. Wmawianie sobie, że nic nam się nie należy powoduje, że sami zaczynamy w to wierzyć i w rezultacie sami ściągamy na siebie najgorsze rzeczy. Uczenie się kochania samej siebie zaczęłam od tego, by pilnować, żeby nigdy nie mówić źle o samej sobie. Nie bądźmy swoimi własnymi wrogami. Jeśli sami nie będziemy stać po swojej stronie, to nikt po niej nie stanie. Jeśli sami traktujemy się źle, to nie oczekujmy nic innego od świata. Lubimy się o wszystko oskarżać – zwłaszcza kobiety.
Mam wrażenie, że pomaga Ci także cisza – kiedyś powiedziałaś, że „cisza to luksus“. Co miałaś na myśli? Czy w ciszy łatwiej spotkać się z samym sobą?
Zdecydowanie tak. Sama z siebie nigdy nie włączam w domu sprzętu grającego, telewizora czy radia. Poranki spędzam w ciszy. Mam poczucie, że poranek jest dla mnie, spokojniej wchodzę w dzień, mam czas pomyśleć o tym, co mnie tego dnia czeka, w jaki sposób go rozpocznę. Nie chcę od rana ładować się złymi, szokującymi informacjami, bo wtedy ładuję się negatywną energią. Nie potrzebuję z własnej woli otaczać się tą wiedzą, która może wytrącić mnie z równowagi. Czasem, kiedy jestem sama wieczorem, medytuję albo siadam i spokojnie myślę o rzeczach, które mnie dotyczą. Pytam samą siebie: Olga, co u ciebie słychać? Podczas dnia jest na to bardzo mało czasu – jesteśmy zajęci różnymi tematami, obowiązkami, nie starcza nam czasu na samych siebie.
A jak odniesiesz się do stwierdzenia, że człowiek jest sobą tylko wtedy, kiedy jest sam?
Myślę, że jest w tym bardzo dużo racji, bo w tym czasie z całą pewnością nikogo nie udajemy. Tak długo jak mamy widza, tak długo staramy się kontrolować. Kiedy nikt na nas nie patrzy, jesteśmy sobą. Wierzę jednak, że bez względu na to, czy mam widza czy nie, i tu i tu jestem sobą – mam nadzieję, że faktycznie tak jest.
Śpiewasz, ale również piszesz teksty. Co skłoniło cię do napisania słów piosenki Nie zatrzymuj się?
Sądzę, że nie warto odwoływać się do tego, co było. Trzeba zamykać drzwi, rozstawać się z ludźmi podając im rękę, wybaczać im i iść dalej naprzód. Budować nowe mosty, nie palić tych, które już są. Bez żalu zamykać drzwi. W refrenie śpiewam: zobacz świat ucieka szybko tak / czy ci dobrze jest w nosie ma. Nikt nie będzie się tym martwił. Trzeba sobie poradzić samemu z tym, co nas trapi, i iść naprzód, bo nikt na nas nie zaczeka.
Twoja twórczość to samo życie. Piosenka Wystarczy być to też zachęta do zatrzymania się i refleksji nad samym sobą.
Ten tekst napisała Magda Czapińska. Mądre, piękne strofy, by się zatrzymać, wsłuchać w siebie i… zwyczajnie być tym, kim się jest. Polubić wszystko to, co jest dookoła nas. Bo świata nie zmienimy – możemy tylko zmienić siebie.
Rozmawiała Anna Węgrzyn