Mam prawie 30 lat i dużo osób przeciera oczy ze zdumienia słysząc, że co jakiś czas wyjeżdżam gdzieś z… Mamą. Jej znajomi też się dziwią, jakby to było coś kompletnie niezrozumiałego. Czasami mnie to zastanawia – co w tym szokującego? Dlaczego tak wiele koleżanek mówi Mamie, że zazdrości, że one mogą co najwyżej o tym pomarzyć? Dla niektórych oznacza to nieodciętą pępowinę. Wielu osobom ciężko pojąć, że będąc Matką i Córką, można się zwyczajnie… lubić.
Mówi się, że z rodziną wychodzi się dobrze wyłącznie na zdjęciu. Kochamy się, wiadomo – bo więzy krwi, bo tak już jest, bo to naturalne. Ale często za miłością nie idzie sympatia. Owszem – można kogoś kochać, a nie lubić go za bardzo. A my się lubimy, chociaż wiele lat trwało docieranie się i próba zrozumienia siebie nawzajem. Każda z nas popełniała błędy, ale uczyłyśmy się. Dzisiaj mamy o wiele lepszy kontakt niż wtedy, gdy byłam nastolatką. Lubimy ze sobą rozmawiać. Lubimy umawiać się na spontaniczne śniadania na mieście. Lubimy sobotnie wypady na targ i wspólne gotowanie. Chodzimy do kina, pożyczamy sobie książki, podsyłamy ciekawe linki dotyczące wystaw, miejsc, przepisów czy kursów. Co jakiś czas umawiamy się na buszowanie po lumpeksach. Mamy podobne podejście do wielu spraw, chociaż w niektórych różnimy się poglądami. Mieszkam sama, jestem samodzielna i podejmuję własne decyzje. Mam swoje pasje, znajomych. Nie uczepiłam się mamusinej spódnicy, a to, że chętnie spędzam z Nią czas uważam za powód do dumy.
Pierwszy raz wyjechałyśmy razem 10 lat temu, na zorganizowaną wycieczkę do Turcji i okazało się, że świetnie się na wyjeździe dogadujemy (co wcale nie jest takie oczywiste, bo często osoby, które bardzo lubię na co dzień, nie sprawdzają się jako kompani poza miejscem zamieszkania). Potem były już europejskie wojaże organizowane przeze mnie. Obydwie lubimy być w ruchu, wstawać rano, a potem cały dzień zwiedzać. Nie siedzimy w miejscu, chcemy coś odkryć, zobaczyć. Wolimy lokalne restauracje od hoteli z All Inclusive. Nie przeszkadzają nam skromne warunki noclegu, bo liczy się czas spędzany razem. Chwilę posiedzimy na plaży, a potem ruszamy w dalszą drogę. Czasami ktoś proponuje Jej wspólny wyjazd, ale zaczynają się rozmowy o słońcu, zamkniętych resortach, drinkach z palemką, leżakowaniu. Rezygnuje i pyta, czy zabiorę Ją gdzieś, gdzie miałam jechać sama. Gdzie będziemy mogły coś przeżyć, poznać, spróbować czegoś nowego. Mnóstwo wrażeń, niskim kosztem. Zakładamy plecaki, wygodne buty i niestraszne nam brzydka pogoda czy wiatr. Smakujemy każdy dzień. A że komuś to przeszkadza albo kogoś dziwi… Ja każdemu życzę Mamy, która będzie tak otwarta na świat.
Fot. Agnieszka Kuczyńska