Czy jest jeden prezent, który może być dobry dla każdego członka rodziny? Czy ten sam prezent możemy dać przyjaciołom i też się ucieszą? A może jeszcze można dać go sobie?
Kilka lat temu odkryłam, że skoro obdarowuję innych prezentami na rożne okazje, to mogę obdarować i siebie. Zaczęłam od urodzin. Zależało mi na tym, aby było to coś wyjątkowego, w końcu na co dzień dajemy sobie rożne przedmioty. Raz kupujemy ładną rzecz bo w promocji, innym razem jemy coś w orientalnej restauracji, wyjeżdżamy na wakacje marzeń. Analizując to wszystko wybrałam jeden najcenniejszy prezent w swoim zabieganych życiu. Wzięłam sobie dzień wolny czyli urlop na urodziny. Prezent okazał się trafionym w 10. Od rana zrobiłam sobie kąpiel, maseczki, a jednocześnie dostałam jeszcze jeden dodatkowy: przekonałam się dla kogo jestem ważna w pracy. W pracy często dostajemy życzenia, wszyscy ustawiają się w kolejce (bo inaczej nie wypada) i dostajemy porcje życzeń. Kiedy zostajemy w domu sytuacja się zmienia, bo życzenia dostajemy już tylko od osób, dla których naprawdę coś znaczymy. Jakim cudownym zaskoczeniem był przystojny młodzieniec z bukietem kwiatów, wybrany nieprzypadkowo przez moje koleżanki z księgowości. Były tez inne bukiety i inne życzenia, nigdy bym tego nie doświadczyła gdyby, nie mój własny prezent – urlop, czyli czas wolny. Dlaczego więc ten cudowny prezent nie jest stosowany na co dzień? Łatwiej nam kupić kolejne pudełko klocków, lalę lub innego modnego w danym czasie stwora, niż dać dziecku czas. Jak cenne okazać się może korzystanie ze starych klocków, ale wspólnie. Okazuje się, że czasu mam również mało dla partnera i przyjaciół. Dlaczego nie skorzystać zatem z tej, wydawać by się mogło, prostej formy obdarowywania siebie nawzajem? Ostatnio na konferencji „Pełna MOC” wysłuchałam opowieści Mateusza Damięckiego o jego podróży do Magadanu. Wielokrotnie wspominał, jak dużo dostał w zamian za poświęcony komuś czas. Rosjanin napełnił mu bak paliwem, nie chciał pieniędzy – tylko 1 dolara – ale powiedział „zostań tu ze mną i porozmawiaj”. Innym razem mieszkał w hotelu za darmo, ale aby podziękować musiał poczekać na właściciela jeszcze kilka dni i nie mógł jechać dalej. Ta sytuacja bardzo dobrze pokazuje, jak cenny jest czas. Na tej samej konferencji Jacek Walkiewicz wspomniał też o historii ze swoim synem, na spotkanie z którym się spóźnił. On nawet przeprosił, ale syn powiedział „na szkolenie byś się nie spóźnił”. I w końcu jest tak, że pędzimy na spotkania do kontrahentów, a tych samych zasad nie przekładamy na najbliższych. Idziemy na romantyczną kolację, a znaczna jej cześć jest poświęcona na e-maile i telefony. Sama kiedyś czekałam 50 minut w restauracji, podczas gdy mój narzeczony kończył rozmowę biznesową pod restauracją. Nie była to pojedyncza sytuacja. Myślę, że większość z nas ma takie doświadczenia. Pytanie tylko co z nimi robimy. Może za kilka dni ktoś bliski ma urodziny, może właśnie zamawiamy tort dla naszego dziecka? Warto zatem pomyśleć, czy nie jest to czas na przygotowanie wniosku urlopowego lub wpisanie w kalendarz zamiast 10 spotkań Dzień dla mojego dziecka, żony, męża, partnera, przyjaciela…