Życie szyte na miarę, czyli o roli uważności na co dzień

Ręka do góry, kto nie miał poczucia, że dzień za szybko minął? Że działo się za dużo, w zbyt dużym tempie, a tak niewiele się z tego pamięta? Kto nie miał uczucia, że bierze udział w wyścigu i poczucia żalu, że chciałoby się choć na chwilę zatrzymać, popatrzeć, posłuchać, posmakować? Taka refleksja to już dobry początek. Początek nowej drogi pełnej dziwów, które cały czas mijamy, nawet ich nie zauważając; bo cóż można dostrzec jadąc szybko pociągiem przez las? Zieloną ścianę za oknem. A jadąc rowerem? Czytając gdzieś kiedyś to porównanie, sama szłam już piechotą. Ale proces hamowania trwał dość długo, jak to proces. Życie w pędzie jest jak koło zamachowe – rozpędzone, nie zatrzymuje się w jednej chwili. Do dziś zdarza mi się, że muszę wyhamowywać. Ale teraz mam już narzędzie, które pozwala mi robić to bez pisku opon (szyn?) i jeszcze czerpać z tego korzyści.

Uważność (mindfulness) to nic innego jak świadomość każdej chwili. Koncentrowanie się na rzeczach, które zwykle nie przykuwają naszej uwagi, nad którymi się nawet nie zastanawiamy. To skupienie na czynności, którą zazwyczaj wykonujemy mechanicznie, na automatycznym pilocie; jak zmywanie naczyń, jazda samochodem, wieszanie prania czy pokonywanie drogi piechotą od punktu do punktu. Uważna obecność to forma umysłowego treningu, skoncentrowanego na rzeczywistości, na zatrzymaniu nieustającego potoku myśli i skupieniu na świadomym przeżywaniu bieżącej chwili. Mindfulness jest jak magiczna soczewka, przez którą wszystko lepiej widać i nic nie umyka. Bez obaw, że przegapi się okazję, bez wątpliwości czy to zadanie/praca jest dla mnie. Bez poganiania, bez „jakoś to będzie”. Będąc uważnym, Ty decydujesz, bierzesz życie w swoje ręce.

Jon Kabat-Zinn w książce „Praktyka uważności dla początkujących” nazywa uważność przytomnością umysłu, rozwijaną przez celowe skupienie uwagi na tym, co jest w teraźniejszości, bez osądzania czegokolwiek. Właśnie owo osądzanie, krytykowanie i ocenianie jest często powodem, dla którego czujemy, iż powinniśmy być gdzie indziej niż właśnie jesteśmy. Wówczas tracimy z oczu to, co się dzieje, próbując poprawić rzeczywistość i nagiąć ją do naszych własnych oczekiwań.

To, do czego pragnę Cię zachęcić, to próba zatrzymania się na chwilę, w dowolnym momencie, i spojrzenia na sytuację taką, jaka ona jest. Proponuję, abyś próbował być w pełni obecny w bieżącej chwili, zanurzyć się w niej i ją poczuć. Dlaczego by nie spróbować przeżywać życia w każdym jego momencie, nie przeganiać niechcianych chwil, hołubiąc jedynie te wybrane? Skoro i tak musisz pozmywać naczynia, dlaczego nie zrobić tego uważnie, odczuwając wszystkimi zmysłami to, co się wtedy dzieje – gładkość szklanki, ciepło wody na dłoniach, zapach płynu, szum wody z kranu? Dlaczego by nie spróbować nie poganiać tej chwili, nie oceniać (jako stratę czasu), a z pełną przytomnością zajmować się tym, co jest? Kiedy już nabierzesz wprawy w uważnej obecności, może się okazać, że nie tylko możliwe jest bycie w pełni tej chwili, ale nawet zmywanie naczyń może sprawiać radość. Cudownie jest odkryć, że nie trzeba się nigdzie spieszyć, by zająć się rzeczami, które uważasz za ważniejsze albo bardziej atrakcyjne, i zrozumieć, że to co się dzieje, to właśnie Twoje życie.

Można też przyjrzeć się sytuacji, kiedy czas się dłuży. Kiedy np. nie przepadasz za swoją pracą właśnie dlatego, że jest mało aktywna i czas wolno w niej płynie. Tu również działa zasada uważności. Ćwiczenie w koncentrowaniu się na poszczególnych działaniach, z wykorzystaniem wszystkich zmysłów, może okazać się zaskakująco orzeźwiającym i twórczym zajęciem. Odkąd wprowadziłam uważną obecność do własnego życia, nie zdarza mi się już czekać. Każda chwila przynosi nowe wrażenia. Patrzenie na otaczające zjawiska świeżym, pełnym ciekawości spojrzeniem jest fascynującym zajęciem! Zmysłowe odbieranie świata może dawać wiele radości i rozbudzać tkwiącą w każdym z nas kreatywność.

Dobrze jest wiedzieć, że nigdy nie jest za późno na taką praktykę; nie jest też istotne, że czasem zapominamy o uważności i nie wiedzieć kiedy znów działamy automatycznie. Ważne, żeby w chwili przytomności wracać do tu i teraz, bo każda chwila to nowa szansa na „start od początku”.

Rzadko kiedy uświadamiamy sobie, że bezustannie toczymy wewnętrzny dialog oparty na naszych przekonaniach i założeniach, mocno już ugruntowanych, a dawno nie poddawanych refleksji. Dzięki uważnej obecności możemy wsłuchać się w niego z większym dystansem i odświeżając poglądy o nas samych, na bieżąco poddawać je weryfikacji. Weźmy jako przykład towarzyszące nam często przekonanie, że zmiany są czymś, czego należy się obawiać. W związku z nim nie tylko gasimy w zarodku nasze pomysły na podjęcie nowej aktywności, ale także często żyjemy w strachu, obawiając się redukcji etatów, zakładając, że ta praca, to najlepsze co nas mogło spotkać – w rezultacie wciąż tkwimy w miejscu, w którym już dawno nie chcemy być. Kiedy nie stosujemy zasady uważności, takie poglądy mogą ugruntować się w nas na tyle mocno, że gdy pojawi się nowa propozycja albo okazja do zmiany, odrzucamy ją automatycznie, wierząc w to, co bez przerwy podpowiada nam wewnętrzny głos, któremu z braku refleksji się nie przyglądamy i nie weryfikujemy go.

W książce „Życie – piękna katastrofa” Jon Kabat-Zinn podkreśla, że dzięki uważności zaczynamy zdawać sobie sprawę, że nasze życie rozwija się tylko w poszczególnych chwilach. Jeżeli przez wiele chwil nie jesteśmy w pełni przytomni, możemy nigdy nie uświadomić sobie własnych możliwości. Twierdzi też, że patrząc na życie „w sposób: nieograniczający, nieoceniający, szeroki, bez przedwczesnych ocen i wydawania osądów oraz wyroków, możemy dostrzec sieć wrodzonych połączeń, z których powiązane są nasze przeżycia i skontaktować się z nią. Patrząc w ten sposób zdrowiejemy. Nie tylko na duszy, ale też ciele. Dzięki temu uzmysławiamy sobie jak bardzo jesteśmy niezwykli i cudowni, wiedząc zarazem, że jednocześnie nie jesteśmy niczym szczególnym, jedynie częścią większej pełni, falami na morzu, wznoszącymi się i opadającymi na krótkie  chwile, które zwiemy naszym życiem”.

 

fot. Patrycja Rygielska

Avatar
Katarzyna Zofia Bazylczyk

Kim jestem i co robię: Trener rozwoju osobistego, doradca zawodowy, surdopedagog i miłośniczka jogi, z pasją i zaangażowaniem zgłębiająca dziedzinę mindfulness. Dyplomowany trener relaksacji, matka dzieciom, autorka bloga Na co dzień pracuję z dziećmi i młodzieżą, pomagając im w zrozumieniu istoty uważności i uświadamianiu, że eksplorowanie świata dobrze jest zacząć od źródła, czyli od siebie samego.   Dlaczego tu jestem: Ponieważ wierzę, że nie ma przypadków i wszystko jest po coś. Chciałabym dzielić się moim odkryciem, czyli wiedzą na temat tego, jak wielką moc ma uważność i jakie niezwykłe zmiany może wnosić w nasze życie. Z czego jestem dumna w moim życiu: Cudowne dzieciaki, fajny mąż, rosnąca samoświadomość, odwaga w podejmowaniu wyzwań (mimo czasami miękkich kolan). Moje słabości: Nadopiekuńczość.  Mój sprawdzony sposób na zły humor: Chwila sam na sam ze sobą. Niespieszność. Największa zmiana w moim życiu: Zmiana w sposobie myślenia, że wszystko czego potrzebujemy nosimy w sobie. I wynikająca z tego pewność  siebie, rozumiana jako spokój wewnętrzny i wiara we własne możliwości.

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.