Odwiedziła mnie ostatnio w biurze Klientka, która dzień wcześniej wróciła z urlopu. W pierwszej chwili jej nie poznałam – wyprostowana, rumiana, uśmiechnięta, ubrana w jasne kolory. Bardzo dziękowała za wyjazd, który pomogłam jej zorganizować. Gdy wyszła, dopadła mnie chwila refleksji – czy urlop jest ważny? Pamiętam tę samą osobę zaledwie dwa tygodnie wcześniej – przemęczoną, nerwową, smutną. Niesamowita przemiana, jakbym miała do czynienia z kimś innym!
Mam znajomych, którzy od kilkunastu lub kilkudziesięciu miesięcy nie byli na urlopie. Bo ciągle nieodpowiedni czas w pracy, bo nie mają pieniędzy, żeby wyjechać gdzieś za granicę, bo dziecko ciągle choruje, bo sytuacja rodzinna nie sprzyja. Problemy się piętrzą, przeciwności coraz więcej, firma na siłę na urlop nie wysyła, a człowiek jest coraz bardziej zmęczony, pozbawiony sił i chęci do działania. Namawiam czasem znajomych, by zrobili sobie chwilę przerwy, wyjechali przynajmniej na kilka dni. Patrzę, jak gasną w oczach, jak stają się drażliwi, nic ich nie cieszy. Urlop to nie fanaberia, to nie próba ucieczki przed obowiązkami – to niezbędny element naszego życia, pozwalający utrzymać w nim równowagę.
Niemalże wszystkie badania mówią jasno – bez odpowiedniej dawki wypoczynku stajemy się mniej produktywni, trudniejsi we współpracy, narastają w nas frustracje, co może prowadzić do wypalenia zawodowego, a w skrajnych przypadkach nawet do depresji. Czasami pojawiają się problemy ze zdrowiem oraz wahania nastrojów. Dotyczy to nie tylko osób pracujących na umowę zlecenie (bez prawa do urlopu) czy prowadzących własne firmy (obowiązki 24h na dobę), ale też znanych mi ludzi pracujących na etatach. To niepokojące, ponieważ mamy tylko jedno życie i warto, by miało ono jak najwięcej przyjemnych momentów.
Mówi się, że weekend czy kilka dni to za mało, by w pełni zregenerować siły, że przynajmniej raz do roku wskazany jest urlop 2-tygodniowy. Sama tej zasady nie przestrzegam, bo uważam, że każdy powinien wsłuchać się w siebie i zastanowić, kiedy najlepiej się resetuje. Ja staram się udawać na tygodniowy wypoczynek średnio co trzy miesiące, a do tego wygospodarować czas dla siebie w weekendy. Urlop ma mnóstwo zalet: spada poziom kortyzolu (hormon stresu), organizm się dotlenia, endorfiny skaczą jak szalone. Nawet 7 dni wystarczy, by podreperować nadwyrężone siły, złapać wiatr w żagle i zwiększyć motywację do dalszego działania. Jedni odpoczywają aktywnie (intensywnie zwiedzają nowe miejsca, uprawiają sporty itd.), a inni pasywnie (czytają książki, opalają się itd.). Niech każdy robi to, co sprawia mu przyjemność, byle nie spędzić wolnych dni przed monitorem telewizora, laptopa lub telefonu komórkowego, do których bywamy uwiązani na co dzień.
Już słyszę te argumenty: „Ale ja nie mogę wziąć dłuższego urlopu w pracy, jestem w niej niezbędna”. Naprawdę? Nie słyszałam jeszcze, żeby jakaś firma upadła z powodu kilkudniowej nieobecności jednego z pracowników (prawie zawsze znajdzie się ktoś na zastępstwo!). Poza tym dni urlopowe można połączyć ze świętami lub tzw. długimi weekendami. „Nie stać mnie na to, żeby gdzieś wyjechać, to tak dużo kosztuje!”. Wierzę, że wiele osób naprawdę z trudnością wiąże koniec z końcem, ale w większości przypadków to tylko wymówki. Można wcześniej kupić tanie bilety na autobus lub samolot, znaleźć niedrogie noclegi (np. na campingu lub prywatnej kwaterze). Nie trzeba jechać nigdzie daleko, z powodzeniem wystarczą podróże lub wypoczynek w naszym pięknym kraju. Można wyjechać na działkę za miasto (jeśli nie ma się własnej, warto popytać przyjaciół – może ktoś ma i stoi właśnie pusta), odświeżyć odkładane od dawna zaproszenia do mieszkającej gdzieś dalej rodziny czy znajomych. Warto na trochę zmienić otoczenie, otworzyć się na nowe smaki i przeżycia, by potem wrócić do pracy z uśmiechem i mnóstwem dobrej energii. Nic na tym nie ucierpi, a wręcz przeciwnie – świat stanie się piękniejszy i pełen nowych wyzwań!
fot. Agnieszka Kuczyńska