Twoja szafa pęka w szwach, a znalezienie konkretnej bluzki graniczy z cudem, bo nie wiesz nawet gdzie ją położyłaś? Kupujesz nowe kosmetyki, a potem upychasz je gdzieś na półce, by najpierw zużyć stare albo używasz pięciu żeli pod prysznic jednocześnie? Książki wysypują się z półek, a talerze i szklanki przestały mieścić się w kuchni? Nie potrafisz się oprzeć przed kupowaniem nowych rzeczy, ale żal Ci wyrzucać stare? Magazynujesz nieużywane przedmioty w dziesiątkach pudełek, upychasz je w szafkach, schowkach i pod łóżkiem, a myśl o uporządkowaniu tego wszystkiego napawa Cię przerażeniem? Jeśli na którekolwiek z tych pytań odpowiedziałaś pozytywnie – witaj w klubie niepoprawnego zbieracza przedmiotów.
Konsumpcjonizm wywiera na nas presję nieustannego kupowania najmodniejszych ciuchów i gadżetów. Znosimy je do domu i układamy w widocznym miejscu, a te „przeterminowane“ modele sprzed pół roku chowamy z tyłu szafy – żal wyrzucić, bo przecież są jeszcze w pełni sprawne, ale używać też nie ma potrzeby, skoro mamy nowy, lepszy model. W taki sposób, mniej lub bardziej świadomie, tworzymy swoje domowe kolekcje przedmiotów, które tracą wartość praktyczną i stają się bliższe muzealnym eksponatom. Wystawy: „Moje stare telefony komórkowe“, „Serwis po babci“, „Ubrania, w które nie mieszczę się od 5 lat, ale kiedyś na pewno będą jeszcze dobre“. Przedmiotów przybywa, przestrzeń w której żyjemy staje się coraz bardziej zagracona, a my – zamiast zwrócić uwagę na to, co już mamy – tworzymy w głowie kolejną listę zakupów.
Czy da się jakoś opanować ten chaos? Jako niepoprawna zbieraczka, która od kilku lat walczy z nadmiarem przedmiotów, doszłam do wniosku, że najlepiej działają trzy zasady: zatrzymywania tego, co kochasz, dawania drugiego życia i świadomych zakupów.
Zatrzymaj to, co kochasz
W internecie, prasie i poradnikach można znaleźć wiele magicznych metod na pozbycie się niepotrzebnych przedmiotów. Wyrzuć wszystko, czego nie używałeś przez ostatni rok. Za każdą kupioną nową rzecz wyrzuć jedną starą. Metoda na porządkowanie ubrań: na każdym wieszaku przewiąż wstążkę, którą zdejmiesz, kiedy założysz daną rzecz, po kilku miesiącach zrób przegląd garderoby i pozbądź się tych ubrań, przy których wstążka się ostała. Próbowałam wszystkich tych metod (może poza ostatnią, bo który zbieracz ma miejsce, by trzymać wszystkie ubrania na osobnych wieszakach?) i żadna nie działała. Dopiero podczas niedawnej lektury Magii sprzątania Marie Kondo uświadomiłam sobie, co było z nimi nie tak: wszystkie koncentrują się na myśleniu o tym, czego już nie chcesz, a nie na tym czego chcesz.
Marie Kondo sugeruje, żeby zebrać wszystkie przedmioty z danej kategorii w jednym miejscu i wybrać spośród nich te, które faktycznie sprawiają nam radość. Metoda może wydawać się banalna, ale naprawdę działa. Kiedy zastanawiamy się, czy coś wyrzucić czy nie, dużo trudniej jest nam podjąć decyzję. Do głosu dochodzi zdrowy rozsądek: kiedyś mi się to przyda, przecież nie wyrzucę całkiem dobrej rzeczy, przecież to prezent od mamy/partnera/przyjaciela. Poza tym wizja rozstania się ze swoją własnością jest po prostu przykra. Łatwiej schować coś w najciemniejszym kącie mieszkania niż wynieść to na śmietnik. Skupienie się na wyborze tego, co faktycznie lubimy i co sprawia nam radość, czyni proces wyboru dużo przyjemniejszym i prostszym. Kiedy porządkowałam ubrania metodą „eliminacji negatywnej“, z bólem serca pozbywałam się kilku rzeczy. Stosując metodę Marie Kondo, zostawiłam sobie połowę garderoby i nie miałam z tym najmniejszego problemu.
Taka metoda jest dobra z jeszcze jednego powodu – nie narzuca żadnych sztywnych ram, w których musimy się zmieścić. Jeśli naprawdę kochasz swoją kolekcję poszczerbionych kubków, to zostaw je i korzystaj z nich z dumą, nie przejmuj się, że to niepraktyczne. Ale działaj konsekwentnie i w drugą stronę, usuwając z domu nawet całkiem sprawne i praktycznie nowe przedmioty, które nie sprawiają Ci radości.
Już wkrótce kolejne części!