Mamy czas noworocznych postanowień i wyznaczania celów na rok kolejny. Jak pokazuje życie, części z nich nie uda się osiągnąć. Pytanie jednak, czy cel, który nie został zrealizowany, faktycznie oznacza porażkę?
Chyba każdy z nas miał okazję obejrzeć film, w którym snajper ratuje czyjeś życie lub eliminuje groźnego przeciwnika. Zazwyczaj z odległości kilkudziesięciu lub kilkuset metrów musi precyzyjnie trafić w punkt wyznaczony przez wskaźnik laserowy. Pomyłka o dwa, trzy centymetry mogłaby okazać się katastrofalna w skutkach. Do celu strzelają również łucznicy – choć chcieliby z precyzją godną snajpera trafiać zawsze w dziesiątkę, sam fakt trafienia w tarczę oznacza dla nich zdobycie punktów. W ich wypadku katastrofa następuje wtedy, kiedy w tarczę nie trafią.
Z nieznanych mi powodów miewamy tendencję do wyznaczania swoich celów równie precyzyjnie, jak snajper umieszcza kropkę wskaźnika laserowego na ciele wroga. W pewnym stopniu może to być pokłosie uczenia nas, że cel powinien być SMART, czyli: sprecyzowany, mierzalny, atrakcyjny, realistyczny i terminowy. Chcemy być idealni, więc wyznaczamy tak szczegółowy cel, że zaczyna on przypominać przysłowiową dziesiątkę na tarczy. Problem w tym, że jednocześnie nie wyznaczamy obszaru wokół celu, który także jest punktowany, i tym sposobem podcinamy sobie skrzydła. Bo kiedy nie realizujemy celu idealnie, nagle stwierdzamy, że nie osiągniemy tego, co zaplanowaliśmy. I odpuszczamy temat, w rezultacie ponosząc porażkę.
Załóżmy, że chcemy schudnąć 5 kg w 5 miesięcy. Kiedy mijają 3 miesiące, a my schudliśmy dopiero 1,5 kilograma, uznajemy, że cel jest poza naszym zasięgiem. Zrezygnowani wracamy do niezdrowego sposobu odżywiania, zapewne z naddatkiem nadrabiając utracone kilogramy. A gdybyśmy zaprojektowali sobie „tarczę łuczniczą” z następującymi celami:
5 kg mniej = 10 pkt. (wynik idealny);
4 kg mniej = 8 pkt. (całkiem niezły wynik);
3 kg mniej = 6 pkt. (nie jest źle, zrobiliśmy postępy);
2 kg mniej = 4 pkt. (daleko do ideału, ale i tak zadbaliśmy o nasze zdrowie)?
Co stałoby się z naszą motywacją, gdybyśmy po 3 miesiącach schudli tylko 1,5 kg? Prawdopodobnie walczylibyśmy dalej, bo do 2 kg jest blisko, a szansa na zdobycie 6 punktów nadal znajduje się w naszym zasięgu.
Warto zadbać o elastyczność celu i postrzeganie go w szerszej perspektywie. Jeżeli zakładamy, że szukamy tylko takiego stanowiska, na którym będziemy pracować maksymalnie 8 godzin dziennie, to w jakimś stopniu zawężamy sobie możliwości. Jeśli jednak założymy, że nie chcemy pracować więcej niż 40 godzin tygodniowo, dopuszczamy możliwość, że jednego dnia zostaniemy dłużej, innego zaś wyjdziemy wcześniej, choć pracujemy w takim samym wymiarze czasowym. Dzięki takiemu podejściu nie tylko poczujemy mniejszą frustrację, lecz także zwiększymy liczbę potencjalnych miejsc pracy dopasowanych do naszych oczekiwań.
Życzę Wam wszystkim rozważanego napinania łuku i strzał zawsze w tarczę!