Magda, jak co roku, po powrocie ze świąteczno-noworocznego wyjazdu ma swoje przemyślenia: spotkania rodzinne to dla jednych wspaniały, radosny, pełen ciepła i życzliwości czas, dla innych – tradycyjny obowiązek siedzenia przy stole, z osobami, z którymi niewiele nas łączy. Jak mawiają: w końcu to rodzina, więc trzeba. Magda spotkała się z kuzynami i kuzynkami, których długo już nie widziała, ciotkami i wujkami, którzy rzadko odwiedzają jej rodziców. Po powrocie z wyjazdu postanowiła, że będzie częściej mówić o życzliwości. Takiej zwykłej, bezinteresownej i szczerej, pozbawionej zazdrości i ciągłego porównywania się z innymi. Dlaczego tym razem życzliwość? Bo w spotkaniach rodzinnych właśnie o życzliwość chodzi, jeśli chcemy, by były one radosne i ciepłe, a nie pełne drobnych uszczypliwości, obmawiania innych i przymusowego trzymania nerwów na wodzy.
Narzekanie mamy w genach
Magda pochodzi z małego miasteczka. Dziś mieszka w stolicy, ale droga do tego, jak teraz wygląda jej życie, nie była łatwa. Każdy przyjazd w rodzinne strony to dla Magdy jak zderzenie dwóch różnych światów. Tutaj żyje się zupełnie inaczej: byleby tylko praca była i zdrowie dopisywało. Prawie każdy narzeka, ktoś jest chory, ktoś umarł, kogoś pobili, ktoś stracił pracę, ktoś inny wyjechał za pracą do Anglii.
„To widać, że stać ich na wszystko – mawiają ludzie, widząc Magdę – dorobili się w tej Warszawie, nie to, co my, tu u nas o pracę ciężko, a pensja taka marna. Takim jak ona to dobrze, ma dużo pieniędzy i jeździ sobie po świecie. A tu bieda, «normalnych» ludzi na to wszystko nie stać… Świat jest jednak niesprawiedliwy”.
Wygodne życie wymaga odwagi
Patrząc na Magdę z zewnątrz, można powiedzieć krótko: ma dziś wygodne życie. Mieszka w pięknie urządzonym, dużym domu, jeździ dobrym samochodem, ma przystojnego męża i dwie cudowne pociechy. Nie brakuje jej niczego, no może oprócz czasu, bo dużo pracuje – ale to już inna historia.
Magda już w liceum wiedziała, że chce uciec do innego świata, że ta „małomiasteczkowość” zupełnie jej nie odpowiada. Po maturze wyjechała na studia do wymarzonego Krakowa. Nie było łatwo, mieszkanie w akademiku nie każdemu przypada do gustu: ciasnota, hałas, no i ta konieczność liczenia się z każdym groszem… Już na pierwszym roku pracowała. I już wtedy miała plan, żeby po studiach całkowicie się usamodzielnić. Wiedziała, że to jest pewien etap, pewna droga, którą musi pokonać, żeby jej życie wyglądało inaczej. Nigdy nie żyła ponad stan, nigdy nie pozwalała sobie nawet na odrobinę szaleństwa.
Po studiach szybko znalazła pracę na pełny etat, daleko, w Warszawie. Lepsze pieniądze, ale z drugiej strony dużo dalej od rodziny, znajomych, przyjaciół. Nie wahała się ani chwili. Praca wypełniała przynajmniej dziesięć godzin każdego jej dnia. Po jakimś czasie pojawiły się awans i podwyżka. Potem wzięła kredyt i kupiła własne mieszkanie. Imprezy, teatr, koncerty, restauracje – na taki luksus pozwalała sobie bardzo sporadycznie. Małżeństwo i dzieci odkładała na później, choć jej koleżanki i kuzynki z rodzinnego miasta już dawno pozakładały swoje rodziny. Magda miała od samego początku inny cel: chciała żyć inaczej. Otoczyć się ludźmi myślącymi jak ona.
Czy było jej żal, że nie poszła taką standardową drogą – znaleźć jakąkolwiek pracę, założyć rodzinę, wychowywać dzieci i jakoś żyć? Bywały takie chwile, szczególnie na początku: kiedy było jej źle, kiedy była już bardzo zmęczona pracą, kiedy czuła się samotna w wielkim mieście, kiedy przyjeżdżała do rodziców i czuła, że zupełnie już nie pasuje do tego świata, w którym wzrastała.
Dziś, kiedy słyszy narzekanie i użalanie się nad sobą, albo słowa w rodzaju „ten świat jest niesprawiedliwy”, zawsze reaguje tak samo i powtarza: „każdy jest kowalem swojego losu”. A swoim zazdrosnym kuzynkom odpowiada: „A czy ty miałabyś odwagę pójść swoją drogą mimo wszystko? Wyjechać do wielkiego miasta, nie wiedząc, co cię czeka? Odłożyć założenie rodziny, znalezienie męża i wychowywanie dzieci na kilka, a może kilkanaście lat? Potrafiłabyś zrezygnować na jakiś czas z prawdziwego życia: znajomych, imprez, wypadów do kina, teatru, na koncert? Chciałabyś, aby cię omijały wszystkie najlepsze rodzinne imprezy – imieniny mamy, urodziny taty, chrzciny siostrzeńca, wesele kuzyna czy grillowanie na działce u ciotki Kasi?”.
Twoje życie, twój wybór
Choć nie każdy ma odwagę szczerze się do tego przyznać, to każdy ma wybór i wolną wolę, żeby ułożyć sobie życie po swojemu. Jeśli wybrałam pozostanie w rodzinnym mieście, założenie rodziny, bycie mamą dla swoich dzieci i trwanie u boku męża; jeśli nie miałam nigdy ambitnych celów zawodowych, a może nie chciałam ich sobie stawiać, bo zawsze jakoś to będzie, może ktoś pomoże, a może po prostu się ułoży – to dziś mam to, co mam. Nie wyjeżdżam na super wakacje, nie jeżdżę świetnym samochodem, ale mam fajną rodzinę, stabilną pracę i bezpieczne życie, i choć pieniędzy wciąż brakuje, to nie zazdroszczę i nie porównuję się z innymi. Życzliwie patrzę na cudze życie – bo w końcu każdy jest kowalem swojego losu.
Czyż nie o to właśnie w spotkaniach rodzinnych chodzi? Życzliwość! Taka zwykła, bezinteresowna i szczera, pozbawiona zazdrości i ciągłego porównywania się z innymi.
I z takim podejściem dużo łatwiej będzie następnym razem powiedzieć: „droga Magdo, życzę Ci wszystkiego najlepszego”. Szczerze i z życzliwością.