Zmiana: Barbara

Ja nie dokonałam jeszcze tej przełomowej zmiany, która wyniosła mnie ku górze. Na razie w moim życiu dzieją się zmiany, które pchają mnie w dół. I z tego dołu piszę, bo może właśnie ta książka pomoże mi się dostać na szczyt. Zbieram „jak kamyki” każde drobne znaki nadziei, każde drobiazgi, które pomogą mi wstać i walczyć. O tę dobrą zmianę, która wreszcie będzie sensem cierpień i smutków…

Trzy lata temu zaczął się mój „egzamin na Hioba” – co miesiąc nowy cios, który generował żal, smutek, zaangażowanie i walkę. Wycieńczającą.

Wcześniej już doświadczyłam wielu złych rzeczy w życiu, ale też było w nich wiele ciosów, które działy się – jak je potem interpretowałam – po coś. Aby zrobić miejsce na lepsze, aby ktoś (lub ja) coś zrozumiał, aby pomogły w dalszym rozwoju. Szukałam w porażkach sensu i miałam nawet motylki w brzuchu – jak przy zakochaniu – gdy je odkryłam. Odnalazłam nawet sens nowotworu u mojej Mamy, który dało się zaleczyć. Sens dla niej i dla nas razem.

Ostatnie trzy lata: Pracowałam w korporacji (nie było dobrze, ale wydawało się bezpiecznie). Wróciłam po 9 miesiącach rehabilitacji po operacji kręgosłupa, szef (mobber) został naprawiony przez zarząd, stan Mamy był stabilny. Miałam 35 lat, 2 koty, panna, pracoholiczka.

Jesień: wtedy się zaczęło. Ukochany (pierwszy mój) kot zachorował ciężko. Ogarnęłam go (była szansa na 6 m-cy życia), to szef wrócił do wcześniejszego mobbingu (pewnie już wiedział o przyszłych zmianach w dziale, w którym nie byłam aż tak potrzebna). Następnie miałam ciężki wypadek samochodowy z cudzej winy. Jak ogarnęłam własne zdrowie, samochód zastępczy i naprawę – kot się „poddał”… W kolejnym miesiącu zdiagnozowano u mojej Mamy nawrót nowotworu i trafiła do szpitala (dla mnie: codzienne wizyty, prania i prasowania. A poza tym – miłość i strach. I walka). Następny miesiąc: kolejny rak w rodzinie; Kolejny wypadek samochodowy siostrzenicy; Kolejny znowu rak. I kwiecień – utrata pracy w korpo po 6u latach siedzenia do nocy, rezygnacji z zycia prywatnego, krwi z nosa za „brak chemii z szefem”. A w międzyczasie szef dbał, żebym się czuła niepotrzebna, niezdolna i zbędna. Czułam się, jak śmieć, który się do niczego nie nadaje. Grałam dobrą minę do złej gry, by móc pracować spokojnie. Pod koniec mnie to złamało… W międzyczasie wyjechałam za granicę z kolezanką – zyskać dystans, nadzieję i energię. Wróciłam silna, by słać CV – dopóki nie pojawil się kolejny rak…

Poźniej były tylko pogrzeby i smierci (w tym – mojej Mamy), zawiedzione rozmowy o pracę i nieudane aplikacje. A dla mnie – kolejny wypadek samochodowy (cudza wina) przed rozmową o pracę. 4 raki, 5 pogrzebów.

Leczenie depresji i uciekanie w alkohol. Nerwica widoczna, jak na dłoni (dygoty, trzęsące się ręce i szyja) na rozmowach. Krotkie epizody zleceń…

Dla zleceń założyłam własną firmę. Wiele lat temu mialam przygodę – chciałam spełnić swoje marzenia o wzornictwie przemysłowym i designie – stanęło na damskich torebkach. Więc poświęciłam czas na naukę (kaletnictwo, ale też detale dekoracyjne: drewno, metaloplastyka, kamienie jubilerskie itp.). Teraz chciałam do tego wrócić – torebki, poduszki… Kupiłam dobrą maszynę, mam zapas skór i nici, mam miejsce (w kuchni, w jadalni)… A ten czas przygody z rękodziełem był; najpiekniejszy w moim życiu.
Jednak ostatnie miesiące były strachem ciągnącym się za poprzednimi wydarzeniami – zero sukcesów w rekrutacjach, złamanie (obojczyk – unieruchomił mnie na 2 miesiące), zapożyczenie po uszy i strach, co będzie dalej…
I brak tego światełka, które pokazuje sens zmian… Plus żałoba po Mamie – najbliższej mi osobie… I konflikt z Bratem i jego Rodziną (po pogrzebie Mamy chciałam odebrać sobie życie, co było zarzewiem kłótni na miesiące…)

Dzięki dobrym ludziom zaczynam się wygrzebywać z bagna. Przyznaję się też do problemu z piciem. I czynię kroki w celu wyleczenia (odpowiednia placówka na mnie czeka…)
I tęsknię też za rękodziełem, mam masę pomysłów i materiałów. Na razie – to zamki na piasku (szczególnie po piwie). Stopuje mnie strach: bo złe zdjęcie, bo zły szew… Ale też przeraża mnie ponowna praca w korpie: ideologia, plany, budżety, teksty i tp. Mam wrażenie, że mnie to przerasta i – że już nie dam rady.
Taka jest sytuacja: szukam dróg, by przestać pocieszać się piciem. I szukam sensu tych porażek, które mnie spotkały. Od planowania samobójstwa przeszłam do etapu walki o sens. Chcę się leczyć i chcę znaleźć swoją drogę. Mam hipotekę, mam straszne długi i niepewność. Ale sprzedaję mieszkanie Mamy, więc zyskam pewną (hmm?) swobodę. Nie chcę tego przepić i przepalić, chcę zyskać nadzieję i sukces w pasji (lub chociaż – czas na pasję po godzinach).
Dlatego opisuję swoją historię dla tej książki. Bo jeszcze mi się nie udało, ale może ta opowieść mi pomoże. Bardzo bym chciała znaleźć swój sens…

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.