Zostalam „kurą domową”… na początku nie przeszkadzało mi to, lubię gotować, sprzątać, dbać o dom i rodzinę, robić zakupy… ale ileż można? Chciałam wyrwać się, odreagować choć na chwilę, poświęcić czas tylko dla siebie, pomyśleć tylko o sobie a nie o mężu i dziecku, ale przede wszystkim chciałam, żeby mnie doceniono – mnie i pracę, którą wykonuję dbając o rodzinę, wychowując dziecko. Pierwszy krok do zmiany to był wypad na noc do przyjaciółki ze studiów. Nie było łatwo, mimo iż bardzo tego pragnęłam i potrzebowalam, na kartce napisałam mężowi co i jak, naszykowałam kolację, piżamki, ubrania na następny dzień i pojechałam… nie powiem, kilka razy dzwoniłam, pisałam smsy, myślałam o rodzinie, ale tak sie odprężyłam, pogaduchy, winko, na drugi dzień spanie długo, spokojne śniadanie i kawa, zakupy…ech. Cudownie. Wróciłam pełna energii, humoru, powera z uśmiechem na twarzy do domu. 1 noc… i powiedziałam dość?! poradzili sobie beze mnie, nic nie stało się jak mnie nie było, więc czas zacząć myśleć o sobie i spędzać czas bez dziecka i męża. I mąż sie zgodzil… widział, że wróciłam odmieniona, na plus oczywiście.;) od tego momentu raz w tygodniu fitness, rower godzinka co 2 dzień, spacery w samotności i wypady do kumpeli na zakupy i pogaduchy… życie nabrało koloru, i nikt nie jest pokrzywdzony, mama zadowolona, córa tez bo z tatusiem więcej czasu spędzą. Same plusy.