Bądź zaangażowany w swoje życie i poczuj, że żyjesz!

Podczas gdy ludzie zazwyczaj najbardziej boją się śmierci, ja szczególnie obawiam się nieżycia naprawdę – życia w uśpieniu, mechanicznego, bezrefleksyjnego działania zamiast pełnego zmysłowości budzenia się każdego ranka od nowa. Jakże różne możemy wieść życie w zależności od tego, co stanowi dla nas większą wartość – pełne zaangażowania i odpowiedzialności branie spraw w swoje ręce, czy miałkie, ale za to dające poczucie bezpieczeństwa przyglądanie się wydarzeniom z dystansu. Dzisiaj o tym, co zrobić, żeby zwiększyć szanse na satysfakcjonujące życie, czyli o zaangażowaniu. 

Żyć w zgodzie ze sobą 

Przygotowując się do napisania tego teksu, zapytałam kilkoro znajomych, z czym kojarzy im się zaangażowanie. W odpowiedzi usłyszałam: z pewnością, odwagą, przyjemnością, ze świadomym wyborem, z tym, że mi się chce, z tym, że uznałam/uznałem, że warto, z pełnią. Mając podobne skojarzenia, na usta ciśnie mi się pytanie: czy jest zatem coś bardziej wartego zaangażowania niż własne, świadome życie? 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Antony De Mello w książce „Przebudzenie” nawołuje wręcz: Bądź świadom swych motywów; tego, skąd one się biorą. Nieświadome życie nie jest warte tego, by je przeżyć. Nieświadome życie jest życiem mechanicznym. Jest nieludzkie, jest zaprogramowane, jest uwarunkowane. Równie dobrze mógłbyś być kamieniem lub drewnem. 

Profesor psychologii Mihaly Csikszentmihalyi, znany jako twórca koncepcji flow i autor wielu książek jej poświęconych, także zwraca na to uwagę. W swojej książce pt. „Przepływ” podkreśla, że szczęście przynosi życie w zgodzie ze sobą, na co wpływ mają takie czynniki jak: poczucie kontroli (sprawczość działania), zaangażowanie oraz podejmowanie wyzwań (zmiana). 

Zaangażowanie można zdefiniować jako aktywny udział w jakimś działaniu; zacięcie, oddanie. Mam wrażenie, że dopiero kiedy angażujemy się w przedsięwzięcie, nabiera ono sensu, staje się dla nas źródłem satysfakcji i rozwoju. Niezależnie od tego, czy „przedsięwzięciem” nazwiemy związek uczuciowy, pracę zawodową, czy aktywne rodzicielstwo. 

Zaangażowanie w związku

Trójczynnikowa koncepcja miłości autorstwa psychologa Roberta Sternberga stawia zaangażowanie obok jednego z trzech czynników (oprócz intymności i namiętności) warunkujących powstanie uczucia zwanego miłością. Na zaangażowanie składają się: decyzje, myśli, uczucia i działania ukierunkowane na stworzenie i utrzymanie trwałego związku. Jak wynika z badań prowadzonych przez Sternberga, to właśnie zaangażowanie najsilniej podtrzymuje uczucia. Aby związek był udany – podkreśla psycholog – poziom zaangażowania obydwu stron powinien być porównywalny. Zauważa też, że zaangażowanie wzrasta w trakcie trwania związku i jest względnie stabilne. 

Inną kwestią jest strach przed zaangażowaniem w związek uczuciowy, lęk przed podjęciem ryzyka związanego z odrzuceniem lub zaangażowaniem się w większym stopniu niż partner. Niestety, jak się okazuje, brak aktywnej współpracy, chłodna zdystansowana postawa w relacji nie stanowią rozwiązania, bowiem skazują nas na samotność w związku, co może stać się jeszcze bardziej destrukcyjnym uczuciem. 

W naszym życiu wchodzimy jednak w wiele związków; nie licząc partnerskich/małżeńskich, są jeszcze te, które tworzymy z przyjaciółmi, znajomymi, rodzicami i dziećmi. W zasadzie bliska jest mi teza, że tak naprawdę wchodzimy w relacje ze wszystkimi osobami, które spotykamy na swojej drodze; od każdej z nich możemy dowiedzieć się o sobie czegoś nowego, począwszy od lekarza, urzędnika, a skończywszy na sąsiadach mijanych codziennie. Każde spotkanie może mieć znaczenie, jednak czy tak się stanie, w dużej mierze zależy właśnie od naszego zaangażowania. Postawa taka musi wynikać z nas samych, z naszej potrzeby i z naszego świadomego wyboru; z wejścia całym sobą w sytuacje, które spotykają nas na co dzień, dzięki czemu mogą stać się źródłem głębokiej satysfakcji i rozwoju. Wierzę, że nie ma czegoś takiego jak przypadkowy czy obojętny związek. Wszystkie stają się istotne kiedy nie jesteśmy bierni i pasywni w swoich poczynaniach. 

Dobre relacje i więzi społeczno-rodzinne to recepta na dobre zdrowie, polecana również przez lekarzy. Dr Agnieszka Kołacińska w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” (1.10.2016) podkreśla, że „warto pielęgnować w sobie afirmację życia, dbać o zaangażowanie w relacje międzyludzkie, pracować w sposób umiarkowany i pożyteczny. To też są nasze czynniki ochronne” – dodaje. 

Zaangażowanie w pracy

Wspomniany już Mihaly Csikszentmihalyi od lat zajmuje się zagadnieniem „przepływu”, czyli takiego stanu umysłu, kiedy świadomość jest harmonijnie kierowana i kiedy człowiek pragnie kontynuować działania dla czystej satysfakcji działania. Stan taki niemożliwy jest do osiągnięcia bez naszego zaangażowania; jest ono w zasadzie warunkiem niezbędnym aby uzyskać doświadczenie optymalne, czyli poczucie kontrolowania swoich działań, bycia panem swego losu, uniesienia i głębokiego zadowolenia. Doświadczenie to jest tak silne i transformujące, że często staje się miarą tego, jakie mogłoby/powinno być nasze życie. 

Według Csikszentmihalyi’ego osiągnięciu przepływu w pracy sprzyjają takie czynniki jak: postawienie jasnego, możliwego do osiągnięcia celu, czytelna i szybko dostępna informacja zwrotna na temat naszych poczynań, które – co nie mniej istotne – powinny stanowić dla nas wyzwanie.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że opisany przez Csikszentmihalyi’ego stan flow ma wiele wspólnego z tak bliskim mi pojęciem uważności, skupienia na bieżącej chwili, wejścia i zatopienia się w niej do tego stopnia, że nie zauważamy upływu czasu, nie czekamy na efekt końcowy, a jedynie celebrujemy każdą chwilę i pozwalamy jej swobodnie się rozwijać. 

Jestem głęboko przekonana, że przy dużym stopniu zaangażowania w podejmowane czynności mogą stać się one źródłem naszej wielkiej satysfakcji, bo – jak mówi stare buddyjskie porzekadło – bardziej istotne od tego, CO robisz, jest to, JAK to robisz

Aktywne rodzicielstwo

Powiedzmy to wprost: bycie dobrym rodzicem nie jest ani proste, ani tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Nikt nas tego nie uczy, a przecież każdemu świadomemu rodzicowi zależy na dobru jego dziecka. Niestety, od czasu, kiedy świat wyraźnie przyspieszył, zadanie to stało się jeszcze trudniejsze; bo czyż dobry rodzic to nie rodzic zaangażowany? Zaangażowanie i aktywne rodzicielstwo to nic innego jak poświęcanie dziecku czasu oraz dostrzeganie i reagowanie na jego potrzeby i troski. 

Zadanie to stanie się łatwiejsze, kiedy zdamy sobie sprawę, że wychowanie to długofalowy proces, którego celem jest towarzyszenie dziecku w drodze stawania się człowiekiem samodzielnym, pełnym poczucia własnej wartości i odwagi związanej z wkraczaniem w świat. 

Goldie Hawn i Wendy Holden w książce „10 minut uważności” zaangażowaniem nazywają dostrojenie się do przeżyć i uczuć dziecka. Wskazują 4 kroki, które mają nam to ułatwić. Aby zatem skupić się na potrzebie dziecka, należy:

  1. oderwać się na chwilę od swoich czynności i ze szczerym zainteresowaniem, otwartością i gotowością zejść do poziomu, na którym znajduje się dziecko, żeby uważnie wysłuchać tego, co chce nam przekazać;
  2. mówić głosem wyrażającym emocje adekwatne do sytuacji;
  3. wyrażać aprobatę i akceptację;
  4. uszanować uczucia dziecka, kiedy jest ono smutne albo sfrustrowane, i okazać współczucie, zamiast zaprzeczać lub karcić je za te trudne emocje.

Warto jednak pamiętać, że nie tylko dziecko ma prawo do błędu czy złego samopoczucia; my też je mamy. Dobrze jest umieć sobie wybaczyć, gdy zdarza nam się nie być tak cierpliwym, jak byśmy tego pragnęli, albo gdy czasami nam się zwyczajnie nie chce. W takich sytuacjach lubię przypomnieć sobie zasadę 80/20, czyli dbać o to, aby na co dzień bilansować proporcje mojego zaangażowania i odpuszczania. Nie wierzę w to, że poświęcanie się i działanie wbrew sobie mogą przynieść komukolwiek wymierne korzyści. Dążenie do perfekcji wywołuje zupełnie niepotrzebne, a wręcz niepożądane napięcie i zniechęcenie. 

Mam nieodparte wrażenie, że choć zaangażowanie wymaga od nas wysiłku, zawsze się opłaca. Dzięki niemu to, co właśnie robimy (niezależnie od tego, czym jest), staje sie naszym celem, wyborem. A to oznacza, że automatycznie rodzi się w nas postawa akceptacji, która bezpośrednio przekłada się na poczucie satysfakcji z wykonywanej czynności. To nieprawda, że żyje się raz; żyjemy każdego dnia od nowa. Warto z tego korzystać pełnymi garściami. 

Powodzenia! 

 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
Avatar
Katarzyna Zofia Bazylczyk

Kim jestem i co robię: Trener rozwoju osobistego, doradca zawodowy, surdopedagog i miłośniczka jogi, z pasją i zaangażowaniem zgłębiająca dziedzinę mindfulness. Dyplomowany trener relaksacji, matka dzieciom, autorka bloga Na co dzień pracuję z dziećmi i młodzieżą, pomagając im w zrozumieniu istoty uważności i uświadamianiu, że eksplorowanie świata dobrze jest zacząć od źródła, czyli od siebie samego.   Dlaczego tu jestem: Ponieważ wierzę, że nie ma przypadków i wszystko jest po coś. Chciałabym dzielić się moim odkryciem, czyli wiedzą na temat tego, jak wielką moc ma uważność i jakie niezwykłe zmiany może wnosić w nasze życie. Z czego jestem dumna w moim życiu: Cudowne dzieciaki, fajny mąż, rosnąca samoświadomość, odwaga w podejmowaniu wyzwań (mimo czasami miękkich kolan). Moje słabości: Nadopiekuńczość.  Mój sprawdzony sposób na zły humor: Chwila sam na sam ze sobą. Niespieszność. Największa zmiana w moim życiu: Zmiana w sposobie myślenia, że wszystko czego potrzebujemy nosimy w sobie. I wynikająca z tego pewność  siebie, rozumiana jako spokój wewnętrzny i wiara we własne możliwości.

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.

[ivory-search id="5517" title="Default Search Form"]