„Nie jesteś swoim bekhendem” – pisze Timothy Gallwey w książce „Wewnętrzna gra: tenis”, nawiązując do tego, jak myślą o sobie sportowcy po nieudanym zagraniu. Mamy tendencję do określania całej swojej tożsamości na podstawie jednej porażki, pozwalając, by samoocena to wzlatywała w górę, to zjeżdżała ostro w dół. Jak na kolejce górskiej. Nie da się osiągać w życiu samych sukcesów – to pasmo górek i dołków, ale czy samoocena powinna jeździć tym rollercoasterem razem z nami?
Dlaczego nie możesz być swoim bekhendem
Gallwey opisuje bardzo częstą sytuację u sportowców: w momencie, gdy nie uda im się jakieś zagranie, swoją negatywną opinię na jego temat przelewają na całych siebie. Zamiast pomyśleć: „ten bekhend był beznadziejny”, myślą: „ja jestem beznadziejny”. Tak jakby jedno nieudane zagranie miało definiować nas w całości.
A przecież zdarzają się zagrania genialne, posłanie piłki tak szybkiej i podkręconej, że przeciwnik nie jest w stanie zareagować w dostępnym dla człowieka czasie. Ale jakoś przy sukcesach rzadziej myślimy o sobie jak o najlepszych na świecie.
To, że raz Ci się coś nie udało, nie znaczy, że jesteś chodzącą porażką i beznadziejnym człowiekiem. Tak jak jedno czy nawet kilka nieudanych zagrań nie oznacza, że ktoś jest kiepskim tenisistą.
A jak często tworzymy sobie takie generalizacje na nasz temat! Raz coś Ci nie wyjdzie i już: „jestem beznadziejny”. Raz zjesz kostkę czekolady na diecie i już: „nigdy nie schudnę, będę wiecznie gruby”. Raz czegoś zapomnisz i już: „taka ze mnie gapa!”. A to się cały czas odkłada w głowie, mocno obniżając samoocenę.
Wyproś samoocenę z wagonika
„Twoja samoocena nie może zależeć od Twojego ostatniego sukcesu lub porażki. Musi być stała. Inaczej jeździsz na przysłowiowym rollercoasterze, kontrolowany przez wydarzenia i wpływy z zewnątrz, zamiast przez swoje mocne strony i zasługi”.
To cytat z książki „Million Dollar Consulting” Allana Weissa. Życie jest właśnie jak taka kolejka górska – raz jest ciężko i cały czas pod górkę, czasem z napięciem zatrzymujesz się jak na krawędzi przed podjęciem ważnej decyzji; a czasami z górki – wszystko się układa po Twojej myśli. Są i zakręty, i długie proste drogi. Jednak jeśli Twoja samoocena siedzi w wagoniku razem z Tobą, jesteś narażony na jej ciągłe wahania – stąd okresowy brak wiary w siebie, syndrom oszusta, działanie zrywami.
Czy Twoja samoocena siedzi z Tobą w wagoniku? Jeśli tak, to natychmiast ją wyproś! Zacznij od wypisania na kartce A4 wszystkich rzeczy, które Ci w życiu wyszły, z których jesteś dumny – wszystkich mniejszych i większych sukcesów (nawet jeśli miały miejsce dawno temu!). Następnie powieś tę kartkę w miejscu, na które często spoglądasz. Regularnie rób przegląd tej listy i dopisuj nowe elementy.
Skąd brać wysoką samoocenę?
Samoocena i poczucie własnej wartości powinny pochodzić ze środka. Z tego, jakim jesteś człowiekiem. Z tego, co potrafisz, co robisz dla innych, co robisz dla siebie. Z poczucia, że jesteś na tym świecie po coś. Krok po kroku, dzięki regularnej pracy, samoocena powinna stopniowo rosnąć, niezależnie od tego, co ktoś czasem o Tobie powie, czy od porażek – które na pewno Ci się przydarzą!
Nie jesteś swoim bekhendem. Jesteś wartościowym człowiekiem, pełnym wyjątkowych talentów i cudownych cech. Czasami coś nie wyjdzie Ci perfekcyjnie, ale jest to całkowicie OK.
Pamiętaj, że to, że popełnisz błąd czy poniesiesz porażkę, nie mówi nic o Tobie. Porażki nie definiują Twojej wartości jako człowieka. Zamiast myśleć: „jestem porażką”, pomyśl: „ta konkretna rzecz mi się nie udała”. Trzymasz się w ten sposób faktów, nie obniżając swojej samooceny – bo wypraszasz ją z wagonika.