Przejdź do treści

Zmiany w Życiu

Strona główna » Podróż po Laosie – historia o tym, jak pogodziłam się z moją samotnością

Podróż po Laosie – historia o tym, jak pogodziłam się z moją samotnością

Nie chciałam jechać sama w tę podróż. Planowałam ją z chłopakiem, którego poznałam w Sajgonie kilka tygodni wcześniej, a który był doświadczonym podróżnikiem (warto podkreślić, że do tego bardzo przystojnym!). Z drugiej jednak strony miałam w głowie wyobrażenie samotnego objazdu południowego Laosu – marzenie, które chciałam spełnić, ale bałam się. 

Nie musiałam dwa razy prosić. Okazało się jednak, że chłopak zachorował, do tego doszły przytłaczające problemy z rodziną. Ani się obejrzałam, a wyruszałam sama do Laosu. Również chora, ale nie miałam wyjścia, ponieważ kończyła mi się wiza i musiałam wyjechać z Wietnamu. 

Znacie to uczucie? Im bardziej czegoś nie chcecie, tym więcej tego w życiu dostajecie? Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego tak się dzieje? 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Dla mnie tym czymś, czego tak bardzo nie chciałam, była samotność. Mnie samą to zaskakuje, ponieważ mam przyjaciół na całym świecie oraz ludzi, którzy troszczą się o mnie w każdym kraju, w którym mieszkałam lub pomieszkuję. Niemniej zaczynanie życia w nowym miejscu wszystko resetuje i zanim człowiek się zaaklimatyzuje, musi przebyć samotną ścieżkę. W takiej sytuacji samotne podróżowanie bywa ostatnią rzeczą, na jaką ma ochotę.

Po dość wyczerpującej podróży autobusem z centralnego Wietnamu dotarłam do Laosu. Chora i pozbawiona energii, naiwnie myślałam, że odpocznę przez jeden dzień, a potem udam się w tę motorową podróż, której obraz zdążył dojrzeć w mojej głowie.

Niestety, stan mojego zdrowia się pogarszał. Wieczorem zaczęły mnie swędzić dłonie i nogi. Czułam jakby pieczenie, jakby alergię – wolę nawet nie myśleć na co. Mogę tylko powiedzieć, że następny dzień był dla mnie piekielnie ciężki. Czułam się okropnie i nawet nie miałam komu się wypłakać. Byłam przecież sama w nowym dla mnie miejscu.

Po pierwszym nieudanym podejściu w końcu znalazłam międzynarodowy szpital. Lekarz przyjął mnie na korytarzu, bo akurat przechodził. Przepisał mi leki przeciwhistaminowe, które nieznacznie mnie uśpiły, ale przynajmniej obniżyły intensywność swędzenia. Choć nadal czułam się okropnie, trochę się uspokoiłam. 

***** 

Pakse to małe miasteczko na południu Laosu. Urocze miejsce, aby w nim utknąć. Miałam tam wszystko, czego potrzebowałam – od minimarketu na wprost hotelu, po restaurację tuż za rogiem ze świeżym i zdrowym jedzeniem. Do tego wi-fi w pokoju i telewizję, w której mogłam oglądać Euro. 

Postanowiłam pogodzić się z tą moją samotnością. I wtedy stało się coś niesamowitego – samotność po prostu przestała mi doskwierać, podobnie jak fakt, że Laotańczycy nie wysilali się zbytnio na jakiekolwiek interakcje (jak choćby w postaci uśmiechów rzucanych znad smartfonów). Laos to Laos. Zanurzony w ciszy. 

Postanowiłam więc uprawiać ciszę.

Jeśli pochodzisz z małej rodziny lub takiej, która zdaje się, że cię nie rozumie, nie masz w sumie okazji, aby poczuć się samotnym. Może dlatego moją lekcją było szlifowanie samotności poprzez polubienie własnego towarzystwa – do tego stopnia, żeby nigdy więcej nie czuć się samotna z samą sobą. 

Tak na marginesie: chłopak, z którym miałam jechać, więcej się do mnie nie odezwał. Mam nadzieję, że żyje i ma się dobrze. 

Nie jest tajemnicą, że aby stworzyć z kimś zdrowy i wyjątkowy związek, najpierw musisz poczuć się dobrze z samym sobą. Związek, który powstaje na fundamentach samotności, skazany jest na niepowodzenie, zanim tak naprawdę się zacznie. 

Dobrze jest zdać sobie z tego sprawę i poczuć to każdą komórką ciała. Przyszła do mnie wtedy następująca myśl, a właściwie pytanie: co z tego, że czuję się gotowa, aby się ustatkować, zamiast tułać się sama po świecie? Zdaje się, że życie chciało, abym dobrze się bawiła, nie miałam więc wyjścia i poddałam się temu. Może też chciało mnie nauczyć przyjaźni z samą sobą, abym mogła stworzyć zdrowy i wartościowy związek? 

Po czterech dniach samotnego leżenia w hotelu, ponownej wizycie w szpitalu oraz zażyciu antybiotyków poczułam się lepiej, więc wyruszyłam w motorową podróż marzeń po parkach narodowych południowego Laosu. Przemyślenia zaszczepiły się w moich komórkach. Oddychałam kojącą bryzą, kontemplując mijane laotańskie krajobrazy.

 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *