Najtrudniejsze są początki. Nie jest łatwo zatrzymać się w biegu, zrobić coś inaczej niż do tej pory albo spojrzeć z innej perspektywy niż zwykło się patrzeć. Nie jest to proste, ale warto, zwłaszcza kiedy mamy już dość cierpienia, a wszystkie inne metody zawiodły.
Czasami trudno jest uwierzyć w to, że aby pójść dalej, trzeba usiąść/zatrzymać się. Tak, świat jest pełen paradoksów. Japońskie powiedzenie mówi, że „w dniu, w którym zaniechasz podróży, dotrzesz do celu”, i jest tam ukryta wielka mądrość. Na co dzień przywykliśmy do szukania rozwiązań, podejmując działania – robiąc coś, planując albo przynajmniej o tym rozmyślając. Ale lista zadań nigdy się nie kończy, bo ciągle przybywają nowe.
Zrobić sobie przerwę
Tymczasem inny sposób mówi o tym, żeby usiąść spokojnie, przez chwilę się nie angażować i obserwować w bezruchu (to, co na zewnątrz i wewnątrz nas). Jeśli się tego nauczymy (bo choć jest proste, bywa niełatwe), to powoli zaczniemy „odklejać się” od problemów i trosk, które na co dzień zaprzątają naszą uwagę. Zaczniemy widzieć/rozumieć ich właściwą wagę i miejsce, a tym samym będziemy wiedzieli, co z tym zrobić (a może nie robić nic?). Chodzi o dostrzeganie tego, co się pojawia, i pozwolenie temu po prostu być, o zrobienie trochę miejsca dla tych doznań. Ucieczka od cierpienia prowadzi przez cierpienie. Troski (a raczej myśli o troskach) przestają mieć nad nami władzę. Umiejętność pozostawania z tym, co jest, zwykłe obserwowanie własnego doświadczenia z czasem przynosi ulgę i daje właściwą perspektywę; to trochę tak, jakbyśmy zrobili krok do tyłu i zdobyli lepszą widoczność.
To nie jest obietnica, że zawsze już będzie dobrze, że nic się nie popsuje, że będzie już tylko lekko i „żyli długo i szczęśliwie”. Ale dzięki spokojnemu siedzeniu nabieramy pewności, że zawsze sobie poradzimy i możemy na siebie liczyć; że oprócz wiedzy, inteligencji i doświadczeń mamy coś jeszcze, coś najcenniejszego – mamy siebie i swoją wrodzoną mądrość, z którą łączymy się w chwili bezruchu i wyciszenia. A korzystając z tej mądrości, w każdej poszczególnej chwili, wiemy, co mamy robić. Wiedza wyuczona daje odpowiedzi na stare, minione problemy, inteligencja wrodzona/wewnętrzna przynosi zawsze świeże, aktualne, a tym samym najlepsze rozwiązania.
Świeżym okiem
Dzięki tej praktyce, zaczniemy rozróżniać sytuacje, na które realnie mamy wpływ i możemy coś zrobić, od tych, które są tylko strachami w naszej głowie i martwieniem się na zapas. Przestaniemy zamartwiać się sprawami/historiami, które już dawno minęły, i będziemy częściej odpoczywać. Nauczymy się odróżniać, co ma znaczenie, od hałasu w głowie – natrętnych myśli i wyobrażeń. Kurtyna się unosi, mgła się rozwiewa, a my zaczynamy widzieć (jak jest).
A ewentualne obawy, że spokojne siedzenie „rozleniwia” albo sprawi, że zaczniemy zaniedbywać obowiązki, są zupełnie niepotrzebne. W zasadzie jest dokładnie odwrotnie. W bezruchu wszystko widać lepiej; pojawia się przestrzeń i wiedza, co należy (z)robić, kiedy to (z)robić i kto powinien się tym zająć. Nie rzucamy się już kompulsywnie na obowiązki albo do rozwiązywania problemów, które wcale nie wymagają naszej aktywności. Zyskujemy dużo energii (a raczej jej nie trwonimy) oraz więcej czasu, wtedy też pojawiają się chęci do działania, a że wiemy już, co mamy robić, czynimy to z przyjemnością. Nawet jeśli są to niechciane obowiązki czy zadania, zaczynamy rozumieć, że taka jest natura naszej egzystencji, taka jest kolej rzeczy. Dociera do nas, że może być dobrze, choćby wtedy, kiedy jest inaczej, niż tego pragnęliśmy. Nie zmienimy okoliczności czy otoczenia, ale możemy zmienić swoje podejście/nastawienie. Dzięki temu nic nie jest w stanie nas zaskoczyć ani nami poruszyć, przecież spodziewamy się wszystkiego. Otwieramy się, dzięki czemu mamy lepsze pole widzenia, widzimy więcej i w szerszej perspektywie.
Z dystansem
Jest jeszcze jedna kwestia, która może być ogromnie pomocna w chwili poczucia przytłoczenia czy przygnębienia. Otóż świadome wspieranie naszych wewnętrznych zasobów, przede wszystkim cech psychicznych, jest nieodzowne w trudnych chwilach. Poczucie humoru – bo o nim mowa – uznawane jest przez współczesną psychiatrię za jedną z tzw. kluczowych sił charakteru wspierających dobrostan. Wiadomym jest, że będąc w kiepskim stanie psychicznym, ostatnią rzeczą jest chęć żartowania, a jednak to właśnie wtedy znalezienie dystansu do sytuacji, w której się znaleźliśmy, jest szczególnie istotne. Poczucie humoru, nawet kiedy nie jest nam do śmiechu, pomaga rozładować napięcie, uwolnić zgromadzoną energię i otwiera na zmianę. Umiejętność zachowania dystansu, oderwania się, zażartowania, może być kluczowa do stworzenia nowej perspektywy i spojrzenia na sytuację świeżym okiem, bo jak stwierdził Daniel Kahneman – „Nic nie jest tak ważne, jak ci się wydaje, kiedy o tym myślisz”.