Znajdź wreszcie chwilę dla siebie!

Jesteśmy zabiegani. Pędzimy przed siebie, bo takie tempo narzuca nam życie. Oglądamy kątem oka seriale, w których piękni, młodzi i ciągle aktywni czerpią radość z braku urlopu czy wolnych wieczorów. Pracują, zapełniają każdą minutę jakimś zajęciem. Stale otaczają ich dźwięki, ludzie, rozmowy. Bez chwili ciszy, bez momentu wytchnienia, odpoczynku, spotkania z samym sobą. Myślimy: „fajne mają życie, są szczęśliwi, uśmiechnięci, tyle się u nich dzieje!”. Większość widzów jest zdziwiona, gdy w jednym z kolejnych odcinków, zupełnie bez zapowiedzi, główna bohaterka zaczyna zanosić się płaczem. Późna godzina, ciemność za oknem, telefon w końcu przestał dzwonić. Została sama ze swoimi myślami i dziwną pustką w środku.

Za często zapominamy o sobie, o własnych potrzebach. Nie mamy czasu, by zadać sobie ważne pytania o teraźniejszość, o przyszłość. Nie mamy czasu, by sprawić sobie przyjemność, by o siebie zadbać, wybrać się na długi spacer, owinąć kocem i z kubkiem herbaty pogrążyć się w lekturze ciekawej książki. Nie dajemy sobie szansy na zwykłe „nicnierobienie”, na wykonywanie codziennych czynności z uwagą, w skupieniu. Aż pewnego dnia czujemy się jak balon, który ktoś nagle przebił i uleciało z niego całe powietrze. Uff. Warto wyłączyć telefon i mieć 30 minut tylko dla siebie. Każdego dnia. Czasami to trudne, bo praca, dom, dzieci, obowiązki… ale bywa wykonalne. Prawda jest taka, że na pośpiech i brak czasu narzekają bardzo często osoby, które nie mają rodzinnych zobowiązań. Pracują, owszem, mają dużo aktywności poza pracą, ale zupełnie nie radzą sobie z organizacją dnia.

Ja swoje 30 minut znalazłam… rano. Jestem śpiochem, uwielbiam spać do oporu. Zawsze zrywałam się w ostatniej chwili, przestawiałam budzik 15 razy, pędem biegłam do łazienki, potem szybkie prasowanie, w pośpiechu zamykane drzwi, nerwowe patrzenie na zegarek – czy zdążę na autobus? I czy wyłączyłam żelazko?! Pamiętam, jak na zajęciach z zarządzania sobą w stresie powiedziałam prowadzącemu, że codziennie wstaję podenerwowana i zła na cały świat, bo wszystko mnie rano wkurza. Powiedział: „opowiedz mi o swoich porankach”. Opowiedziałam, pokiwał głową ze zrozumieniem i rzucił krótką odpowiedź: „zacznij wstawać wcześniej”. Tak po prostu? Ok, niech będzie… Żeby nie było, że nie próbowałam!

Pierwsze dwa tygodnie to była droga przez mękę. A później pokochałam moje nieśpieszne poranki. Budzik dzwoni, przeciągam się jeszcze 5 minut w łóżku, patrzę na piękne zdjęcia lawendy wiszące na szafie i ścianach. Zapalam małą lampkę w łazience i biorę prysznic, ciesząc się ciepłą wodą spływającą po ciele. Zakładam miękki szlafrok, parzę kawę, szykuję śniadanie, które zjadam siedząc wygodnie przy stole. Potem makijaż, zakładanie dzień wcześniej uprasowanych ubrań. Lubię jak jest cicho, więc nie włączam radia ani komputera. Czasem przeczytam kilka stron książki, a czasem siadam sobie wygodnie na kanapie i zastanawiam się nad tym, co bym chciała, aby ten nowy dzień przyniósł, co mogę zrobić, by był jeszcze lepszy niż poprzedni. Czy to pół godziny snu dłużej coś by w moim życiu zmieniło? Nie sądzę. Ale 30 minut mniej snu zmienia bardzo dużo. Staram się nie jeść przed snem, więc dobrze śpię i wstaję wyspana, a poranek to mój czas tylko dla mnie. Czas poświęcony na celebrowanie małych rytuałów i ograniczenie wszelkich zewnętrznych bodźców. Wychodzę z mieszkania spokojna, nie śpieszę się na autobus. Czuję się zrelaksowana. Polecam spróbować, jeśli myślicie, że tryb „drzemka” w telefonie jest Waszym serdecznym przyjacielem.

Agnieszka Kuczyńska

Kim jestem i co robię: Miłośniczką Portugalii, która nie umie usiedzieć w miejscu. Pracuję na etacie, a każdą wolną chwilę wykorzystuję na podróże, prowadzenie bloga cale-zycie-w-podrozy.blogspot.com  z relacjami z wyjazdów i zachęcanie ludzi do poznawania Europy. Marzę, planuję, realizuję. Dlaczego tu jestem? Bo wierzę, że życie jest podróżą a sama droga jest ważniejsza niż cel. Uważam, że stale musimy się rozwijać. Chcę pisać o pięknych miejscach, ale też ludziach spotkanych w podróży, smakach świata i o tym, że nasze życie zależy od podejmowanych przez nas każdego dnia małych decyzji. Z czego jestem dumna w moim życiu? Z kilku pięknych marzeń chorych dzieci, które udało mi się spełnić, ponieważ przebywając z nimi zrozumiałam, co jest naprawdę ważne. A także z tego, że mam odwagę mówić na głos, czego od życia chcę a czego nie. Moje słabości: słomiany zapał w wielu kwestiach i ciągle kiepska organizacja czasu. Mój sprawdzony sposób na zły nastrój: dobry film, długie spacery i szukanie tanich biletów lotniczych  Największa zmiana w moim życiu: Ciągle coś zmieniam i modyfikuję, szukając własnej drogi. Nie umiem wskazać tej największej. Miejscowość: Warszawa

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.